LII. Bluszcz i cienie

135 11 470
                                    




Jak tylko wróciliśmy do zamku Księcia, przeszłam bez słowa do sypialni i położyłam się do łóżka. Tak bardzo chciałam zasnąć. Gdy spałam, nie pamiętałam, że mamy już nie było. Szalony anioł nie istniał, tak samo, jak Anielski Płomień, Orifiel i problemy sercowe.

Sen zmorzył mnie szybko. Ciężki zapach kwiatów i czarna, satynowa pościel otulały mnie szczelnie. Witałam każdą pobudkę z żalem, mimo otaczających mnie chłodnych ramion. Nawet kiedy zasypiałam na skraju łóżka w próbie zdystansowania się od Księcia Koszmarów, jakimś cudem w nocy kończyliśmy spleceni ze sobą.

Nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Książę chyba rozumiał, że nie jestem w stanie o tym mówić. Nie potrafiłam nawet myśleć o mamie, a poruszenie tego tematu... To byłoby dla mnie zbyt wiele. Za dnia pałętałam się po zamku i Międzyświecie. Unikałam mężczyzny jak ognia, ale zazwyczaj dorywał mnie w porze obiadowej. Znajdywał mnie bez problemu, podążał za energią, która pod emocjami wylewała się ze mnie jak wściekła.

Książę pilnował, żebym jadła i spała. Starał się, robił wszystko, żebym się nie rozpadła. Nie wiedział, że było już za późno. Upadłam i rozbiłam się na tak drobne kawałki, że wątpiłam w to, abym kiedykolwiek mogła się pozbierać.

Kiedy jednego dnia usiedliśmy do posiłku, przerwał zwyczajową ciszę.

– Sam cię szukał – rzucił. Wydawał się nie przejmować tym faktem.

Jednak miałam wrażenie, że ta obojętność była tylko pozorna.

– Co zrobiłeś? – zapytałam i zamarłam. Domyślałam się, że Kapelusznik nie był zadowolony z obecności anioła w Międzyświecie. Coś we mnie rwało się na wspomnienie zielonych oczu i tych paru chwil szczęścia przed Wigilią. Zacisnęłam usta.

– Powiedziałem mu, że nie przyjmujesz gości. – Mężczyzna uśmiechnął się chłodno i wyciągnął dłoń nad stołem. Dotknął mojego policzka. W odpowiedzi zadrżałam, a jego uśmiech się pogłębił. – A co powinienem był zrobić, Łowczyni? – wymruczał. Przeniósł palce na moją szczękę, potem powoli zjechał opuszkami niżej. – Mogę go nastraszyć na tyle, że nie postawi tu więcej stopy... Wystarczy jedno słowo... – Pieścił skórę wzdłuż tętnicy szyjnej delikatnymi ruchami. Chłód Księcia odganiał zimno śmierci, jakie na dobre zagościło w moim sercu.

– Nie – wychrypiałam. Odchrząknęłam, żeby mój głos nabrał nieco mocy. – Będę musiała z nim porozmawiać, on się martwi – wyjaśniłam mu i sobie. Bałam się tej rozmowy jak ognia.

– Hmm... Czy to naprawdę ma tak wielkie znaczenie? – Oplótł palce wokół mojej szyi. Czułam chłód pierścieni, błyszczących na jego paliczkach. – Czemu to dla ciebie takie ważne? – wyszeptał. Gwiazdy zaczęły krążyć w bezkresnym mroku jego tęczówek.

– Zależy mi na nim – przyznałam i na chwilę przymknęłam oczy. – Nie chcę, żeby cierpiał. – Delikatnie odczepiłam jego dłoń od mojego gardła. Splotłam nasze palce i uśmiechnęłam się, choć czułam, jakby ta rozmowa była niczym taniec ze śmiercią. Jedno złe słowo wystarczyłoby, aby wywołać gwałtowną reakcję. Miałam wrażenie, że pod zimnem mężczyzny kryło się niebezpieczeństwo. – Następnym razem go wpuść – poprosiłam.

Podparł podbródek o wolną dłoń i przekrzywił nieco głowę.

– Jak sobie życzysz.

Intuicja mówiła mi, że poszło zbyt łatwo.


*


Wieczorem Książę złapał mnie, gdy przechadzałam się po piętrze. Wszystkie świece zgasły, serce zabiło mi mocniej. Mężczyzna pojawił się za mną, świadczył o tym chłodny oddech, który owiał mój kark.

Spalona cz. 2 - Więź AniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz