Rozdział 9

113 28 2
                                    

Od rana byłam cała w skowronkach. Wczoraj dostałam paczkę od mamy, więc nie mogłam się nie wyspać. Miałam wreszcie porządną pościel! A do tego tyle słoików z jedzeniem, że moim głównym problemem było to, który otworzyć. Życzyłam sobie więcej takich problemów w życiu i żadnych innych, a już na pewno nie brałam pod uwagę nieprzyjemności na zajęciach z anatomii. Byłam na nie tak nakręcona, że zapomniałam przywitać się z grupą. Podobno minęłam ich szczerząc się od ucha do ucha jak jakaś nienormalna. Tak mi powiedzieli, kiedy nagle rozejrzałam się za kimś, kto pomoże mi zawiązać wkładany od przodu fartuch anatomiczny i wtedy ich dostrzegłam. Rechotali zgięci w pół. Jak mogłam ich nie słyszeć? A no tak, była mi w głowie długo wyczekiwana wizyta w prosektorium. Dobrze, że z tej okazji nie zaczęłam nieświadomie tańczyć i śpiewać, bo naprawdę miałam na to ochotę.

– No już, już – próbowałam zatrzymać ich wesołość, mimo że sama zanosiłam się głośno. Jednocześnie zdejmowałam fartuch, bo jak się okazało to jeszcze nie był odpowiedni czas ani miejsce, by go włożyć. Ledwie zrozumiałam parskającego Mateusza, kiedy poinformował mnie, że żeby dostać się do prosektorium trzeba przejść przez szatnie i pomieszczenie przygotowawcze, które były niczym śluzy.

– To naprawdę niepokojące, że cieszysz się na spotkanie z trupem bardziej niż z nami.

– Cóż, on przynajmniej nie będzie się ze mnie nabijał – zauważyłam.

– Wierz mi, nawet on by powstał, gdyby zobaczył, jak skocznie przeleciałaś przez korytarz – śmialiśmy, wyrażając nieco niestosownie o denacie, dopóki nie przeczytaliśmy pięknego napisu na „tych" drzwiach...

„Hic mortui vivos docent" – „Tu umarli uczą żywych"

Od razu nabrałam szacunku należnego człowiekowi, który poświęcił nam swoje ciało i z coraz większą niecierpliwością czekałam, by go poznać. Najpierw jednak czekała nas wejściówka...

– Umiesz? – zagaił Bartek.

– Jestem wykuta na blaszkę, trochę się uczyłam do tego już podczas wakacji – wyznałam, poprawiając związane w kucyk włosy, na których miałam biały czepek. – A ty?

– Ja też.

– A śniadanie jadłaś? – wtrąciła Kaja. – Zgaduję, że z tej ekscytacji nawet o nim nie pomyślałaś, co? – zakpiła.

– Zjadłam – zamaskowałam kłamstwo kolejną salwą śmiechu. Rzeczywiście szczęście wyparło mi apetyt, gdy tylko otworzyłam oczy, ale nie chciałam tego przyznawać. Zbyt wyraźnie pamiętałam dyskomfort wczorajszego dnia, kiedy cała grupa wciskała mi jedzenie. Nie mogłam pozwolić, żeby stało się to normą, nawet jeśli moje życie byłoby dzięki temu o niebo łatwiejsze.

– Nie to, że ci nie wierzę... – mruknęła. – Po prostu, zupełnie na wszelki wypadek zrobiłam dla ciebie kanapkę.

– I ja też! – krzyknęła Zośka.

– No cóż... – Kaja się wyszczerzyła. – Ciesz się, że nie każemy ci jeść teraz – uśmiechnęła się z jakąś taką sztuczną uprzejmością. Chyba powinnam więc zapytać:

– A czemu?

W odpowiedzi Kaja parsknęła. Na razie jeszcze niczego nie zrozumiałam, więc czekałam, a na jej widok usta same wyginały mi się w szeroki łuk.

– Właśnie tak myślałam... Że mogłabyś jedną ręką trzymać pizzę, a drugą grzebać we flakach, co? – rozśmieszyła mnie.

– To możliwe – potwierdziłam, chichocząc. Nagle jednak wszelki dźwięk przestał wydobyć się z mojego gardła, bo dostrzegłam Nestora. Już miałam go zawołać, ale w ostatniej chwili udało mi się pohamować. Chyba nie chciał zwracać na siebie uwagi, skoro stał samotnie z lekko pochyloną głową, unikając nawiązania z kimkolwiek kontaktu wzrokowego. Przez chwilę myślałam, że przeniósł się do mojej grupy, ale zajęcia z anatomii tak jak i histologii miała jednocześnie połowa roku. Prosektorium składało się z wielu sal, które wkrótce nas porozdzielają.

WUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz