ROZDZIAŁ 12

766 72 120
                                    

Ten rozdział powinien się nazywać - Poznajcie moich kumpli:)

Standardowo zapraszam:

TT: autorka_anna

IG: autorkaanna

______________________________________

Powiedzieć, że się stresowałam w tym momencie to jak nic nie powiedzieć. Kręciłam młynek palcami myśląc co mnie za chwilę czeka. Jechałam właśnie z Adrienem. Do niego. Jechałam do niego, do jego domu, do jego przyjaciół, których miałam niedługo poznać. To nie był mój pomysł, tylko tego dupka siedzącego obok mnie. Stwierdził, że skoro już tak dużo mi o sobie powiedział powinien to zwieńczyć zapoznaniem jego przyjaciół, z którymi jak się okazało mieszkał. No więc tak, stresowałam się.

W chuj.

- Przestań mała, oni nie są tacy straszni. - powiedział nagle rozbawionym głosem Adrien.

Mnie jakoś nie było do śmiechu. Miałam ochotę mu powiedzieć, że mama kazał mi natychmiast wracać i musi mnie w tej chwili odwieźć. Chłopak nie był jednak głupi i wiedział, że mamy jeszcze czas, bo było dopiero chwilę po godzinie siedemnastej, a jedyne co powiedziała mama, zanim się rozstaliśmy na parkingu pod szpitalem to „nie wracaj późno". Cóż, siedemnasta to jeszcze nie było „późno". Niestety.

Poczułam rękę Adriena na moim udzie. Chwycił mnie mocno, nieco powyżej kolana. Tym ruchem chyba chciał dodać mi w pewien sposób otuchy. Nie wyszło mu to, a jedyne co poczułam to rozlewające się ciepło w miejscu, gdzie spoczęła jego dłoń. Mimo wszystko mój umysł kręcił się wokół nadchodzącego spotkania z jego przyjaciółmi. Nie są tacy straszni? Patrząc na to jaki jest Adrien, zakładam, że jego przyjaciele będą tacy sami, albo i gorsi. Nikt nie dobiera sobie w życiu ludzi, którzy są skrajnie różni od niego. To by było zwyczajnie nieracjonalnie.

- A co jeśli mnie nie polubią?

Odwróciłam głowę w stronę chłopaka, kiedy wjechaliśmy w kolejną alejkę. Domyśliłam się, że jesteśmy już coraz bliżej jego domu. Chłopak spojrzał na mnie znacząco z kpiną w oczach.

Rzeczywiście zabawne.

- A co jeśli ktoś by cię zgwałcił w parku? - zaczął unosząc brew. - A co jeśli nabawiłabyś się zakażenia albo innego gówna wracając do domu boso?

Spojrzałam na niego zdziwiona. Wiedziałam, że chłopak przywołuje sytuacje z przeszłości, ale kompletnie nie rozumiałam jaki to miało cel i do czego w tym momencie zmierzał.

- Często błędnie dobierasz emocje do sytuacji. Jak możesz się bać spotkania z ludźmi, którzy są dla mnie jak rodzina, ale nie bać się o własne zdrowie i życie w momentach, które tego wymagają? - powiedział z pełną powagą, a ja w dalszym ciągu patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami. - Instynkt samozachowawczy, mówi ci to coś, zarazo?

- Skończ już paplać Adrien!

Uśmiechnął się tylko i przerzucił spojrzenie na ulicę, a następnie chwycił telefon wpisując coś na nim. Uniosłam wzrok i to co zobaczyłam... wow, po prostu wow. Jeśli myślałam, że dom Sainta wyglądał jak willa to dom Adriena powinnam chyba nazwać cholernym pałacem. Był po prostu ogromny. I piękny, tak jego dom był piękny. Bardzo nowoczesny o geometrycznych kształtach i ogromnym podjazdem, na którym stało kilka samochodów. Nie powinno mnie to w sumie dziwić, zważając na to, że znajdujemy się w jednej z bogatszych dzielnic Chicago, ale mój boże...

- Patrzysz na ten dom prawie z takich zachwytem jak ja na ciebie.

Słowa chłopaka wyrwały mnie z gapienia się bezczelnie na budynek przede mną. Powinna przybić sobie piątkę za zrobienie z siebie kretynki roku. Ale chwila... Prawie z takim zachwytem jak ja na ciebie? Odwróciłam głowę w stronę Adriena, ale ten już opuszczał pojazd, żeby za moment znaleźć się obok moich drzwi otwierając mi je jak prawdziwy dżentelmen. Przyjęłam dłoń chłopaka i ruszyłam z nim prosto w kierunku domu.

I LOST [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz