Rozdział 39. Najwspanialszy prezent.

61 5 0
                                    

*Yngve*

*kilka sekund po zwycięskiej bramce*

Wrzask tłumów i bardzo niemęskie piski wypełniły arenę.
Nie musiałem długo czekać by dowiedzieć się, że wykonawcami tych nieludzko wysokich dźwięków są mój koledzy.
Unoszę głowę w idealnym momencie by na ostatnią chwilę dostrzec pięciu zawodników jadących w moją stronę.
Zwalają się na mnie i padamy razem na lód.
-KURWAAA!!! WYGRALIŚMY PUCHAR!! - wrzask Malthe tuż nad moim uchem jest tak ogłuszający, że aż się wzdrygam.
-Błagam zejdźcie ze mnie! - krzyczę w panice, próbując przebić się przez chaos.
Za dużo.
To za dużo.
Gdy ciężar maleje siadam na zimnym podłożu i chowam twarz w dłoniach.
Próbuję przypomnieć sobie ten sposób na opanowanie paniki. Jak to szło?!
-Yngve spójrz na mnie. - głos Malthe tym razem brzmi o wiele ciszej, chodź na tyle głośno by przedrzeć się przez wrzawę na trybunach.
Podrywam głowę i wlepiam przerażone spojrzenie w przyjaciela.
-Już w porządku. Wygraliśmy stary. - kiwam głową i w myślach przechodzę przez uziemienie za pomocą zmysłów, gdy biorę drżący oddech, odzywa się ponownie - Dawaj, ktoś chce ci pogratulować.
Wskazuje wejście na lód, podążam wzrokiem za wyciągniętym palcem i dostrzegam Aurorę. Małe ciałko podskakuje w miejscu, a jej oczy wpatrzone są prosto we mnie.
Zalewa mnie fala ciepła, a spokój błyskawicznie ogarnia mój umysł.
Podnoszę się i ruszam w jej stronę, po drodze ściągając rękawice i kask. Rzucam je na lód i nachylam się nad bramką, a mała od razu wskakuje mi w ramiona.
Dziecięcy śmiech rozbrzmiewa tuż przy moim uchu. Obejmuję ją mocniej i odjeżdżam kawałek w głąb lodowiska. Kątem oka dostrzegam błyski fleszy, chcę się odwrócić gdy nagle dwa pozornie niewinne słowa wprawiają mnie w osłupienie.

Aurora odsuwa się i patrzy mi prosto w oczy. Mam wrażenie, że zagląda wprost do mojej duszy.
-Wygrałeś tatusiu.
Wszystko cichnie. Tłum znika, tak samo jak moja drużyna. Jesteśmy tylko my dwoje.
-Co? - pytam chcąc się upewnić, że się nie przesłyszałem.
-Powiedziałam - przewraca oczami, oh kurwa cała Detras - Że wygrałeś tatusiu.
-Aurora.. - jak mam wytłumaczyć czterolatkowi, że nie jestem jej rodzicem?!
-Chcę mówić do ciebie tato. - układa drobne rączki na moich policzkach - Mój prawdziwy tatuś jest u aniołków, a ja chciałabym mieć tatę.

Łzy stają mi w oczach. Przed chwilą myślałem o niej jak o nierozumnym dzieciaku, a teraz wbiła mnie w ziemię swoją inteligencją.
-Będę zaszczycony księżniczko. - głos mi się załamuje.
-Kocham cię tatusiu. - kładzie główkę na moim ramieniu.
-A ja ciebie, księżniczko.
To najwspanialszy prezent jaki kiedykolwiek mogłem dostać. Odkąd pamiętam marzyłem by zostać tatą, a teraz w moim życiu pojawiła się ta mała istotka która zdecydowała się traktować mnie jak rodzica.

Tuż po tym przekazuję małą siostrze i każę im jechać do mieszkania.
Prezes bierze za nas odpowiedzialność wystąpienia przed kamerami, więc wszyscy biegniemy do szatni zdeterminowani żeby jak najszybciej dostać się do szpitala.

Umyci i przebrani zostajemy odprowadzeni do naszego autokaru.
-Trenerze! - słyszę głos Jamesa - Iris się odzywała?
-Niestety nie. - kręci głową - Może po prostu jeszcze niczego jej nie powiedzieli. - próbuje nas uspokoić.

Niestety szybko się przekonujemy, że to wcale nie w tym rzecz.
Pielęgniarka dopada do mnie od razu gdy tylko przekraczam próg izby przyjęć.
-Panie Söderström ! - odwracam się w stronę biegnącej ku mnie starszej kobiecie. Nie tylko ja, ponieważ moi koledzy stają za moimi plecami.
-Tak?
-Panna Detras.. - sapie próbując złapać oddech.
-Co z nią? - lodowaty dreszcz strachu łaskocze mnie na całym ciele.
-Sala trzy. - odkasłuje- Chodź pan.

Oglądam się przez ramię i widzę chłopaków, każdy jeden ma troskę wypisaną na twarzy.
Nim zdążę wykonać choćby krok, przez szklane drzwi wychodzi mężczyzna w fartuchu i czepku.
-Rodzice pacjenta zgodzili się żebym udzielił wam informacji. Operacja trwa, Pan Andrew doznał wstrząsu mózgu. W trakcie transportu konieczna była reanimacja, kolano jest w tragicznym stanie, będzie ustabilizowane śrubami. Wykryliśmy również złamanie kręgu szyjnego. Jego stan jest ciężki, lecz stabilny. Znajdę was gdy będę miał więcej informacji.

Zawrócił i szybkim krokiem się od nas oddalił.
-To oznacza, że już nie wróci na lód. - szepcze trener.
-Reanimowali go? - wykrztusza James, spoglądam na niego. Ledwo trzyma się na nogach.
-Idziesz pan? - Skrzeczy pielęgniarka za moimi plecami.
-Tak.
Odwracam się i podążam za nią do jednej z sal na izbie.
Widok, który zastaję wbija mnie w ziemię.
Chcę zapytać, powiedzieć cokolwiek ale nie jestem w stanie wykrztusić ani słowa.
-Coś jej się stało? - Malthe staje przy mnie, kierując pytanie do lekarza stojącego w sali, tuż obok łóżka na którym leży śpiąca Iris.
-Zasłabła w poczekalni. Stres i jej stan zrobiły swoje. - splata dłonie przed sobą -Niedługo powinna się obudzić.
-Jej stan? - wykrztuszam z trudem.
-Ani słowa doktorze Gjun! - do sali wpada lekarka, która zajmowała się Iris po poronieniu.

Ignoruję ich dziwną wymianę zdań, którą toczą w tle. Bez słowa podchodzę do łóżka, po drodze zgarniając sobie to miniaturowe krzesełko szpitalne i siadam przy mojej kobiecie. Reszta chłopaków rozstawia się przy ścianach niczym straż pilnująca swojej królowej.
Nie wiem ile czasu mija, aż wreszcie słyszę jak próbuje odkaszlnąć.
-Napij się wody

It's all about hockey. Off ice #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz