Rozdział 19

162 31 6
                                        

Po trzech godzinach nauki łzy zaczęły podchodzić mi do oczu. Ogarnęła mnie taka wściekłość i bezradność, że bałam się, iż zaraz wpadnę w jakiś szał.

– To niewykonalne – prychnęłam. Mimo że miałam ochotę cisnąć ołówkiem o ścianę, jedynie wypuściłam go żałośnie z dłoni. – Jak można oczekiwać od ludzi niemożliwego? Pięćdziesiąt stron naukowych faktów na histologię i tyle samo na anatomię, a przecież są jeszcze inne przedmioty. Jak ty to ogarnąłeś, że jesteś na czwartym roku? – zwróciłam się do Floriana. Nie dawałam wiary, że tak to miało wyglądać dzień w dzień. Ze stypendium już się mentalnie pożegnałam, z poprawieniem matury także, ale na studiach musiałam się utrzymać. Takiej porażki bym nie przeżyła. Byłam zła na siebie, że się odezwałam. Powinnam się uczyć zamiast gadać. Już i tak zmarnowałam wcześniej dużo czasu na rozmowę z Florianem. Nie mogłam jednak się powstrzymać od wyciągania z niego opowieści z medycy sądowej, a także z zajęć klinicznych, których miał na czwartym roku w brud. Tak bardzo pragnęłam już być w tym samym miejscu, co on i pracować z pacjentami. To mnie motywowało do nauki, ale jednocześnie karciłam się za to, że nie wykorzystuję efektywnie czasu.

– Materiał jest nie do ogarnięcia – przyznał. – Każdy robi, co może i jakoś się ślizga. Najważniejsze to nie dopuścić do rozbójnika. Wiesz, czym jest rozbójnik? – dopytał. Skinęłam głową. Chodziło o hardcorowe kolokwium z całego roku. Muszą je pisać pod koniec maja ci, którzy nie zaliczyli odpowiedniej ilości wejściówek, żeby w ogóle móc podejść do egzaminu. – Uczcie się systematycznie i dużo, a wszystko będzie dobrze – pocieszył bezskutecznie. Dalej nie rozumiałam, dlaczego stworzono niewykonalny program nauczania!

Myślałam, że osiągnęłam szczyt dezorientacji, ale kolejne dni pokazały mi jak bardzo się myliłam...

Nie wyrabiałam, nie wyrabiałam, nie wyrabiałam.

Uczyłam się na zajęciach, u Nestora, w komunikacji, w nocy, na toalecie, wszędzie gdzie się dało.

Niczego nie umiałam.

Prawie nie sypiałam.

Doba była za krótka, a mimo to udawało mi się kraść kilkadziesiąt minut, żeby dotrzeć przed zajęciami pod blok Nestora.

Kłamałam, kłamałam, kłamałam.

Wiele razy chciałam wyznać chociaż jakąś część prawdy, ale wszystko działo się samo, zbyt szybko, żebym mogła zadecydować o tym, co wyprawiają moje usta i w efekcie budziłam się z wypowiedzianymi słowami jakby po czasie.

Wydawałam więcej niż przewidywałam, a wciąż nie posiadałam wszystkiego, czego potrzebowałam.

Marzyłam o weekendzie, mimo że zwiastował jeszcze więcej nauki. Powinnam wykorzystać go wyłącznie na kucie od świtu do świtu, ale musiałam poświęcić kilka godzin na regaty wioślarskie. Wsparcie Nestora miało u mnie najwyższy priorytet. Byłam jego dłużniczką. Karmił mnie, woził, podarował płaszcz, pomagał w nauce i przede wszystkim nie pytał o nic.

Musiałam teraz kibicować mu na zawodach, mimo że to oznaczało, iż nie zdążę ogarnąć materiału...

Nie pomyliłam się. Miałam za sobą drugą niezaliczoną wejściówkę, a przed sobą kolejną zbyt dużą porcję nauki do przerobienia...

Rozpacz i panika wypełniały każdą komórkę mojego ciała, a ja zamiast wziąć się za siebie, wspominałam weekend. Nie potrafiłam żałować swojej decyzji. Gdybym cofnęła czas, poszłabym na regaty jeszcze raz. Co zrobiłabym inaczej to to, że spróbowałabym nie mrugać podczas obserwowania Nestora. Marzyłam, żeby znów zobaczyć jego piękne ramiona. Nie spodziewałam się, że wioślarstwo jest tak fascynującym sportem...

WUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz