ROZDZIAŁ 36

323 37 52
                                    

Dzisiaj krócej.

__________________________________________

POV. Adrien


KURWA JASNA.

PIERDOLONA JEGO MAĆ.

ZAJEBIE ICH.

- Co wy kurwa zrobiliście?

Patrzyłem na ciało Ariany bezwładnie leżące w moich ramionach i jedyne o czym myślałem, to któremu z tych kretynów jako pierwszemu przedziurawię czaszkę. Oni jak gdyby nigdy nic stali z grobowymi minami, jakby dumni z wykonanej roboty.

Zaraz przykrócę to ich poczucie spełnienia i wyższości.

Dokładnie za trzy...

- Adrien, sorry gościu, ale lala...

Dwa...

- I wleciała tu bez pozwolenia, przyjebała Ezarowi i spierdoliła...

Jeden...

- Więc co mieliśmy z tą dziwką...

Zero.

Poniosłem dłoń, w której trzymałem przeładowaną broń i wymierzyłem prosto w czoło Marka. Ciało mężczyzny opadło bezwładnie na podłogę w akompaniamencie pisków Ezara.

I to są niby profesjonaliści.

Wymierzyłem bronią w kierunku drugiego z mężczyzn i uniosłem brew na znak mojego wkurwienia.

- Jakieś ostatnie słowa?

Ezar w ułamku sekundy pobladł, jego źrenice rozszerzyły się, a ręce czoło zaczęło zalewać się potem.

I to był jego błąd. Jeżeli nie chcesz zostać pożarty przez silniejszego od siebie nie pokazuj mu swojej słabości. Jeśli raz obnażysz przed nim swój strach, niech Bóg ma cię w opiece, bo nikt inny już ci nie pomoże.

- P-przepraszam cię, boże, n-nie zabi...

Strzał.

A po nim nastała już tylko błoga cisza. Melodia dla moich uszu.

- Musiałeś? - zapytał znudzonym głosem John. - Sprzątnąłeś moich dwóch najlepszych ludzi.

- Jeśli to jest twoja flota, to wyświadczyłem ci przysługę. - odpowiedziałem, chowając jednocześnie broń za pasek spodni. - Nie musisz dziękować, mój przyjacielu.

Podniosłem się z ziemi, unosząc jednocześnie ciało Ariany, które od kilku minut leżało bezwładnie w moich ramionach. Jej twarz była spokojna, taka niewinna, nieświadoma tego w jak ogromnych kłopotach znalazła się poznając mnie tamtego dnia na debatach.

Nie byłem typem faceta, który prowadził normalne życie. Od śmierci mojej mamy byłem pozostawiony sam sobie, a jedyną osobą, która miała w moich oczach jakikolwiek respekt była moja babcia. Kilka miesięcy temu do tego jakże imponującego grona dołączyła także Ariana. Dla niej chciałem się zmieniać i być lepszym człowiekiem, ale nie potrafiłem zmienić tego jaki byłem i co robiłem. Od lat jedyną wartością w moim życiu były pieniądze. One pomagały ułożyć mój świat, wyrabiały mi kontakty, o których wielu ludzi mogłoby pomarzyć, dawały mi spokój i przestrzeń, nawet jeśli działałem poza prawem. Zbudowały mnie jako człowieka. Dzięki nim mogłem mieć wszystko i wszystkich. Jeszcze do niedawna twierdziłem, że każdy ma swoją cenę. Proponując lasce seks za dziesięć dolców usłyszysz w odpowiedzi czy ma cię za jakąś dziwkę, ale dołóż trzy zera i sama rozłoży przed tobą nogi. Tak zniszczony był ten świat, dlatego ja dobrze się w nim odnajdowałem. Aż poznałem Arianę – mój wyjątek, który potwierdził regułę – jedyną osobę, której miłość i szacunek nie miały waluty.

- No, o dwóch śmieci mniej. - powiedziałem kiedy stanąłem na wyprostowanych nogach i skrzyżowałem się spojrzeniami z Johnem. - Cieszę się, że dobiliśmy targu.

- Jutro pieniądze będą u ciebie, Adrien. - powiedział, opuszczając ramiona w bezsilności. - Ty się nigdy nie zmienisz przyjacielu. Zawsze tu wpadasz, robisz gnój i znikasz, ale tym razem zostawiłeś mi sporo sprzątania.

Uśmiechnąłem się pod nosem na jego słowa. Nie wiem dlaczego, ale poczułem dziwną dozę satysfakcji. Poczucie władzy napawało mnie uczuciem, którego nikt chyba jeszcze dotąd nie nazwał. Byłem dumny, zadowolony i świadomy tego, jak zły byłem. To mnie napędzało.

- Jesteś dużym chłopcem Niicki, poradzisz sobie z tym małym bałaganem. - mrugnąłem okiem, po czym ruszyłem w kierunku wyjścia z dziewczyną na rękach. Zanim wyszedłem obdarzyłem jednak mężczyznę ostatnim spojrzeniem. - Miło było.

- Mnie niekoniecznie, ale cóż poradzić. - odpowiedział opryskliwie, po czym zaczął się śmiać w głos.

Ruszyłem w kierunku wyjścia z budynku prosto w stronę mojego samochodu. Otworzyłem tylne drzwi od pojazdu i ułożyłem dziewczynę na tylnych siedzeniach mustanga. Zanim zająłem miejsce za kierownicą nachyliłem się, składając delikatny pocałunek na jej czole i po raz kolejny w duchu dziękując za ilość farta jaką obdarzył ją los.

- Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. - wyszeptałem z ustami przy jej gładkiej skórze. - Nigdy.

A jeśli ktokolwiek naruszy jej bezpieczeństwo po raz kolejny, będzie miał do czynienia ze mną. I tym razem skończy się gorzej niż dzisiaj.

Dla niej za to wszystko stanę oko w oko z samym diabłem, jeśli będę musiał.

_________________________________________________________________


I LOST [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz