Rozdział 9. Trzeba powiedzieć chłopakom

149 3 0
                                    

*Yngve*

Założyłem czapkę i poprawiłem okulary na nosie.
Wdech.
Wydech.
Wdech.
Wydech.
Przez szklane drzwi areny widzę błyski. Nienawidzę tego.
Dlaczego nie mogę być zwykłym człowiekiem, który robi to co lubi?
Musi temu towarzyszyć ten cały cyrk ze sławą?
Nie wystarczy im, że dobrze wykonuję swoją robotę?

Wychodzę za chłopakami i nim zdążę zrobić kolejny krok widzę pędzącą w moją stronę ciemnowłosą kobietę.

Wskakuje na mnie i oplata kończynami jak koala.

O dziwo nie przeszkadza mi ten intensywny kontakt z czyimś ciałem.
Konkretnie jej ciałem.

Nim zdążę zareagować czapka z daszkiem i okulary fruną na ziemię.
Paparazzi zaczynają robić zdjęcia a ja się spinam.
Do chuja to niemożliwe...
Iris chyba uświadamia sobie co nawyrabiała bo odkleja się ode mnie, a ja próbuje zignorować chłód który mnie ogarnął przy utracie kontaktu fizycznego.

Pospiesznie sięga po moje rzeczy i wciska je na moją głowę.
Drobne palce oplatają się na moim nadgarstku i kobieta ciągnie mnie do autokaru.
Schylam głowę i próbuje nie dać się emocjom. Oczy zaczynają piec a w gardle pojawia się bolesna gula.

Gdy zamyka drzwi autokaru, dźwięki migawek i krzyki ludzi cichną a ja automatycznie zdejmuje okulary.
Zawsze to robię po wejściu na bezpieczny grunt.
Tylko nie przemyślałem jednego.
Nawet nie wiem kiedy zacząłem płakać.

-Yngve - szepcze patrząc na mnie, a ja wściekły na nią i na siebie za to że podoba mi się moje imię wypowiedziane z tym jej greckim akcentem odwracam się i biegnę na sam koniec pojazdu zając swoje miejsce.

Siadam ociężale i ignoruję pytające spojrzenia chłopaków.
O ile łatwiej byłoby gdybym był normalny i mógł tak po prostu im się wygadać..

Kątem oka widzę, że Malthe podchodzi do niej i nawet z tej odległości widzę, że to nie jest przyjacielska wymiana zdań.

Ogarniają mnie wyrzuty sumienia.
Stało się. Będzie ciężko, ale przeżyję. Jakoś.
Po powrocie zadzwonię do terapeuty.
I muszę jeszcze tylko zatrudnić osobistego ochroniarza.
Tak.
To świetny pomysł.

Odwracam twarz do okna i łkam cicho ogarnięty strachem, złością i jeszcze czymś czego nie potrafię nazwać.

Malthe wraca na swoje miejsce - tuż obok mojego .
-Potrzymać cię za rękę jak zawsze? - szepcze w moją stronę, na co reaguję jedynie ledwo zauważalnym skinieniem głowy.

Jednak on zauważył.
Zawsze widzi.
Jest świetnym przyjacielem.
Jego duża dłoń zaciska się na mojej a ja staram się oddychać głęboko żeby unormować szalejący puls.

Jeszcze pięć lat temu na samą myśl o posiadaniu przyjaciela robiło mi się niedobrze, bo to oznaczało że musiałbym powiedzieć prawdę.

Odsłonić się.

Na szczęście Malthe spisywał się w tej roli lepiej niż byłem w stanie sobie kiedykolwiek wyobrazić.
Gdy już udaje mi się uspokoić zerkam na przyjaciela.
Jest jedną z zaledwie dwóch osób, z którymi jestem w stanie utrzymać kontakt wzrokowy na dłużej niż dwie sekundy.

-Wiesz, że teraz rozpęta się piekło ? - pyta cicho.
-Tego właśnie się boję. - przyznaję.
-Ale masz mnie. - ściska mocniej moją dłoń- Masz nas.
-Ale oni nie mają pojęcia. - kręcę głową- Nie wiedzą dlaczego robię z siebie kretyna za każdym razem.
-Przestań. Jesteśmy rodziną.
-Oni mnie nawet nie lubią - wyrywam rękę z uścisku.
-Lubią. Wiem to. Bardziej myślą, że to ty nie lubisz ich.
-Bzdura - prycham.
-Może to odpowiedni czas żebyś.. - urwał i szturchnął mnie gdy uciekłem spojrzeniem w stronę kobiety, która spowodowała całe to zamieszanie, kontynuował gdy powróciłem do niego - Żebyś im powiedział.
-Nie ma szans. - warczę.
-Posłuchaj mnie uważnie - zaczął oschle, wkurzył się. Pierwszy raz się na mnie wkurzył - Pomożemy ci się z tym uporać durniu. Tylko muszą poznać powód. Muszą wiedzieć, że to całe ukrywanie to nie jest twój wymysł..
-Masz rację - odpowiadam niechętnie, a on tylko przytakuje.

Malthe w ciągu zaledwie godziny dostaje informację, że Freja spędzi wieczór u Iris. Tak jak reszta dziewczyn.
Od razu rozesłał do każdego z chłopaków informację o obowiązkowym spotkaniu u niego w mieszkaniu.
Chłopaki zaczęli wymieniać się zaciekawionymi spojrzeniami a ja odwróciłem wzrok w stronę krajobrazu sunącego za oknem.
Czułem złość. Zranienie. Smutek. Stres. Może odrobinę ekscytacji? Ale przede wszystkim zagubienie.

Tuż po powrocie zebraliśmy się całą drużyną w mieszkaniu Winclera.
Gdyby nie on, nie byłbym w stanie powiedzieć nic sensownego.
Ostatni raz tak bardzo stresowałem się podczas egzaminów ustnych na studiach.

Gdy Malthe wygłosił swoją mowę o tym, że muszą mnie wesprzeć bo to będzie dla mnie gówniany czas, wtedy wytoczyłem ciężkie działo.

To czego mieli się dowiedzieć nie przeszłoby mi przez gardło więc po prostu wręczyłem im teczkę, w której znaleźli odpowiedzi.

Na początku dostałem zjebę tysiąclecia za ukrywanie czegoś tak ważnego.

A później ogrom ciepłych słów wsparcia.
Nawet zgodziłem się na grupowy uścisk, co było kurewsko niekomfortowe, ale przyniosło mi pewnego rodzaju ukojenie.

It's all about hockey. Off ice #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz