Rozdział 7

101 26 2
                                    

Histologia dzieliła się na dwa etapy. Najpierw wszystkie grupy, które tego dnia miały ten przedmiot odbywały seminarium w pięknej auli. Usiadłam nieopodal chłopaka od trzech atlasów. Musiałam wybadać jego stosunek do mnie. Na razie zorientowałam się, że ten człowiek posiadał wiele innych wspaniałych książek.

Chciałabym chociaż móc je przekartkować.

Słuchałam tematu, o którym czytałam już w podręczniku i zerkałam w bok. To chyba dobry znak, że żadne moje spojrzenie nie zostało ani razu odwzajemnione...

Po części teoretycznej, wszyscy studenci zaczęli zbierać się w skupiska według listy. Ćwiczenia miały odbyć się bowiem w tak zwanych grupach histologicznych, każda w innej sali. Szło to tak sprawnie, że czas mi umykał. Niewiele myśląc podbiegłam do pierwszego lepszego asystenta (tu na WUM'ie tak właśnie nazywano prowadzących).

– Dzień dobry. Nazywam się Julia Lubaś. Chodzę do trzeciej grupy, ale... – urwałam, pod wpływem nagłej myśli. A co, jeśli on wie, dlaczego nie pojawiłam się wczoraj na zajęciach? Kłamstwo w żywe oczy pogrążyłoby mnie do reszty. – Nie było mnie wczoraj na zajęciach. Czy mogłabym odrobić je dzisiaj? – postanowiłam nie podawać żadnego usprawiedliwienia.

– Proszę – wskazał wyprostowanym ramieniem drogę do odpowiedniej sali. Przystanęłam, gdy do niej wkroczyłam. Był tu chłopak od trzech atlasów, na którym zawiesiłam spojrzenie. Już się tak nie denerwowałam. Jego zachowanie nie wskazywało na to, że spotkaliśmy się nad Wisłą. Kompletnie nie zwracał na mnie uwagi.

Czekałam, aż wszyscy się usadowią. Jako że byłam gościem stwierdziłam, że powinnam dać innym pierwszeństwo wyboru miejsc. Miałam tylko nadzieję, że wystarczy mikroskopów.

Zostały trzy. Dwa przy zupełnie wolnej ławce na końcu sali i jeden rząd obok również na końcu. Tę ławkę zajmował chłopak od trzech atlasów. Ruszyłam właśnie do niego, ale zdębiałam pod wpływem spojrzenia, które rzucił mi, gdy zorientował się, co się święci. Jego morderczy wzrok jasno sugerował, żebym nie ważyła się kończyć tego, co zaczęłam. Widziałam to wyraźnie, a kropką na nad „i" była męska torba, która zajmowała krzesło obok swojego właściciela i nie została zabrana, by zwolnić miejsce. Przełknęłam gulę rozczarowania, idąc dalej. Mimo że towarzystwo byłoby miłe, nie potrzebowałam go. Może nie mogłam pozwolić sobie na wszystkie polecane podręczniki, ale miałam niezbędne materiały. Wyjęłam książkę, zeszyt z gładkimi kartkami i najważniejsze - kredki w najróżniejszych odcieniach czerwieni, różu i fioletu. Mimo fatalnych zdolności plastycznych byłam gotowa do rysowania preparatów, które wkrótce oglądałam już pod mikroskopem.

He, he, he...

Śmiałam się w duchu, widząc jak chłopak od trzech atlasów przeszukuje swoją piękną torbę po raz enty.

I co, panie omnipotentny?

Bez kredek nie jesteś taki wszechmocny i potężny, co?

A mogłam się z tobą podzielić.

Nieprzygotowany student szukał dalej, choć na pewno nie miał już nadziei na magiczne pojawienie się kredek. Chyba się po prostu zaciął. Po chwili zaczął rzucać na boki ukradkowe spojrzenia. Gdy jego wzrok dotarł do mnie, zdjęłam z krzesła torbę, ale zamiast skorzystać z zaproszenia, uniósł się dumą, prostując tak gwałtownie, że przykuł uwagę asystenta. Chłopak od trzech atlasów szybko pochylił się do okularu i tym razem mu się upiekło. Raptownie przestałam sobie szydzić z niego mentalnie, kiedy dostrzegłam jego dłonie. Drżały obejmując mikroskop. Ten widok tak mnie ujął, że wstałam i uświadomiłam to sobie dopiero po chwili. Wszyscy na mnie patrzyli. Wszyscy oprócz tego jednego chłopaka.

WUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz