Rozdział 15

84 21 7
                                    

Kłamstwa zacisnęły małą pętelkę na mojej szyi. Nie mogłam ich tak pozostawić. Wystarczyłaby jedna niefortunna pogawędka na uczelnianym korytarzu, a wyszłoby na jaw, że wcale nie mieszkam z Kają. Musiałam podjąć decyzję czy zwierzyć się jej, że jestem skrajnie biedna, czy Nestorowi. Potrzebowałam, żeby jedno z nich mnie kryło. Innego wyjścia nie widziałam, ale to nie znaczyło, że wiedziałam, co zrobię, kiedy koleżanka otworzyła mi drzwi.

– Heeej? – omiotła mnie powolnym zdezorientowanym spojrzeniem. – Fajna kurtka...

– Och... – moje zziębnięte policzki momentalnie się rozgrzały. – To... Cześć, w ogóle. Przechodziłam niedaleko i pomyślałam, że... zapytam... Jak się masz... w tę... Sobotę...

– W tę sobotę? – Kaja parsknęła śmiechem, przepuszczając mnie w progu. – Nie wiem, skąd ty się urwałaś, ale wchodź i mów szybko, gdzie i z kim się szlajałaś, no i oczywiście co robiliście. Może być z pikantnymi szczegółami, nie mam z tym problemu – żartowała nie przestając się śmiać.

A wiesz, powiedziałam chłopakowi, który kompletnie mnie oczarował, wiesz temu od trzech atlasów... A no nie wiesz, o co chodzi z atlasami, bo ci nie wyjaśniłam. W każdym razie mam je w reklamówce, a wracając do tematu to powiedziałam mu, że jesteśmy współlokatorkami w twoim pięknym mieszkanku, bo gdyby mnie odprowadził i zobaczył moją rzeczywistość to... to nie wiem.

Zrobiona w myślach próba generalna wyjawienia Kai prawdy nie brzmiała dobrze. Spróbowałam więc w drugą stronę.

Słuchaj, Nestor. Okłamałam cię. Nie mieszkam z Kają. Jestem biedna jak mysz kościelna i wynajmuję taką norę w rozlatującym się budownictwie, że gdybyś ją zobaczył to... to nie wiem.

Naprawdę trudno było stwierdzić, która opcja jest gorsza. Póki co grałam na czas chichocząc niczym słodka blondynka.

– Wiem, że nie jesz po osiemnastej... Co ja gadam. Pewnie nie jesz już po dziesiątej rano, ale zaraz zrobisz wyjątek. Wolisz tłuste tosty czy wysokowęglowodanowe pierogi? A może mnie zaskoczysz i wybierzesz jedno i drugie? – Kaja zmieniła temat, ale ten wcale nie był dużo lepszy.

– Dopiero co jadłam, przysięgam – uniosłam dwa palce. – Słowo skauta – dodałam. – Zawsze chciałam to powiedzieć.

– Rozumiem, że powinnam teraz zapytać, czy byłaś kiedyś skautką, ale cóż... Znam odpowiedź, skoro łżesz w żywe oczy. Za karę dorzucę ci wysokokaloryczny majonez do tostów i osiemnastoprocentową śmietanę do pierogów. I skwareczki, mhm...

Kaja miała naprawdę fantastyczne poczucie humoru, a najlepsze w tym było to, że nie ciągnęła mnie za język. Uwierzyła w swoją wersję i w ogóle nie brała pod uwagę, że się myli. Jej brak pytań powodował, że nie padały odpowiedzi...

Wyszłam od Kai wypełniona pod sam korek, a ona dalej nie wiedziała kogo kurtkę założyłam na grzbiet. Uznałam, że mam jeszcze całą niedzielę, żeby wtajemniczyć ją w swoje sekrety i kłamstwa, a także poprosić o współudział...

Tymczasem musiałam przyznać, że Nestor niemal uratował mi życie ciepłą pożyczką. Zamarzłabym bez niej. Na dworze było zatrważająco zimno i niestety także ciemno. Droga do „domu" nie należała do przyjemnych wizji, a dzielnica, w której wynajmowałam pokój nie należała do najlepszych w Warszawie. Najtańszych i owszem. Myślałam też, że wygląda trochę lepiej lokalizacyjnie, ale niestety. Wszędzie było daleko. Kiedy po przeszło godzinie wysiadłam z ostatniego już autobusu obleciał mnie przeszywający strach. Błyskawicznie wbiłam sobie do głowy, żeby nie zasiedzieć się u nikogo następnym razem, miałam nauczkę. Na ten moment o Warszawie wiedziałam tyle, co przeczytałam w internecie. Zalecano w nim, żeby na Pradze-północ, która mimo że słynie z unikalnej architektury i artystycznego klimatu, zachować ostrożność i unikać potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Szkoda, że nie dali instrukcji, jak to zrobić. Mogłam tylko przebierać nogami, ile sił i obserwować przestrzeń wokół. Może trochę za bardzo się nakręciłam, bo majtałam głową na boki obracając ją co chwilę. Poczułam się odrobinę pewniej, kiedy wkroczyłam w bardziej otwartą przestrzeń. Kotłujące się grupki ludzi tu i ówdzie nie były mi tak straszne, gdy z lokali wydobywały się stłumione basy. Trochę przypomniało mi to klimat Anglii, w której puby i kluby nie mieszczą się wyłącznie w centrach miast. Tak jak tam, tak i tutaj nikt mnie nie zaczepił. Mimo wszystko odetchnęłam z ulgą, kiedy wreszcie zamknęłam się w swoim obskurnym pokoiku. Żadna radość jednak nie nastąpiła. Trudno było cieszyć się mając przed oczami rażący kontrast społeczny pomiędzy własnym życiem, a tym, jakie prowadzili moi nowi znajomi. Pościel zakrywająca materac nie sprawiła, że zapomniałam o plamach, na których musiałam spać, a leżący na podłodze zapas szarego papieru toaletowego stanowił sedno mojej beznadziei. Raz, że musiałam pilnować najtańszych artykułów to jeszcze nie miałam ich na czym postawić. Poza wąskim łóżkiem i małą szafą nie posiadałam innych mebli. Myśl, że tak będzie wyglądać najbliższe pięć lat ciążyła. Zamknęłam więc oczy, żeby dojrzeć przyszłość, w której wszystko prezentowało się całkiem inaczej. Musiałam o nią zawalczyć. Cel znów zawładnął moimi żądzami, determinacja wypełniła mnie po brzegi. Wyjęłam książki od Nestora, ulokowałam się z nimi na łóżku i nie zamierzałam zmrużyć oka, dopóki nie nauczę się materiału nie tylko na poniedziałkowe zajęcia z anatomii, ale i na te czwartkowe. Chciałam też przyswoić wiedzę z histologii. Ambicja mnie jednak przerosła. Tego było tak dużo, że po kilku godzinach ledwo cokolwiek widziałam, plecy bolały mnie niemiłosiernie, a przerobiłam może piętnaście procent z narzuconego celu. To w dodatku były na razie jedynie notatki, które dopiero należało wykuć.

WUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz