Rozdział 38. Szpital. Technika 5 zmysłów i niespodzianka.

50 3 0
                                    

Hejo hej! Niezmiennie serdecznie zapraszam na powieść „You promise?".'Tutaj zostało nam może 4/5 rozdziałów do końca a potem przerzucam się na regularną publikację historii o Gunnarze i Cari. <3

*Iris*

Rodzice Andrew dotarli w samą porę by zobaczyć mnie omdlewającą na szpitalnym korytarzu. Zdążyłam dostrzec przerażenie na ich twarzach.
Ciemność zasnuła mi wzrok. Dźwięki przycichły.

-Napij się wody - stanowcze żądanie sprowadza mnie na ziemię.
-Ygi? - chrypię. Cholernie zaschło mi w ustach.
Wyczuwam pod sobą niewygodny materac i smród środka antyseptycznego.
Oh kurwa serio? Położyli mnie w sali?
-Tak kochanie. - unoszę ciężkie powieki by napotkać zmartwione oblicze mojego chłopaka, który nachyla się ku mnie z plastikowym kubkiem w ręku.
Chwytam go w dłonie i wypijam łapczywie całość.
-Co z Andrew?
- Wstrząs mózgu, rozjebane kolano i pęknięty kręg szyjny.. Będzie chodził, ale nie wróci do gry...- wyznaje rozdygotanym głosem.
-Nie - śmieję się - Kłamiesz. Nie..
Mój śmiech przeradza się w paranoiczny strach, szloch wyrywa mi się z piersi. Tak głośny i beznadziejny, że wokół mnie zbiegają się lekarze, pielęgniarki, cala drużyna i dziewczyny.
-Panno Detras proszę spróbować się uspokoić. Nie możemy podać już nic więcej na uspokojenie. - głos lekarza brzmi jakbym dryfowała pod wodą.
Tak też się czuję.
Kariera Andrew dzisiaj się zakończyła.
Cholera, ostatnio tak źle się czuł. A teraz jeszcze to.
Silne ramiona obejmują mnie ciasno gdy zwijam się w kulkę na szpitalnym łóżku.
-Proszę państwa o opuszczenie sali. Będziecie mogli wrócić niedługo. - po tych słowach zostaję sama z Yngve i moją lekarką.
-Maleńka oddychaj. - szepcze mi do ucha mężczyzna.
-Sta...ram... się.
-Zróbmy to razem dobrze? -Wdech. Wydech. - Cudownie sobie radzisz. Wdech. Wydech.
-Pomyśl o tym co Cię otacza. - głaszcze mnie po plecach - Wymienisz mi pięć rzeczy które możesz zobaczyć?
-Widzę - podnoszę głowę i staram się dostrzec cokolwiek zamglonym od łez wzrokiem- Widzę łóżko. Ja... widzę Ciebie. I... i... widzę.. okno. I... Drzewa za oknem. I niebo. - wyduszam wzmacniając uścisk pięści.
-A cztery rzeczy które możesz poczuć ?
-Twoja miękka koszula. - ściskam ją jeszcze mocniej - Szorstkie prześcieradło na łóżku. I... eee... ja.... - jąkam się rozglądając gorączkowo dookoła.
-Świetnie ci idzie skarbie. Coś jeszcze czujesz?
-Twoja koszulka na moim ciele. - przełykam głośno ślinę. - I twoje ręce.
-A co słyszysz? Trzy dźwięki, proszę.
-Twój głos, bicie twojego serca i kroki na korytarzu. - recytuję i biorę kolejny głęboki oddech równocześnie z nim.
-Wyczuwasz jakiś zapach?
-Twoje perfumy i szpitalne chemikalia. - pociągam nosem.
-A czujesz teraz jakiś smak?
-Czuję słoność własnych łez w buzi.
-Czy lepiej się czujesz? - pyta przeciągając nosem po moich włosach.
-Chyba tak. - wzdycham ciężko.
-Czy teraz możemy wysłuchać co ma do powiedzenia pani doktor? - pyta, a mnie oblewają zimne poty.
KURWA.
-Yngve.. - zaczynam i na prawdę się kurwa staram znowu nie spanikować.
-Nie wie? - wcina się lekarka.
-Nie. - odpowiadam natychmiast.
-Dam wam chwilę i zaraz wrócę. - postanawia podchodząc do drzwi, odwraca się w progu - Bardzo pana podziwiam za pomyślenie o technice pięciu zmysłów.
-To jedyna technika, która pomaga mi się wyciszyć. Jest skuteczna. - wzrusza ramionami, jakby przed chwilą nie sprowadził mnie na ziemię z ataku paniki.

Biorę głęboki oddech gdy drzwi się zamykają.
-Co jest? Czego nie wiem? - pyta miękko nie przestając zataczać kółek na moich plecach.
Odsuwam się na tyle by móc spojrzeć mu w oczy.
-Jestem w ciąży. - szepczę, uważnie obserwuję jego reakcję.
-Na prawdę? - zaciska pięści na mojej koszulce. Jego twarz nie wyraża absolutnie nic. Kiwam głową. - O boże.

Przyciąga mnie do siebie. Nasze usta spotykają się w delikatnym a zarazem namiętnym pocałunku.
Trwa on zaledwie kilka sekund. Yngve odsuwa się i chwyta moją twarz w dłonie.
Jego oczy błyszczą, a usta wyginają się w szerokim uśmiechu.
-To wspaniała wiadomość kochanie. - całuje mnie ponownie.
-Nie jesteś zły? Wyjęłam implant niedługo po stracie. Nie powiedziałam ci. - spuszczam wzrok na swoje dłonie, w których dalej ściskam materiał jego czarnej koszuli.
-To najwspanialsza wiadomość w ostatnim czasie. - unosi mój podbródek i zagląda mi w oczy- Kocham cię jak wariat kwiatuszku. No i to oznacza, że mój sprzęt jest zadziwiająco skuteczny. - puszcza mi oko, a ja parskam cicho.
Przenosi jedną dłoń na mój jeszcze płaski brzuch.
Widzę pytanie w jego oczach więc dopowiadam:
-To siódmy tydzień. I nie jest zagrożona. Wszystko było książkowo na badaniach.
-Cholernie się cieszę. - szczerzy się a ton jego głosu jest tak radosny jak jeszcze nigdy. I nagle coś sobie uświadamiam.
-Yngve! - odpycham go i otwieram szeroko oczy.
Marszczy brwi a jego uśmiech znika.
-Mecz! - zaczynam wymachiwać rękoma - Co z meczem?!
-Kochanie przestań bo zaraz wydłubujesz mi oko - chichocze i chwyta moje dłonie zamykając je w swoich - Wygraliśmy. - wzrusza ramionami.
-Do cholery wygraliście! - podskakuję w miejscu i pozwalam sobie na jeszcze parę minut radości.
-Freja nagrała dla ciebie trzecią tercję i w ogóle .
-Gdzie Aurora?
-Pojechały z Wilmą do naszego mieszkania. Była zmęczona, kazała tylko powiedzieć, że martwi się o wujka i mamy mu przekazać buziaka.
-Zabierali go gdzieś zanim mnie odcięło. - mamroczę.
-Operacja. Jeszcze się nie skończyła. To było trzy godziny temu. - poprawia się obok mnie na łóżku, które trzeszczy pod naszym ciężarem.
Wdrapuję się mu na kolan i siadam bokiem, a on od razu otacza mnie ramionami.
Układam policzek na umięśnionej piersi i wsłuchuję się w przyspieszony rytm jego serca.

Drzwi ponownie się otwierają, moja pani doktor wchodzi niepewnym krokiem.
Omiata nas spojrzeniem a gdy dostrzega ogromną dłoń Yngve gładząca z czułością mój brzuch, uśmiecha się i podchodzi do nas.
-Chciałam tylko powiedzieć, że pozwoliłam sobie na przeprowadzenie badania USG gdy spałaś. Z uwagi na poprzednie poronienie miałam pewne obawy. Ale wszystko jest perfekcyjnie kochani. - uśmiecha się szeroko, po czym sięga do teczki która trzyma pod pachą i wyciąga z niej kilka kartek.
Wręcza je nam i wychodzi.
-Nasza fasolka. - szepcze blondyn i gładzi kciukiem jasną plamkę na zdjęciu.
Wtulam się w niego jeszcze mocniej.
-Jest jeszcze coś o czym chciałbym z tobą porozmawiać. - odkłada zdjęcia na stolik nocny.
-O czym?
-Chodzi o Aurorę. - ton jego głosu nagle stał się śmiertelnie poważny.
-Okej. - chrząkam nerwowo - To dawaj.

Wzdycha i zaczyna opowiadać.
Gdy kończy - znowu podlewam rzęsy łzami.

It's all about hockey. Off ice #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz