8. Śmierdząca sprawa

1.8K 100 14
                                    

MAVEN

Jeżeli kiedykolwiek wspomniałem, że towarzyszyło mi szczęście, to ewidentnie coś mi wtedy zaszkodziło. Dałem radę ze świniami, poradziłem sobie z wściekłym kotem, który rzucał się we wszystkie strony świata, królik też nie był mi straszny, tak samo jak szczepienie psa. Zrobiło się chyba za spokojnie, bo Cole niedawno zakończył rozmowę, a jego mina wskazywała, że się załamię. Nie przygotowałem się na to mentalnie. Spodziewałem się wszystkiego. Nawet tego, że będzie mi kazał pojechać do byka.

Minęły trzy tygodnie od mojego przyjazdu, robiło się już za nudno, więc spodziewałem się wszystkiego.

– Kto dzwonił?

– Brad Bradbury – odpowiedział.

Kojarzyłem to nazwisko. Pewnie dlatego, że należało do małego Marshalla, czyli najlepszego kolegi Lottie.

– Okej, a czemu potrzebuje weterynarza?

– Inseminacja krowy. Robiłeś to już kiedyś, prawda? – zapytał z lekką niepewnością.

Ja pierdolę, już wolałem latać za prosiętami.

– Mhm, ale dawno temu.

Cole przeczesał palcami włosy i ciężko westchnął. Sięgnął po butelkę z wodą i szybko się napił. Ja też z chęcią czegoś bym się napił, ale mocniejszego. Nie wyobrażałem sobie tego zbyt dobrze. Już oczami wyobraźni widziałem, jak uciekam z tej obory.

– Trudno, musisz sobie poradzić. Na pewno podstawy pamiętasz. Najpierw przemywasz od pozostałości kału, następnie sprawdzasz, jaki jest śluz, a potem...

– Cole, teorie doskonale pamiętam. Tego nie musisz mi przypominać. Bardziej obawiam się praktyki.

Oparłem się pośladkami o biurko. Odchyliłem głowę do tyłu. Strasznie mnie bolał kark. Musiałem źle spać tej nocy, a teraz odczuwałem tego konsekwencje.

– Może pojadę z tobą?

– Od kiedy zrobiłeś się taki pomocny? Jeszcze niedawno twierdziłeś, że mam radzić sobie sam.

– Brad to dobry kolega twojego dziadka. Często w pierwszej kolejności do niego jeździ. Chcę ci jakoś pomóc. Jeżeli nie będzie zadowolony z twojej pracy, to co wtedy?

Jak zwykle chodziło o dziadka, i jak zwykle starał mi się coś udowodnić. To nie pierwsza taka sytuacja. Może gdybym był w pełni wyspany to zignorowałbym to, ale nie miałem już ochoty na te gierki.

– Cole, przestań mnie porównywać do dziadka, dobrze? Nie jestem nim, a on nie jest mną. Rozumiem, jest twoim mistrzem, mentorem. Wiele się już od niego nauczyłeś, masz do niego ogromny szacunek. To jest zrozumiałe. Ale nie rozumiem jednego. Czemu ciągle próbujesz mi udowodnić, że sam sobie z czymś nie poradzę, ale z drugiej strony chcesz, żebym zrobił coś sam? Zmieniasz zdanie tak często, jak ja skarpetki. To niezbyt dobrze o tobie świadczy. – Moja szczerość nie znała granic. Niektórzy uważali to za moją największą wadę, a ja za zaletę. – Gdyby dziadek mi nie ufał, nie wierzył we mnie, to poprosiłby kogoś innego o pomoc. Skoro jemu ufasz, to zaufaj mu też i w tej kwestii.

Chłopak odwrócił wzrok. Zastanawiał się nad czymś, bo pomiędzy jego brwiami pojawiła się dość dobrze widoczna zmarszczka. Czekałem, aż się do mnie odezwie. Musiałem przecież jeszcze dowiedzieć się paru rzeczy. Kiedy mam pojechać do Brada, czy mamy wszystkie potrzebne rzeczy, i ile mniej więcej może mi się z tym zejść. Wolałem z nim normalnie współpracować, niż ciągle się kłócić, drwić z siebie nawzajem. Kochałem sarkazm i różnego rodzaju ironię, ale nie w przypadku, gdy kolidowało to z moją pracą, którą na ten moment stawiałem na pierwszym miejscu.

Każdy Twój Uśmiech | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz