1. Ciocie zawsze ci pomogą

2.7K 119 53
                                    

MAVEN

Charlene razem z policjantem, który, jak się później okazało, nazywał się Austin Morgan, podwieźli mnie pod mały szpital weterynaryjny, który od naprawdę wielu lat należał do mojego dziadka. Dziadek pochodził z Korei Południowej, poznał się z babcią podczas jednych wakacji. Twierdzili, że od pierwszego wejrzenia narodziła się pomiędzy nimi miłość.

Dlaczego zamieszkali tutaj, a nie na przykład w Korei? Ponieważ to tutaj się poznali. I choć to babcia zrezygnowała ze swoich podróży dla dziadka, to dziadek zrezygnował dla babci z zamieszkania w większym mieście, by móc mieć ją zawsze blisko siebie. Babcia urodziła się w Wineley, mieszkała tutaj od samych narodzin. Historia tego, jak dziadek znalazł się w tej wsi zawsze brzmiała dla mnie komicznie. Po prostu zabłądził, źle odczytując informacje z mapy. Babcia była na tyle kochana, że zdecydowała się go przenocować. Moi pradziadkowie dostrzegli w nim dobroć, więc się na to zgodzili. Dziadek uważał, że już wtedy zakochał się w swojej pięknej żonie.

Na co dzień nie wierzyłem w takie historyjki, ale dziadkowie byli wyjątkiem od tej zasady. Ich uczucia od zawsze udowadniały mi, że na tym świecie żyli jeszcze ludzie, którzy potrafili kochać.

Dziadek był z krwi i kości Koreańczykiem, a mój ojciec już w połowie, ponieważ babcia była Amerykanką. Stąd też moja uroda, która wyróżniała się na tle innych. Jasna skóra, typowe dla Koreańczyków ciemne oczy, czarne włosy i delikatniejsze rysy twarzy. Większość osób twierdziła, że bardziej przypominałem dziadka z lat młodości niż ojca. Ani trochę ta opinia mi nie przeszkadzała. Zdecydowanie wolałem przypominać dziadka.

W miasteczku zdążyło się rozpogodzić. Stałem przed drzwiami do szpitala. Bawiłem się kluczami. Nadal nie dowierzałem, że się na to zgodziłem. Trzy miesiące w miejscu, którego szczerze nie znosiłem. Na samą myśl bolała mnie głowa.

Uniosłem głowę. Przyjrzałem się temu miejscu z zewnątrz. Przypominało to bardziej jakiś drewniany domek, choć wiedziałem, że jakiś czas temu szpital został wyremontowany po tym, jak dziadek wysłał prośbę o dotacje. Był jedynym weterynarzem w wiosce, więc należały mu się, jak najlepsze warunki. Z małego daszka skapywała jeszcze krople deszczu, tak samo jak z rynny. Nad drzwiami wisiała tabliczka z napisem: Szpital Weterynaryjny u Namgunga.

Podszedłem bliżej, wsunąłem klucze do zamka, przekręciłem je dwa razy, nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Pierwsze co wyczułem, to ten sam zapach, co w moim szpitalu. Chociaż jedno się nie różniło. Przy samym wejściu niedaleko małej recepcji, gdzie znajdowało się przesuwane okienko, znajdowała się ławka. Ściany były w odcieniu kości słoniowej. Akcenty drewna przewijały się chyba w całym szpitalu. Oczywiście, ten budynek nie należał do zbyt dużych. Panował tutaj taki kameralny, a może nawet i domowy klimat. Przeszedłem dalej, żeby zobaczyć w jakich warunkach miałem pracować. Jedno biurko ustawione przy ścianie, tak aby promienie słońca padały pod idealnym kątem. W lewym rogu ustawiono sporo klatek. Różnych wielkości. Nie zabrakło typowych sprzętów do osłuchania zwierząt, zapas rękawiczek. Pełno szafek, które albo przykręcono do ściany, albo ustawiono w kątach, aby nie rzucały się, aż tak w oczy.

Spojrzałem jeszcze na stanowisko przy recepcji. Niczym szczególnym się nie wyróżniało, tym bardziej, że zostało połączone z moim gabinetem. Szybko doszedłem do wniosku, że najwięcej prywatności dla siebie znajdę w łazience albo przy zwierzętach. Podszedłem do jeszcze jednej szafki, wysunąłem ją. Sporo strzykawek. Miałem nadzieję, że poradzę sobie w roli weterynarza na wsi. W mieście przyjmowałem zwierzęta, które mogłem trzymać w rękach. Już dawno nie miałem styczności z krowami, kozami, kurami, świniami, bykami i innymi.

Każdy Twój Uśmiech | +16Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz