Rozdział 12

124 32 11
                                    

Sprzątaliśmy z Florianem mieszkanie już drugą godzinę i cały czas jeszcze wpadki mojego dzisiejszego dnia dostarczały nam zabawy. Obaj uważaliśmy za niezwykle zabawne to, że musiałem zrezygnować z jutrzejszego porannego biegania i z popołudniowego treningu. Pod znakiem zapytania wisiało także odwiedzenie rodziny w niedzielę. Poza tym nie mogłem pozwolić sobie oczywiście na jakiekolwiek inne wyjście z domu ani nawet na dłuższy prysznic. Nie miałem pojęcia, kiedy pojawi się u mnie Julia, a zamierzałem być na to w pełni gotowy, dlatego zrobiłem już zakupy, a teraz zaglądałem w miejsca, które nigdy dotąd nie widziały mopa. Florian z kolei właśnie przystąpił do przygotowania przekąsek i dania, które nadawało się zarówno na obiad jak i na kolację. Naprawdę doceniałem jego pomoc, ale najbardziej potrzebowałem go podczas wizyty Julii. Problem w tym, że on miał dużo planów na weekend. Poranne bieganie, popołudniowy trening, wyjazd w rodzinne strony, a w międzyczasie randkę lub dwie. Prawdopodobieństwo, że uda mu się być w mieszkaniu w odpowiednim czasie uznawałem za małe i to mnie przerażało. Wiedziałem, że z nim byłoby swobodniej. Chciałem, żeby Julia czuła się bezpiecznie i żeby absolutnie nie odebrała naszej randki jako próby zaciągnięcia jej do łóżka. Nie byłem taki, ale ona mnie nie znała, a ja miewałem nietypowe zachowania. Sam pewnie na jej miejscu pomyślałbym o sobie, że jestem psychiczny.

– A co jak powie, że przyszła tylko po notatki i nawet nie będzie chciała wejść do środka? – naszła mnie nagła obawa. Raczej bezpodstawna, ale co, jeśli?

– To nabałaganimy z powrotem, a o wina się nie martw. Zajmę się nimi z Kacprem.

– Kamień z serca – sarknąłem, przewracając oczami. Dobrze, że sam umiałem określić intencje Julii, bo gdybym rzeczywiście nie był ich pewny to Florian właśnie by mnie dobił.

– Ty się lepiej zacznij uczyć chemii, durniu – zaniósł się nową salwą śmiechu z powodu zardzewiałego już powodu. No trochę skłamałem. No może bardzo...

Chemia należała do najbardziej znienawidzonych przeze mnie przedmiotów i ledwie udało mi się zdobyć niezbędne minimum, żeby dostać się na lek-denta.

– Dziewięćdziesiąt osiem procent z matury... – przypomniał, dusząc się ze śmiechu.

– To przez te głupie pisanie. Gdybyśmy rozmawiali normalnie, w życiu bym czegoś takiego nie palnął, a na papierze jakoś... Nie wiem... No, nie wiem. Ona mi się po prostu podoba, okej? Chciałem jej zaimponować i znaleźć pretekst do rozmów.

Nawet jeśli o tej okropnej chemii.

– No i świetnie. Sto procent sukcesu, stary. Tylko teraz nie dość, że przeniesiesz się z grupy, która ma zajebistą prowadzącą z anatomii do grupy, która ma najbardziej wymagającego asystenta to jeszcze do tego dojdzie ci nadprogramowy przedmiot do nauki. Chemia. Ciekawe, jak zaimponujesz Julii, kiedy spektakularnie wylecisz z uczelni jeszcze przed końcem pierwszego semestru.

– Nie wiem, może... do tego czasu będzie już we mnie tak zakochana, że przymknie oko na te drobnostki? – posłałem Florianowi głupawą minę, szorując jednocześnie jakąś zaschniętą plamę na nodze od stołu.

– Ja się zastanawiam na co ty będziesz musiał przymknąć oko i to wkrótce, chociaż nie jestem pewny, czy przypadkiem już się nie zakochałeś – to jedno zdanie natychmiast wprawiło mnie w nieprzyjemny stan. Nie znałem Julii, ale w mojej wyobraźni było wręcz przeciwnie i nie chciałem nawet myśleć, jak bardzo różni się prawdziwa wersja dziewczyny od tej, którą stworzyłem. Na pewno drastycznie, ale wolałem się w to nie zagłębiać. Tkwienie w ułudzie było takie przyjemne. Dlatego zmieniłem temat...

Ledwie słyszałem muzykę, która stanowiła w naszym mieszkaniu stały punkt programu. Znów śmiałem się z siebie, nie dowierzając, że to dzieje się naprawdę. Kiedy chodziłem do liceum pokładałem wielkie nadzieje, że kiedy przeprowadzę się do Warszawy wszystko będzie wyglądać inaczej, ale chyba nie spodziewałem się, że rzeczywiście poczuję się dobrze. Jednak stało się. Nigdy nie czułem się lepiej. Byłem wolny, wartościowy, bezpieczny, pełny energii i wiary na fajne życie. Oczywiście kochałem swoją rodzinę, bardzo, byli najlepsi i zupełnie nieświadomi krzywd, jakie przy nich poniosłem.

WUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz