Rozdział 22. Zaufaj mi.

77 2 2
                                    

*Iris*

Po bardzo niezręcznej rozmowie telefonicznej postanawiam się szybko ogarnąć.
Narzucam bieliznę, brązowe podarte jeansy, czarny top na cienkich ramiączkach i długie białe skarpety z logiem Nike.
Całkowicie rezygnuję z makijażu.
Włosami postanawiam zająć się później i związuje je w niedbałego koka na czubku głowy.

Nogi drżą mi ze zdenerwowania gdy udaję się w poszukiwania telefonu, który rzuciłam gdzieś w mieszkaniu.
Opieram się o blat wyspy kuchennej i dzwonię do Yngve, prosząc by przyszedł do mnie jak najszybciej może.
Następnie telefonuję do Freji.

Nie zdążyłam na dobre się rozłączyć a drzwi do mieszkania stają otworem. Z wielkim hukiem.
A w progu staje wyraźnie wściekła Astrid.
Na korytarzu widzę też Malthe, Jørgena, Andrew, Jamesa, Eliasa, Gunnara i Noaha z Nicole.
Jednak to obecność Astrid wywołuje we mnie mieszankę silnych emocji.
W gardle formuje się gula a oczy pieką niebezpiecznie.

Prostuję się automatycznie i wlepiam w nią niepewne spojrzenie.
Za nią wychyla się Freja, a jej usta układają się w nieme „przepraszam".
Marszczę brwi nie mogąc zrozumieć o co jej chodzi, ale Astrid - na szczęście lub nieszczęście - już spieszy z wytłumaczeniem.
-Nie chce rozmawiać o Lukasie. Uprzedzając pytania, czuję się jak gówno. Ale kurwa! - wyrzuca ręce w górę i zaczyna iść w moją stronę - Dlaczego nikt mi nie powiedział że ty i Yngve to na serio?! - opada z prychnięciem na stołek przy wyspie - Ty masz depresję a on autyzm?! - znowu wyrzuca ręce w górę i wymachuje nimi jakby chciała odpędzić się od much- Jesteście niemożliwi!
-A...As... - jąkam się aż udaje mi się wykrztusić - Astrid przepraszam.

Obraca głowę w moją stronę z taką prędkością, że mogę być pewna, że gdybym zrobiła to samo to moja szyja znienawidziłaby mnie za to.
Lustruje moją twarz surowym spojrzeniem.
Jednak z każdą sekundą łagodnieje.
Wyciąga do mnie dłoń, którą ujmuję bez wahania.
-Nie przepraszaj. - pogładziła kciukiem wierzch mojej dłoni - Tylko nie wykluczajcie mnie proszę z waszego życia.
Porywam ją w ramiona.
-Kocham cię młoda.
-Ja ciebie też durniu. - klepie mnie w plecy - A więc ty i grizzly to na poważnie? - pyta gdy siadam na przeciwko niej.
-Tak - przyznaję - Od kiedy mówisz na niego grizzly?
-Od kiedy przed pogrzebem Mikayli przytulałaś się z Taylorem. Yngve wtedy warczał jak wściekły misiek. To było takie z głębi serca. -wzdycha z rozmarzeniem.
-Wow - sapię a za mną wnosi się chichot chłopaków.
-I w sumie to wiele wyjaśnia bo też kiedyś..
-Wystarczy. - przerwało jej męskie warknięcie.

Obracam się i parę kroków od nas dostrzegam Yngve.
Piekący rumieniec wkrada się na moje policzki.
Lustruje go uważnym spojrzeniem. Może lekko lubieżnym? Nie oceniajcie mnie okej?

Blond włosy układają się w niesforne fale co od razu kojarzy mi się z fryzurą na surfera, a może bardziej Thora?
Tak. Zdecydowanie Thor.
Tęczówki w kolorze lodowca.
Pełne i miękkie wargi, które oblizuje gdy tylko na nie zerknę.
Szałwiowa koszula, w której zostawił rozpięte 3 górne guziczki i podwinął rękawy ukazując wytatuowane przedramiona. Białe jeansy i te cholerne mokasyny!
Powiedzmy sobie szczerze. Styl old money świetnie do niego pasuje.

Podchodzi do mnie powolnym krokiem. Łapię mnie za kark i przyciąga do siebie wpijając się w moje usta.
Wokół nas rozlegają się piski i okrzyki szczęścia.

Muska językiem łączenie moich warg a gdy je rozchylam wdziera się do środka.
Wczepiam długie paznokcie w jego barki na co mruczy w moje usta.
Chrząknięcie sprawia, że niechętnie się od siebie odrywamy.
-Tu są dzieci - rzuca oskarżycielsko Malthe.
-Dzidzia! - krzyczę i przepycham się obok mojego mężczyzny i biegnę z rozłożonymi rękami do Malthe, który na rękach trzyma trzyletnią Idę.
Nie zauważyłam jej wcześniej. Była tak cichutko.
-Ciocia! - woła radośnie maluch i podskakuje w ramionach taty.

It's all about hockey. Off ice #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz