Rozdział 6

110 24 4
                                    

Siedziałam niczym sparaliżowana, wbijając ślepo wzrok w plecy Kai. Mówiła, że nic głupiego nie narobiłam! Więc skąd wie o chłopaku od trzech atlasów?

Boże...

A jeśli do niego podeszłam?

I wyznałam, że jest czarujący?

Albo ten alkoholowy potwór, co mnie opętał rzucił się na niego?

– Nie jestem pewna, o czym mówisz... – wymamrotałam ostrożnie. Chciałam zbadać grunt, a jednocześnie pragnęłam pozostać w błogiej nieświadomości. Słuchanie o swoich przebojach było ponad moje siły. Byłam już strzępkiem nerwów. Całe szczęście, że Kaja skupiała się na przygotowaniu posiłku i nawet na mnie nie zerkała.

– W którymś momencie zaczęłaś majaczyć o jakiś trzech atlasach i nie mogłaś przestać – wyjaśniła.

O Boże... Majaczyłam... Jaki wstyd...

– Nie... wiem... – wydusiłam, dławiąc się powietrzem, którego ani nie wciągałam ani nie wypuszczałam.

– No nieważne. Coś ci się odkleiło. Zdarza się najlepszym.

– Jezuuu... – wyjęczałam. Chciało mi się płakać. W życiu nie przewidziałabym, że odstawię taki numer, w dodatku pierwszego dnia studiów. Czy można zacząć gorzej? Wszyscy będą teraz mnie postrzegać przez pryzmat tej imprezy. Będą na mnie patrzeć tak, jak ja na Wieśka, Bogdana, Mirka i całą resztę pijaków siedzących niemal dwa cztery na dobę pod sklepem u Stasi w mojej wsi. Koszmar.

– Nie rozumiem, dlaczego ludzie piją. Po co sobie to robią? To jest najpaskudniejsze uczucie na świecie. Nigdy nie napije się już nawet kropli alkoholu.

– E, no, nie przesadzaj. Masz moralniaka, a to się leczy kolejną imprezą. Musisz tylko jeść. Wczoraj bawiłaś się świetnie. Gdybyś nie miała pustego żołądka to by cię nie ścięło i teraz nie czułabyś się tak paskudnie. Poważnie, wyluzuj. Wszystko jest dla ludzi.

Nie. Na pewno nie. Nigdy więcej nie tknę alkoholu.

Oprócz spirytusu, ale to w celach medycznych i nie doustnie.

Wczoraj spuściłam się ze smyczy i może ten dzisiejszy kubeł zimnej wody był mi potrzebny, żeby umocnić moje cele. Tego postanowiłam się trzymać, ale kiepsko mi to szło...

Kaja zrobiła mi pyszną jajecznice, a potem zaproponowała, żebyśmy pouczyły się razem na czwartkową anatomię. To było mi bardzo na rękę. Wstydziłam się bowiem wyjść na światło dzienne, żeby nikogo nie spotkać. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że każdy w Warszawie był świadkiem mojej kompromitacji. Ten cały kac moralny nie mijał, mimo wszelkich zapewnień Kai, że nie stało się nic złego. Wciąż czułam w kościach co innego. Potrzebowałam to z siebie zmyć, dlatego poprosiłam o możliwość wzięcia szybkiego prysznicu. Kiedy jednak znalazłam się sama w łazience z dużym lustrem zapomniałam na moment o pospiechu.

Jakoś się wcześniej sobie nie przyglądałam. Nie przywiązywałam wagi do wyglądu, bo i tak niewiele mogłabym zrobić w tej kwestii. Skupiałam się na nauce, na którą już miałam realny wpływ. I teraz kiedy tak naprawdę otworzyłam oczy na swoje ciało, przeraziłam się. Jak w ogóle mogłam pomyśleć, że chłopak od atlasów chciałby na mnie patrzeć?

Wyglądałam jak chłopiec z długimi włosami, tak zniszczonymi, że kolor wyglądał jak sprany brąz. Żebra rzeczywiście mi wystawały. Piersi można u mnie ze świecą szukać, a i tak się nie doszuka...

Weszłam na wagę, ale nie wiedziałam czy czterdzieści sześć kilogramów przy metrze sześćdziesiąt sześć to powód do zmartwień. Zamiast sprawdzić w internecie tabelę BMI, machnęłam ręką do swojego odbicia.

WUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz