ROZDZIAŁ 31

435 41 77
                                    

Cześć kochani!

Ostatnio było mnie tutaj mniej, ze względu na sprawy prywatne, ale wracam! Przy najbliższej okazji przekażę Wam info odnośnie patronek❤

___________________________________________________

Przetarłam zaniepokojona moje spocone dłonie. Starałam się zrobić to dyskretnie, tak, żeby Adrien nie zorientował się, że coś jest nie tak. Musiałam zrobić dobrą minę do złej gry, jednak nie było to łatwe, ponieważ z każdą kolejną chwilą spędzoną w samochodzie poziom mojego stresu znacząco wzrastał. Chłopak póki co był wyluzowany, wręcz zadowolony, ponieważ żył w przekonaniu, że zabieram go na zwyczajną kolację. Jakie będzie jego zdziwienie, kiedy odkryje,że dzisiejszego wieczoru nie spędzimy we dwójkę.

- Jesteśmy. - powiedział łamanym angielskim kierowca Ubera.

Kiwnęłam w podziękowaniu głową i zabrałam swoje rzeczy z pojazdu, wyłapując jednocześnie zaskoczone spojrzenie Adriena. Z kamienną twarzą przemierzałam drogę do wejścia do restauracji. Kiedy chciałam przekroczyć próg budynku, Adrien złapał mnie w tali i jednym ruchem obrócił w swoją stronę.

- Skąd wiedziałaś? - zapytał bez ogródek.

Wiedziałam do czego zmierzał. Staliśmy przed drzwiami Alinea, jednej z najlepszych restauracji w całym Chicago, a także na świecie. Prawdę powiedziawszy do wczorajszego dnia nie miałam pojęcia o jej istnieniu i jak zakładałam zapewne nie było mnie stać nawet na szklankę wody tutaj. Obiecałam jednak ojcu Adriena, że zrobię wszystko, żeby mógł spędzić trochę czasu z synem. To właśnie Tristan zaproponował to miejsce na wspólną kolację. Powiedział, że to było ulubione miejsce jego żony, a dla mnie oznaczało to możliwość przywołania Adrienowi dobrych chwil, dlatego bez zastanowienia się zgodziłam. Co prawda czułam się źle z faktem, że ingerowałam w relację chłopaka z jego ojcem, ale wiedziałam, że jeśli ktokolwiek ma doprowadzić do ich rozmowy, to właśnie ja.

- List do Świętego Mikołaja trafił w dobre ręce w tym roku. - uniosłam dłonie w powietrze, posyłając jednocześnie chłopakowi delikatny uśmiech. - Wesołych świąt, Adrien.

- Co? - popatrzył na mnie zdziwionym wzrokiem. - Mała, święta dopiero za kilka dni, poza tym nie pisałem żadnego kurwa listu.

Przewróciłam oczami na jego słowa. On był tak zero-jedynkowym człowiekiem, że czasami brał wszystko aż zbyt na poważnie. Nie odpowiadając już nic, złapałam Crossa za dłoń i pociągnęłam w kierunku restauracji. Przy wejściu przywitał nas kelner, który poprowadził nas do odpowiedniego stolika. Wszystko szło po mojej myśli, do chwili w której Adrien zauważył swojego ojca przy jednym ze stolików.

- No ty chyba sobie ze mnie kurwa w tej chwili żartujesz. - przystanął, po czym szarpnął mnie za dłoń. - Jeśli to jest twoja definicja „wesołych świąt" to przestaje się kurwa dziwić ateistom, że ich nie obchodzą.

Rzuciłam chłopakowi pełne dezaprobaty spojrzenie. Nie powiem, że byłam zaskoczona jego reakcją, ponieważ nie. Całkowicie spodziewałam się wraz z jego ojcem, że zjedzenie wspólnej kolacji nie będzie takie proste.

- Nie kochanie, oni ich nie obchodzą, bo z zasady są niewierzący, a to święto kościelne. - chłopak wywrócił oczami w odpowiedzi. - Zrób to, nie dla mnie, nie dla Tristana, ale dla siebie, proszę.

