MAVEN
Ciotki znowu wyprosiły się do domu. Tym razem nie zadziałałaby wymówka, że byłem jakoś bardzo zmęczony, bo ten dzień należał do jednych z lepszych, jeżeli mógłbym tak to nazwać. Nie zaatakowało mnie żadne zwierzę, bo zajmowałem się psem, który złamał przednią łapę. Potem jeszcze przyszły dzieciaki z kotem przybłędą, więc również go zbadałem. Na moment wróciłem do starych korzeni.
Minął tydzień od mojego przyjazdu (no dobra, jeszcze była sobota, ale dla mnie już był koniec tygodnia, bo tak się ten czas włóczył), tydzień od początku koszmaru, który nie miał końca. Dni strasznie mi się dłużyły. Codziennie sprawdzałem kalendarz w nadziei, że zostało coraz mniej. No cóż, tak się nie działo. Przez ten czas dostarczono moje ubrania, najpotrzebniejsze rzeczy, a Asher nawet zadbał o to, żebym miał kawę. Nie złościłem się już na niego. Obgadaliśmy sprawę. Rozumiałem, że nie chciał zdradzić dziadka, skoro ten kazał mu złożyć obietnicę. Pewnie zachowałbym się podobnie.
Podczas dyskusji ciotek na temat, którego kompletnie nie rozumiałem, pozwoliłem sobie na ucieczkę do własnych przemyśleń. To był najlepszy sposób, aby przetrwać tę katorgę. Inaczej tego nazwać się nie dało.
Uważały, że doskwierała mi samotność, więc dlatego do mnie przyszły. Nigdy im tego nie powiedziałem, nigdy też nie zamierzałem pokazać, że tak mogło być. Poza tym, nie czułem się samotny. Uwielbiałem własne towarzystwo i nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne.
Po całym dniu pracy uwielbiałem odpocząć. Od wszystkiego i od wszystkich. Nie przywykłem do ciągłego towarzystwa ludzi. A w szczególności do Aurelii, Grace i Maribelle. Nic do nich personalnie nie miałem, ale wolałbym, żeby zamilkły. Na chociaż pięć minut. Czy ja prosiłem o zbyt wiele?
– Słyszałam, że jadłeś obiad u babci Elodie. I nawet pomogła ci trochę. Elodie jest wspaniała, prawda? – Aurelia szturchnęła mnie w oczekiwaniu na odpowiedź.
– Maven, ziemia do Mavena. – Grace pomachała mi ręką przed twarzą, co solidnie mnie wybudziło z transu.
– Wybaczcie, zamyśliłem się – odparłem. – O czym była mowa?
Wiedziałem o co zapytały. Grałem na czas. Do niczego ta wiedza im się nie przyda.
– Jak się pracowało z Elodie? – powtórzyła Maribelle, po czym upiła łyk herbaty, którą wcześniej dla niej przygotowałem.
– W porządku – odpowiedziałem krótko.
– W porządku? Tylko tyle? O niczym nie rozmawialiście? Przecież Elodie to bardzo inteligentna kobieta, na pewno złapaliście jakiś wspólny temat – Grace ewidentnie się oburzyła.
– Nie rozmawialiśmy o niczym szczególnym. Rozumiem waszą ciekawość, ale nie mam obowiązku spowiadania wam się z każdej przeprowadzonej rozmowy.
Powoli zbierała się we mnie irytacja.
– My tylko pytamy, nie denerwuj się tak – burknęła Aurelia.
Słowa nie denerwuj się zawsze działały na mnie, jak płachta na byka. No jak można było trzymać nerwy na wodzy po takim tekście? Nie dało się.
Poprawiłem się nerwowo na krześle. Przetarłem dłonią twarz. Nagle złapało mnie zmęczenie. Strasznie się przyczepiły do tej biednej Elodie. Co oni od niej chcieli?
– Jestem wdzięczny za to, że przyszłyście, że pytacie co u mnie, ale istnieje coś takiego, jak życie prywatne. Nie będę tego zmieniał tylko, dlatego, że na pewien czas zamieszkałem w Wineley.
CZYTASZ
Każdy Twój Uśmiech | +16
Romance„Każdy twój uśmiech jest tym, który leczy moje rany." Maven Namgung nienawidzi poniedziałków. A w szczególności tych poniedziałków, gdy dzieje się coś złego. Po jednym niepokojącym telefonie dziadka decyduje się zwolnić z pracy na jeden dzień i poje...