Rozdział 17

452 26 4
                                    

Rozdział 17

Luke

Schodzę z uśmiechem po schodach wiedząc, że zaraz zostanę napadnięty przez brata. Jak każdego ranka. Już stąd słyszę jego uroczy śmiech. Gdy tylko zauważa mnie z krzesła barowego zeskakuje z niego, a ja zaczynam uciekać śmiejąc się i prosząc o pomoc.

- Ratunku! – krzyczę, zwijając się ze śmiechu.

- Luke, ale to ja. Przecież nie zrobię ci krzywdy. – Liam przytula się do mnie.

- Wiem braciszku wiem. Ja ciebie też nie skrzywdzę – mruczę, mierzwiąc mu włosy. Chwila dezorientacji i młody popycha mnie, przez co tracę równowagę i upadam na kanapę. Zaczyna się wojna na poduszki. Poduszki latają przez cały salon i wiem, że zaraz matka tu przyjdzie z grobową miną.

- Chłopaki!

Oboje z Liamem stajemy na baczność obok siebie. Mama patrzy na nas i kręci głową, a po chwili kąciku ust unoszą się do góry.

- Wy się nigdy nie zmienicie. – Kręci głową, śmiejąc się. Podchodzi do niej tata, który otula ją ramieniem.

- Wiesz nasi chłopcy są nie tylko podobni z wyglądu, ale i z charakteru. Młody uczy się od starego.

- Ej, bez starego – mówię poważnie, ale po chwili wszyscy wybuchają śmiechem.

- Mamo muszę iść dzisiaj do szkoły? Chciałem zobaczyć wodospad Niagara. Luke mi obiecał, że mnie tam zabierze.

- No nie wiem... kolejny dzień nieobecności – odpowiada zamyślona.

- Nikomu jeszcze krzywdy nie zrobił – dopowiedział Liam. Ojciec miał rację, uczy się ode mnie. Rodzice patrzą na mnie, a ja tylko wzruszam ramionami, jakbym w ogóle nie miał pojęcia kto nauczył tego młodego.

- Ostatni raz! – mówi mama, a młody uwiesza mi się na szyi zadowolony.

- To kiedy wyjeżdżamy? – pyta.

- Spakuj plecak i jedziemy – odpowiadam. Liam biegnie do swojego pokoju, a ja zostaje z rodzicami.

- Tylko uważajcie na sobie chłopcy, Luke jesteś za niego odpowiedzialny teraz – zaczyna mama.

- Wiem mamo. Przy mnie włos mu nie spadnie z głowy.

***

Spacerowaliśmy z młodym przy wodospadzie. Liam był zachwycony i robił mnóstwo zdjęć.

- Zabiorę tu kiedyś moją dziewczynę. – Marszczę brwi na słowa brata.

- Dziewczynę? – pytam.

- No, jak będę w twoim wieku albo starszy.

- A czemu akurat tutaj, co?

- Bo jest ładnie. I uważam, że tą jedyną trzeba tu zabrać.

- Mówisz poważnie?

- No tak, a ty? Zabierzesz tutaj tą jedyną? – patrzy na mnie uważnie, a ja uśmiecham się. Czy zabrałbym tutaj tą jedyną? Jeśli poczuje, że to ta jedyna to tak.

Niebezpiecznie niebezpieczniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz