Basia czuła się pod koniec ciąży zmęczona i udręczona. Na szczęście popisy Tadeusza bardzo szybko uległy zakończeniu. Najwyraźniej chłopiec chciał się upewnić, że Kuba nie zniknie z życia jego, i jego mamy, stąd nawet skończyły się pyskówki. Teraz jednak pani Wszołek- Szczęsna czuła się fatalnie
z powodu ciąży. Córeczka kopała ją po żebrach stąd zdecydowała się przyjechać na SOR. Powitał ją Dobromir Lisicki i nieznana dziewczyna.- Jagoda Lisicka, miło mi – uścisnęła rękę zaskoczonej Pani Wszołek. Nie miała w sobie żadnej aury, która wiązałaby ją z rodzeństwem Lisickich. Była...przerażająco normalna.
- Barbara Wszołek-Szczęsna – odpowiedziała zaskoczona ratowniczka.
- To co, rodzimy? – odparła dziewczyna.
- My? – Basia spojrzała z przestrachem na Dobromira. Ostatnie o czym marzyła to zaglądający w nią Lisicki Junior. Nawet jeśli pierwsze skrzypce miała grać ta lekarka. Do niej też jakoś nie miała zaufania.
- No ja i Pani. Dobek do takich spraw się nie nadaje – mruknęła pod nosem dziewczyna czym zyskała mordercze spojrzenie doktora. Wystarczy, że reszta jego rodziny miała mu za złe, że nie poszedł w ślady matki, która została wybitnym neurologiem oraz psychiatrą. A zamiast tego jeździł, jak to określił jego ojciec, karawanem i zbierał pijaków z ulicy.
- Jagoda, porozmawiam o tym...z tatą. I mamą. W pracy jestem Twoim przełożonym – odparł poirytowany lekarz.
- A wpisz mi uwagę – warknęła młoda rezydentka ginekologii. Wprawdzie poszła w ginekologię onkologiczną, ale z braku specjalistów to dziś ona przyjmowała na świat dzieci.
O dziwo, Jagoda Lisicka okazała się super cierpliwą i pełną poczucia humoru lekarką. Zaniepokojony Szczęsny-jeszcze junior pojawił się na Sali porodowej i nie wiedział, co miał robić. Wprawdzie uczestniczył nieraz zawodowo w porodach, ale no właśnie. Zawodowo a prywatnie, to dla niego była drastyczna różnica. Baśka złapała jego rękę jak w imadło i nie puściła aż do momentu, gdy mała Martynka wyszła na świat.
- Córeczka – powiedziała zadowolona dziewczyna do młodych rodziców – 10 w skali Apgar, oddech idealny. I piękny głos. Kinga, daj malutką panu Jakubowi.
- Oczywiście – odpowiedziała pielęgniarka z uśmiechem.
- A mnie coś dziwnie boli ręka – powiedział Kuba i oddał niemowlaka neonatologowi, który właśnie się pojawił.
- No ładną ma pani parę w rękach – odparła z rozbawieniem Jagoda.
- Tak serio, naprawdę ma Pani na imię Jagoda? – zdziwił się Kuba. Basia uniosła podejrzliwie brew. Zaczynała robić się zazdrosna.
- W zasadzie rodzice dali mi na imię: Bożena. Ale potem pożałowali i wszyscy mówią do mnie Jagoda. Łącznie z rodzicami. No chyba, że coś przeskrobię. – westchnęła lekarka.
- I tak nie przebije Pani naszego kolegi... - zaczął Kuba, ale widząc wzrok żony od razu zaprzestał dalszych kontaktów.
- Zalecam konsultację ortopedyczną – odparła młoda doktor Lisicka. – Nie radziłabym w najbliższym czasie pracować przy pacjentach. A przynajmniej, proszę się ograniczyć przy wkłuciach i poprosić sprawniejszych kolegów.
- On na razie będzie ćwiczył, ale z dzieckiem spacery – odparła zdecydowanym tonem Baśka. Kuba przełknął nerwowo ślinę.
- Ja spadam w takim układzie. Do widzenia – powiedziała z uśmiechem.
Baśka mordowała wzrokiem męża, który w sumie nie wiedział, co począć. Za to Jagoda szła jak taran przez szpital, by jak najszybciej dotrzeć na SOR. Oto jej starszy brat ją wzywał, by z nim pojechała na wezwanie jako dopełnienie do S-ki. W końcu mogło się przecież zdarzyć, że w środku zamiast zestawu: 1 lekarz i dwóch ratowników, będzie dwóch lekarzy i jeden ratownik. Po drodze wpadła na zamyślonego blondyna zatopionego w telefonie. Teczka, którą trzymał niedomkniętą wypadła, a dokumenty rozsypały się po podłodze.
CZYTASZ
Razem trochę raźniej, co nie? czyli Przyjaźń.... w wersji na 1, 2 odcinki
Short StoryZdystansowany od znajomych z pracy, Nowy pada ofiarą porwania przez swojego dawnego oponenta. Na skutek przeżyć dokonuje zmian w swoim życiu. Krótkie opowiadanie, bo ma tylko ok 45-50 tyś znaków (chyba razem z myślnikami), które mogłoby być powiązan...