Złapałam jego policzki między dłonie. Miałam naprawdę gdzieś, że właśnie znajdujemy się pośrodku restauracji. Obiecałam, że zrobię wszystko, żeby ta dwójka przynajmniej ze sobą porozmawiała i dopnę swego. Adrien stracił już mamę, nie pozwolę mu na własne życzenie stracić także ojca.

- Tak naprawdę poza babcią, i rodziną Eleny został ci tylko tata. - spojrzałam mu głęboko w oczy, starając się skoncentrować na sobie całą jego uwagę. - Rozumiem cię mycha, rozumiem jaki ból nosisz w sercu, ale nie proszę cię, żebyś zapomniał o tych latach. Nie proszę nawet o to byś mu wybaczył, bo nie mam do tego prawa. Proszę jedynie, żebyś z nim porozmawiał. Straciłeś już Angel, nie pozwól sobie stracić drugiego rodzica. Ludzie popełniają błędy kochanie, ale najważniejsze jest to jak sobie z nimi radzą i czy chcą się zmierzyć z ich konsekwencjami. A twój ojciec tego pragnie, Adrien. Żaden człowiek, który nie kocha i któremu nie zależy nie pozwoliłby sobie na takie poziom ignorancji z drugiej strony.

Chłopak opuścił wzrok, po czym głęboko westchnął.

- Mała...

- Ja oddałabym wszystko za taką szansę. - wyszeptałam łamiącym głosem, czując jak pod moimi powiekami zbierają się łzy. - Nie opowiadałam ci wiele o mojej rodzinie, jednak chyba zdążyłeś zauważyć, że mój tata nie jest klasycznym przykładem ojca, dla którego córka jest oczkiem w głowie.

Wypowiedziałam ostatnie zdanie czując jak po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Ręka Adriena natychmiast przetarła mokry ślad. Zdawałam sobie sprawę, że nasze obecnie położenie nie jest odpowiednie do opowiadania o takich rzeczach, jednak te słowa niekontrolowanie opuściły moje usta.

- Oddałabym naprawdę wiele, żeby Raymond zabiegał o moją uwagę choć w tak małej części jak robi to Tristan.

Uniosłam wzrok na Adriena, który uważnie mi się przyglądał. Jego spojrzenie było jednak nieobecne, zupełnie jakby analizował moje słowa.

- Dobrze.

- Co? - zapytałam zaskoczona.

- Dobrze, Ariano. - powtórzył. - Porozmawiam z nim, jednak nie obiecuję, że w połowie się nie wkurwię.

Zaśmiałam się cicho. A już myślałam, że zmiękł.

- Warto spróbować.

Adrien chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę stolika, przy którym czekał na nas jego ojciec. Tristan przypatrywał się nam z lekkim niedowierzaniem.

- No proszę, nie myślałem, że ostatecznie uda ci się go namówić, Ariano. - powiedział Tristan, jednocześnie wstając. - Miło, że tym razem nie postanowiłeś nikogo uderzyć ze szczęścia na mój widok, synu.

Uderzyć? Spojrzałam zaskoczona na Adriena, na którego twarzy w tej chwili malowała się jedynie złość. Ich relacja była daleka od normalnej.

- Wypierdalaj. - warknął chłopak w odpowiedzi.

- Grzeczniej. - skarciłam go, łokciem jednocześnie uderzając Adriena w żebra.

Młodszy Cross posłał mi zdenerwowane spojrzenie, dosłownie na ułamek sekundy, po czym na jego usta wpełznął złośliwy uśmieszek.

- Proszę, wypierdalaj.

Tata Adriena wypuścił powietrze zrezygnowany, po czym nic nie mówiąc zajął swoje miejsce. Chwilę później podszedł do nas kelner z menu głównym oraz kartą win, co skutecznie odwóciło uwagę mężczyzn od tej nieprzyjemnej wymiany zdań. Ja natomiast postanowiłam się rozkoszować tą chwilą ciszy i spokoju.

Zapowiadał się naprawdę cudowny wieczór.

Żart. Jeśli jedno z naszej trójki nie skończy dziś zapłakane, pobite, albo w jeszcze gorszym stanie na SOR, to uznam to za mały sukces.

No i udany prezent świąteczny.

____________________________

❤❤


I LOST [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz