Rozdział 18. Wieczór wyznań.

64 3 2
                                    

*Iris*

Po wejściu na salę moją uwagę przyciągają subtelne dekoracje.
Świeczki ustawione na stołach dodają intymności. Obficie rozmieszczone po całej sali bukieciki z Dzwonków Zającowych, których maleńkie fioletowe płatki przyciągają wzrok i dodają lekkości wystrojowi. Eleganckie beżowe obrusy na stołach i skromnie ustrojona scena.
Obrazu dopełniają dzieła sztuki ustawione wokół sceny. Obrazy, rzeźby - to wszystko wyszło spod rąk niesamowitych ludzi biorących udział w Arteterapii.

Złapałam Yngve pod rękę i z ciężkim westchnieniem ruszyliśmy do stolika znajdującego się najbliżej sceny.
Reszta gości już zdążyła zająć swoje miejsca, co oznaczało, że czas zaczynać.

Przy stoliku siedzieli z nami Malthe z Freją, Andrew i James. Przeprosiłam towarzyszy i udałam się prosto w stronę Mariè, głównej planerki której zleciłam wypełnienie moich poleceń co do zaproszeń i tematyki oraz dopilnowanie samej imprezy.

-Jesteś gotowa? - zapytała gdy pojawiłam się w zasięgu jej wzroku.
-Nie - uśmiechnęłam się krzywo.
Wręczyła mi mikrofon i poklepała po plecach, po czym zarzuciła jasnobrązowymi lolami i odmaszerowała w stronę kuchni.
Wzięłam głęboki oddech i pozornie pewnym krokiem weszłam na scenę, stając po środku.
Rozejrzałam się po twarzach zgromadzonych gości i zatrzymałam się na tym najważniejszym.

Uniosłam drżącą dłoń, przystawiłam mikrofon do ust i zaczęłam mówić.
-Witam was serdecznie i dziękuję za przybycie. Nazywam się Iris Detras, to dla mnie ogromna przyjemność móc gościć was tutaj.- oklaski wypełniły salę- Za moment zostanie podany posiłek a następnie rozpocznie się licytacja tych wspaniałych dzieł - wskazałam na kolorowe obrazy i różnokształtne rzeźby ustawione wokół - Słowem wstępu chcę zaznaczyć jak ważna to okazja. Pieniądze, które zbierzemy zasilą konto organizacji Riksförbundet för Social och Mental Hälsa. - przymknęłam oczy - Chciałabym podkreślić jak ważne jest dla mnie wsparcie dla osób cierpiących na wszelkie choroby psychiczne. - głos zaczął mi niebezpiecznie drżeć - Cierpię na depresję, od prawie dwóch lat. Przez pierwsze parę miesięcy nikt nie wiedział jak mi pomóc, spotkałam się z odrzuceniem społecznym ponieważ wtedy moja depresja miała charakter psychotyczny.

Zamilkłam próbując opanować drżenie ust.
Po sali rozszedł się szelest zaskoczonych westchnień.
Ciasny węzeł zawiązał się w moim brzuchu powodując potężne mdłości.
Pomrugałam powiekami by zwalczyć łzy, kierując spojrzenie w sufit i tak wpatrzona w kryształowe żyrandole zaczęłam ponownie mówić.
-Nie otrzymałam odpowiedniej pomocy po samobójstwie mojego brata bliźniaka - pierwszy raz od jego śmierci publicznie wspomniałam o Apollo - Miałam halucynacje, urojenia. A gdy zgłosiłam się po pomoc do bliskich zostałam wyśmiana. - zaśmiałam się gorzko i powróciłam spojrzeniem do gości - Nie wiedzieli jak mi pomóc....Nie przedłużając. Depresja dalej się mnie trzyma, jednak walczę. - wolną ręką oplotłam palce na delikatnych muszelkach przy naszyjniku - Nie bójmy się prosić o pomoc. Mimo wszystko, nie warto walczyć w pojedynkę z demonami. Ja z moimi walczę dalej i trzymam kciuki za każdego kto dopiero staje do boju, ponieważ choroby psychiczne nie są powodem do wstydu, pamiętajcie o tym.

Głośny aplauz towarzyszył mi przy zejściu ze sceny.
Nogi prowadziły mnie przed siebie. Ominęłam stolik nie reagując na słowa przyjaciół. Ktoś wołał moje imię ale nie wiem kto, bo głosy zlewają się w jeden.
Wypadłam z sali żeby po chwili wyjść na chodnik przed hotelem. Oparłam się dłońmi o maskę limuzyny i zaczęłam brać oddechy coraz łapczywiej. Serce łomotało w piersi jakby próbowało się wydostać. Zamknęłam oczy na sekundę a gdy je otworzyłam zawirowało mi w głowie. Nogi się pode mną ugięły i klęknęłam na zimny asfalt. Gorzkie łzy spłynęły po policzkach a z gardła wydarł mi się cichy szloch.

-Przyjaciółeczko? - przez ciszę przebił się głos Andrew - Iris!
Dudnienie kroków odbijało się ciężkim pulsowaniem w mojej głowie.
Opadł koło mnie, a na ramionach poczułam ciepły materiał. Do nozdrzy doleciała mi mieszanka tytoniu, skóry i imbiru.
-Zaraz się uspokoję. - wymamrotałam w jego tors gdy przyciągnął mnie do siebie.
-Nie ma pośpiechu. Strasznie tam nudno. - wzruszył ramionami za co zarobił cios w bark.- Eeejj!
-Ja ci dam nudno, Fiucie - burknęłam i oderwałam się od niego.

Podniósł się szybko po czym podał mi dłoń. Ochoczo skorzystałam z pomocy.
Oparłam się o maskę samochodu, Andrew wyciągnął paczkę papierosów i zapalniczkę z kieszeni spodni, wyjął jednego i odpalił.
Wyciągnęłam otwartą dłoń a mężczyzna zakrztusił się dymem.
-Od kiedy to się jara? - zapytał kaszląc.
-Od teraz. Dawaj. - tak na prawdę jeszcze przed przyjazdem tu, paliłam po dwie paczki dziennie.
-Rozkaz to rozkaz - wzruszył ramionami i nadal lekko zszokowany posłusznie podał mi papierosy oraz zapalniczkę.
Umieściłam filterek między wargami i podpaliłam końcówkę. Zaciągnęłam się mechanicznie, a wraz z dymem po moim ciele rozszedł się spokój.
-Nie wiem co ja sobie myślałam z tą przemową - mruknęłam i ponownie się zaciągnęłam.
-To było lekko szokujące, przyznaję - odpowiedział przydeptując niedopałek eleganckim butem.
-Podnieś to - warknęłam.
Oczy o mało nie wyszły mu z orbit i z prędkością światła sięgnął po zdeptany ogarek, po czym wcisnął go do kieszeni.
Zaśmiałam się w duchu, bo z pięć metrów od niego znajduje się kosz.
Dokończyłam palić i Andrew zarządził powrót do środka.

Opadłam na swoje miejsce przy stole akurat gdy kelnerka stawiała porcję Tagliatelle z krewetkami w sosie kurkowym. Pachnie wyśmienicie, aż cieknie ślinka.
Rzuciłam się na swoją porcję jakbym nie jadła od miesiąca co wywołało cichy śmiech mojego „partnera".
Z pełną buzią odwróciłam się ku niemu i zgromiłam go wzrokiem. Mężczyzna speszył się i wstał od stołu, po czym odszedł kierując się prosto do Mariè.
Przymrużyłam oczy z ciekawością wpatrując się w potężną sylwetkę.

Wyglądał perfekcyjnie, jak mokry sen każdej kobiety.
Lekko przydługie włosy zwijają się w loczki na karku, kilkudniowy zarost zdobi jego szczękę.
Szarobeżowy garnitur od Hermès wygląda na nim jakby był szyty na miarę, opina idealne pośladki i wszystkie newralgiczne miejsca. Czarna koszula z rozpiętymi dwoma górnymi guzikami odsłania fantastyczny wzór na jego szyi. Powiedzcie mi... czy to normalne, że na widok faceta w mokasynach robi mi się gorąco?
A tak swoją drogą, odkąd przekroczyliśmy próg nie zamieniłam z nim choćby słowa. To cud, że ludzie patrząc na nas wierzą nam na słowo, że jesteśmy parą.

Nagle ni z gruchy ni z pietruchy miejsce Södertröma zajmuje Mariè.
Obracam się i patrzę szeroko otwartymi oczami na kobietę lecz ona nie kwapi się do rozmowy.
-Co ty tu robisz? - odzywam się pierwsza.
Nie odpowiada tylko brodą wskazuje na scenę. Obracam się w idealnym momencie by zauważyć Yngve wchodzącego niepewnym krokiem na podest. Kurczowo ściska mikrofon i mimo dzielącej nas odległości doskonale widzę pobielałe knykcie. Staje ze wzrokiem wbitym w podłogę i odrząkuje do mikrofonu.
-Mogę prosić o uwagę? - jego głos mimo perfekcyjnego nagłośnienia ledwo przebił się przez odgłosy rozmów, zupełnie jakby szeptał.
Gdy cała uwaga skupiła się na bramkarzu BlackRavens, ten kontynuował.

A to co następnie usłyszałam otworzyło mi oczy.
Spojrzałam na mężczyznę w nowym świetle.
I choć widzę strach czający się w jego oczach, wiem, że nie ma najmniejszego powodu by obawiać się mojej reakcji.

It's all about hockey. Off ice #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz