Rozdział 30. Dzień przed..

60 5 0
                                    

Dziękuję bardzo za 1k wyświetleń <3
Koniecznie dajcie znać jak odbieracie postać Yngve! xoxo

*Yngve*

Cały tydzień był przesiąknięty tak ogromnym napięciem, stresem i innymi silnymi emocjami, że ledwo dawałem radę tłumić swoje przerażenie i chęć zamknięcia się w sobie.
Iris wraz z Annie jeździły po sądach, urzędach i załatwiły całą masę papierkowej roboty, a ja w tym czasie zajmowałem się Aurorą.
Mała była na tyle absorbująca, że często nie miałem czasu na rozmyślanie o swoich uczuciach... A jeśli mimowolnie zaczynałem się wycofywać przytłoczony ogromem sprawy, Anax przychodził mi na ratunek.
Dziadek Ann wciągał mnie w rozmowy o swoich przeżyciach z młodości, z czasów gdy był strażakiem. Wyznał mi, że choruje na przewlekłą obturacyjną chorobę płuc spowodowaną wpływem dymu, pyłów i innych czynników szkodliwych związanych z pracą w straży pożarnej.
Nie jestem pewien czy którakolwiek z dziewczyn wyjawiła mu prawdę o mojej chorobie, czy może zasłyszał z wiadomości ale nie wypytywał, lecz ja widziałem, że wie.
W uważnym spojrzeniu Anaxa widać było zrozumienie i spokój.
Nie miałem wątpliwości, że doskonale wiedział jakie demony czają się w moim umyśle.
Wiem, że nigdy nie pozwoliłbym sobie na działania, które miałyby zaszkodzić dziecku ale kurwa... ten tydzień to jak jazda motocyklem bez trzymanki i kasku.

W niedzielę, pierwszy raz od sześciu dni usiedliśmy wszyscy razem przy posiłku.
Już jutro ma się okazać, czy możemy bez zbędnych komplikacji opuścić Grecję.

Uważnie lustruję twarz mojej dziewczyny i dostrzegam piętno zmęczenia jakie odbija się na jej przepięknej twarzy.
Poszarzała cera, sińce pod oczami a zieleń tęczówek zasnuta mgłą wycieńczenia.
I pomimo tego, jest dla mnie najcudowniejszym stworzeniem we wszechświecie.
Serce rozpływa mi się za każdym razem gdy ją widzę, a nawet gdy tylko moje myśli poszybują w jej kierunku.

Unosi wzrok znad talerza i patrzy na mnie spod wpół przymkniętych powiek. Lecz nie z podniecenia jak zwykle to robiła, a z wycieńczenia.
-Idźcie odpocząć dzieciaki - powiedział łagodnie Anax spoglądając to na mnie to na Iris - Ja pójdę z Aurorą na ogród, a wam należy się wolne popołudnie.
Iris wlepia oczy w Anaxa z czystą wdzięcznością i uwielbieniem.
-Jesteś aniołem w ludzkiej skórze dziadku - wyszeptała.
A on teatralnie z głębokim westchnieniem ułożył dłoń na klatce piersiowej.
Roześmiała się ledwo słyszalnie zbyt zmęczona na cokolwiek innego.

Dokończyliśmy obiad, tradycyjnie przyszykowany przez Anaxa.
Wstałem od stołu dziękując za pyszny posiłek i podszedłem do mojej kobiety. Ująłem jej dłoń, a gdy wstała od razu poprowadziłem ją prosto do sypialni.
-Usiądź przyszykuję ci kąpiel - oznajmiłem sadzając ją na łóżku.
Mruknęła w odpowiedzi coś niezrozumiałego , a ja popędziłem wprost do łazienki.
Nalałem wody do wanny, dodałem kilka kropli olejku lawendowego i skierowałem się do sypialni.
Serce ścisnęło mi się boleśnie na widok Iris skulonej na łóżku, pochrapującej cicho.
Przysiadłem powoli obok niej, odgarnąłem zbłąkane kosmyki z jej twarzy podziwiając ją.
Jest nieziemsko piękna, i nie tylko z zewnątrz.
Grymas zmęczenia złagodniał gdy pogładziłem jej policzek wierzchem dłoni.
Do diabła z kąpielą.
Wsunąłem jedną rękę pod jej kolana a drugą pod pachy i wciągnąłem ją wgłąb łóżka.
Nawet się nie poruszyła, a wtedy kolejny raz ukłuła mnie świadomość ile w ostatnim czasie dała od siebie.
Położyłem się obok niej i objąłem ją mocno jakbym chciał przekazać jej swoją energię poprzez dotyk.
Schowałem twarz w czarnych włosach i zaciągnąłem się kobiecym zapachem, który kojarzy mi się z domem, ciepłem i słońcem.
Nigdy nie byłem dobry w składaniu miłosnych deklaracji a teraz byłbym w stanie napisać cholerny wiersz o samym jej zapachu, kolejny o jej dobroci, kolejny o jej ciele a jeszcze inny o sile i odwadze.

Leżałem tak tuląc do siebie cały mój świat już trzecią godzinę.
Na zmianę obserwowałem jak jej klatka piersiowa unosi się w spokojnym rytmie, słuchałem cichutkich dźwięków jakie wydawała- coś jak pomrukiwanie, chrapanie i jęki w jednym - obdarowywałem czułymi pocałunkami jej czoło a w trakcie masowałem subtelnie jej plecy.
Jest dla mnie ważna, najważniejsza na świecie, jest wszystkim co mam, cholera mógłbym przysiąc, że byłbym w stanie wziąć ją za żonę jeszcze dzisiejszego dnia.
Jej siła i odwaga oraz niezmierzone pokłady miłości jakimi dysponuje są dla mnie inspiracją i wprost pękam z dumy widząc jak walczy z przeciwnościami losu.
A kolejnym powodem do dumy jest to, że robię to razem z nią.

Dźwięk sms wyrwał mnie nagle ze snu. Musiało mnie wreszcie zmóc, jestem przekonany że do snu ukołysały mnie ciche oddechy Iris. No i ten ciepły koc, którym otuliłem nas gdy słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Musiałem przysnąć na parę godzin bo gdy sięgam po telefon, na wyświetlaczu pokazuje się godzina 23:15.
Nieodczytana wiadomość od Freji od razu przyciąga moją uwagę.

Frejka:
Hej niedźwiedziu!
Przerobiliśmy twoją garderobę zgodnie z wytycznymi ale do cholery co jest?! Czemu chcesz mieć cholerny pokój rodem jak dla wróżki w garderobie?

Ja:
Za dużo by opowiadać. Niedługo wrócimy i obiecuję, że wyjaśnimy wam wszystko.

Frejka:
O boże Iris jest w ciąży!?

Ja:
Nie! Proszę nie drąż. Dziękuję za poświęcenie czasu i chęci, jestem wdzięczny.

Frejka:
Ważne, że mogłam poszaleć na zakupach za twoje pieniądze! Dobra, trzymajcie się i wracajcie szybko!

Nie odpowiadam. Z całego serca nienawidzę pożegnań ani nawet powitań. To kurewsko niezręczny etap rozmów.
Już miałem odłożyć urządzenie, ale poczułem kolejne wibracje oznaczające wiadomość.
To znowu Freja, ale tym razem przysłała zdjęcie.
Przepiękny pokoik dla Aurory.
Bladoróżowe ściany, wyglądające prawie jak zwykła biel, do tego łóżko z białą ramą a na nim pościel w króliki, sarenki i inna leśna zwierzyna. Na wierzchu starannie ułożona cała armia pluszowych zwierząt.
Małe, jasnoróżowe biurko i krzesło, szafa oraz masa pojemników na zabawki, przez przezroczyste tworzywo widzę że są pełne.

Jestem kurewsko wdzięczny, że to dla nas zrobili i chodź nie mam wątpliwości, że Iris by nie odmówili to jest mi dobrze z myślą że ja również jestem dla nich ważny. Dużo czasu zajęło mi dopuszczenie do siebie kogokolwiek więcej niż Malthe i jego żoną. Oni byli ze mną od samego początku.
Moją jedyną rodziną oprócz siostry.
Ja byłem zbyt przerażony żeby wieść o chorobie rozeszła się między chłopakami a teraz jestem cholernie szczęśliwy, że tak to się potoczyło.
W prawdzie nie zrobiłem tego do końca z własnej woli to cieszę się, że się dowiedzieli. Cała drużyna nawet te zadufane w sobie dupki - Andrew i James okazali mi wsparcie, a kolejnym powodem do mojej radości jest to, że nie traktują mnie jak odmieńca.

Chyba nigdy nie miałem śmiałości żeby marzyć o życiu jakie teraz wiodę.
Mam u swego boku kobietę jak ze snów, wspaniałe dziecko pod opieką i wymarzoną pracę.
Przez głowę przelatuje mi jedna nieśmiała myśl..
Chciałbym mieć jeszcze kogoś, kto nazwie mnie tatą.

Wzdycham cicho, odkładam telefon i przyciągam do siebie krągłe ciało dziewczyny.
Całuję ją w czoło i odpływam.

It's all about hockey. Off ice #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz