Opowieść 24: Krzywy Wąs - Jak straciłam rodziców.

2 2 0
                                    

Witaj. Nazywam się Krzywy Wąs. Moi rodzice zginęli broniąc mnie, co było największym świadectwem ich miłości do mnie. Pozwól, że ci opowiem…

Od kociaka miałam dobre relacje z rodzicami. Zawsze chcieli mieć kociaki i doczekali się mnie bardzo późno. Dlatego też byłam dla nich najważniejsza.

Któregoś dnia, gdy byłam już wojowniczką podczas jednej z bitew zostałam mocno ranna, przez co musiałam przez jakiś czas zamieszkać w legowisku medyka. Był to na tyle poważny stan, że przez znaczną część tego czasu przebywałam w Klanie Gwiazdy mogąc jedynie obserwować z góry moje ciało.

Przez ten czas moi rodzice często przychodzili do mnie, a w pewnym momencie moja mama powiedziała mi nawet, że będę miała rodzeństwo, byłam niezwykle szczęśliwa, ale nie miałam jak tego okazać.

Jednak któregoś dnia, kiedy nadal leżałam w Klanie Gwiazdy zauważyłam, że Klan Lasu zaatakował. Wszyscy się nagle zerwali broniąc obozu, a ja strasznie cierpiałam, że nie miałam jak im pomóc. Byłam bardzo dobra w walce, a do legowiska medyka trafiłam tylko dlatego, że mieli przewagę liczebną. Teraz mogłam tylko im kibicować, by dali radę się obronić.

W pewnym momencie zauważyłam, że koty przeciwnego klanu wdarły się do obozu i rozpierzchły się po nim. Dwoje wojowników zaatakowało uczniów skulonych w rogu ich legowiska. Gdzieś indziej kilku wojowników skupiło się wokół zastępcy naszego klanu. Ja jednak skupiłam się na tym, że dwójka młodych, silnych wojowników coraz bardziej zbliżała się do legowiska medyka, a tym samym i mnie.

Zanim jednak dobrze się przyjrzałam moi rodzice - starsza, ciężarna kotka i starszy zmęczony już kocur - stanęli przed wejściem chroniąc je.

— Nie! — krzyknęłam na ten widok. Wiadome było, że nie dadzą rady kotom Klanu Lasu. Byłam świadoma, że mnie nie słyszą.

Dwójka młodych wojowników spojrzała po sobie i lekko się zaśmiała. Zaatakowali. Moja matka szybko zrobiła unik i drapnela jednego w bark. Mój ojciec natomiast nie zdążył i dostał pazurami w policzek. Polała się krew.
Walczyli z całych sił, starając się mnie obronić. Poniekąd udało im się to, bo kocury po tym, jak mocno oberwały, zakrwawione uciekły, natomiast moi rodzice leżeli w kałuży krwi patrząc w stronę mojego ciała. Spletli swoje ogony i zauważyłam jak ich dusze uleciały z ich ciał.

Usłyszałam głos za sobą. To moja matka. Odwróciłam się. Stali przede mną otoczeni gwiezdną poświatą. Rozpłakałam się. Mój ojciec podszedł do mnie pozwalając mi się do niego przytulić.

— Nie martw się już o nas. — usłyszałam głos matki.

— Przepraszam, że musieliście za mnie umrzeć… — wyszlochałam.

— Jesteś naszą jedyną córką. To nasze najważniejsze zadanie. Musieliśmy cię ochronić. — odpowiedział mi kocur.

Podbiegły do mnie niezwykle małe kociaki i wtuliły się w moje nogi. Spojrzałam na nie.

— Przepraszam, że nawet nie miałyście jak się urodzić… — powiedziałam do nich.

Nic nie powiedziały, ale mocniej się we mnie wtuliły.

— Chyba już musisz iść… — powiedziała moja matka patrząc w dół.

— Tak… Żegnajcie… — odpowiedziałam jej po czym zamknęłam oczy.

Gdy je otworzyłam nie czułam już ani mojego ojca, ani nienarodzonego rodzeństwa. Tylko dziwną pustkę. Spróbowałam wstać, ale nie byłam w stanie. Spojrzałam na wejście do legowiska medyka. Leżeli tam.

— Jeszcze raz was przepraszam mamo i tato… — wyszeptałam.

Wojownicy. Legendy Klanów Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz