Rozdział 29. Jak rodzina..

67 2 0
                                    

*Iris*

Noc spędziłam samotnie w łóżku. Nie miałam serca żeby budzić śpiochów chrapiących na kanapie.

Rano to właśnie oni obudzili się jako pierwsi. Skąd to wiem?
Bo właśnie przed momentem obudził mnie zapach jajecznicy i kawy.
Anax nie robi jajek na śniadanie, a Ann urzędując w kuchni prędzej spaliłaby cały dom niż nas nakarmiła.

Przebieram się w leginsy, dużą bluzę, na stopy wciągam długie skarpety a włosy związuję w niedbałego koka.
Myję zęby i twarz po czym kieruję się prosto do kuchni.
Już od korytarza słychać śmiechy i stukanie naczyń.
Przystaję w progu opierając się o framugę.
Yngve w czarnej obcisłej koszulce i pieprzonych szarych spodniach dresowych miesza jajka na patelni a obok niego, na blacie siedzi Rora.
Dziewczynka wpatruje się w mężczyznę z uwielbieniem.
Nie dziwię się.
Ten facet to pieprzony cud.
Idealny materiał na męża i ojca.
No i wiecie.
To znaczy.. no jakby to powiedzieć.
Szare dresy, okej? Muszę mówić coś więcej?

Zachodzę go od tyłu, przytulam się do umięśnionych pleców a ręce oplatam wokół talii.
Obraca się na tyle by pocałować mnie w czoło.
-Wyspałaś się? - pyta wracając do szykowania śniadania.
-Tak. O dziwo. Chociaż ręce mnie bolą od noszenia toreb - chichoczę i wychylam się lekko zerkając na dziewczynkę - Hej Aurora. Widziałaś tu może jakąś śliczną czarnowłosą dziewczynkę, która chciałaby rozpakować zakupy ?
-Ciociu! - krzyczy i zaczyna podskakiwać na siedząco - To ja? Powiedz, że ja!
-Oczywiście, że ty! - puszczam Yngve i pomagam zejść małej z blatu.
-Najpierw śniadanie dziewczyny - karci nas blondyn.
-Przyszedł pan maruda niszczyciel dobrej zabawy - mamroczę pod nosem ale postanawiam przyznać mu punkt za rozsądek- Ygi ma rację, Rora leć umyć rączki i najpierw zjemy.

Dziewczynka naburmuszona rusza do łazienki, tupiąc głośno małymi stópkami o podłogę.
Przewracam oczami i odwracam się żeby wyjąć talerze, jednak zanim zdążę sięgnąć do szuflady blondyn przyszpila mnie do blatu.
-Dziękuję, że mnie poparłaś. - cmoka mnie w nos, kładę ręce na szerokiej klacie i odpycham go tak by to teraz on opierał się tyłkiem o blat.
-Musimy się nauczyć jak wychowywać dziecko. - przywieram całym ciałem do niego i rozkoszuję się momentem, w którym czuję jak jego penis szybko twardnieje w reakcji na mój dotyk.
-Ja już to umiem ukochana - mruczy mi wprost do ucha, a ten zachrypnięty głos przyprawia mnie o ciarki na całym ciele.
-No tak racja. - odsuwam się i spoglądam prosto w niebieskie oczy - Tatuśku.

Wyrywam się z uścisku ale nie nadążam zrobić nawet kroku i mija sekunda a już jestem uwięziona między ścianą a męskim ciałem.
Yngve ściska moje pośladki tak mocno, że z ust wyrywa mi się desperacji jęk.
Miażdży mi usta w gorącym pocałunku.
Nasze języki łączą się i przeplatają w pospiesznym rytmie.
-A więc bądź grzeczną dziewczynką, słuchaj moich rad to może zasłużysz na nagrodę. - warczy prosto w moje napuchnięte od pocałunków wargi.
-A jaką? - pytam filuternie.
-Mój twardy kutas w twojej ciasnej, mokrej ...

-Aaaa ani słowa więcej!! - wrzask Ann sprawia że odrywamy się od siebie w pośpiechu.
Yngve odwraca się do niej plecami, doskonale rozumiem dlaczego. W tych szarych dresach jego wzwiedziony penis byłby widoczny nawet z kosmosu.
Ann stoi z dłońmi przyciśniętymi do uszu Aurory i wbija w nas spojrzenie pełne dezaprobaty i oburzenia.
Rumienię się po same uszy, pospiesznie wyciągam talerze oraz sztućce i rozstawiam na stole.
-Chyba straciłam apetyt - mamrocze rudowłosa gdy wszyscy siadamy do stołu.
-Dlaczego? Jesteś chora?- pyta zmartwiony i skonfundowany Anax.
-Chciałabym- syczy wbijając w naszą dwójkę ostre spojrzenie.
Wzruszam lekko ramionami i posyłam jej zakłopotany uśmiech.
Aurora obserwuje nas, przeskakując wzrokiem ode mnie do Ann, do Yngve i Anaxa.
Uśmiecham się jedynie i nakładam małej śniadanie na talerz.
-Zjedz i pójdziemy rozpakować te twoje zakupy.

It's all about hockey. Off ice #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz