NARADY

68 4 4
                                    


Do gabinetu Szymona ktoś zapukał. Młody lekarz zaprosił krótkim „proszę" i zobaczył czwórkę lekarzy
z Bazy, a dokładnie Artura, Wiktora, Beniamina i Annę. Jak dla Szymona, to jeszcze mógł się pojawić Lisicki, ale znał na tyle Dobromira, że nie bawiłby się w jakieś delegacje i sam by przyszedł
i pogadał. O ile by czuł taką potrzebę.

- W czym mogę kolegom pomóc? – zapytał się dość niewinnie i oparł się wygodnie na krześle.

- Chcemy wiedzieć, czy Nowy ma szansę... - zaczęła Anna.

- Każdy ma jakieś szanse. Na coś. Na miłość, karierę, sukcesy. – odparł lekceważąco. Widział, że cała czwórka zdębiała, a Anna nawet mordowała go wzrokiem. Stanisław potrafił być taki sam. Lekko podchodził do problemu. Ciągle żonglował słowem i czekał, by zmiażdżyć rozmówcę – A jeśli mam być szczery i ocenić jego wcześniejszą sytuację, to tak. Otoczenie dało ciała, ale jak mówię, każdy, nawet on, ma szansę, by z tego wyjść. W moim ujęciu, na razie nie ma mowy aby wrócił do pracy. Przynajmniej przez najbliższe pół roku musi dojść do siebie, jak nie dłużej.

- Pół roku? – zdziwił się Artur. Powaga sytuacji coraz bardziej go dobijała. – To dużo czasu. Kto wie, co Strzelecka wymyśli...

- Zrobi, co będzie uważała, my zadziałamy aby miał ubezpieczenie. I mógł w spokoju dojść do zdrowia. Po takich przeżyciach każdy by potrzebował czasu. – oświadczył terapeuta - Niemniej jednak musi sobie przemyśleć dziewczyna, czy nie przesadziła. Wydaje mi się, że zgoda na powrót chłopaka została wydana zbyt wcześnie. Może za bardzo go naciskała? Mam na myśli ten napad z ugodzeniem nożem.

- Początkowo wszystko było dobrze – powiedziała Anna, która wspominała zachowanie młodszego współpracownika. – Ale nie widziałam, kiedy to tąpnęło...

- Może jak poznał ojca? – zastanawiał się Vick. – Jakiś czas temu przy bilardzie też był dość...osobliwy
w zachowaniu. To było po tym jak pacjent wezwał nas do manekina. Momentami zastanawiałem się, czy go nie zbadać, bo miałem wrażenie, że swoim zachowaniem próbuje prosić o pomoc.

- Albo to wszystko przeważyło w nim i to, że widział iż nie ma w nas oparcia. – westchnął Wiktor – Zaczął się zamykać w sobie. To potęgowało tylko jego poczucie strachu i osamotnienia. Błędne koło. Nie ma zaufania do ludzi. Widziałem to w jego oczach, gdy go wtedy odwiedziliśmy z Kubą, gdy leżał na OIOM-ie po tym napadzie... Z jednej strony chciał komuś zaufać a z drugiej...

- Bał się tego. Jak ostatnio miał spadek formy i to poważny, to był u Doktor Czyżyk – wspomniał Artur. Szymon westchnął. Ta psycholog była dobra, ale na to, co już wtedy dolegało ratownikowi, psycholog był niczym plaster na krwotok z tętnicy. A przynajmniej ona. – Ale to chyba nie pomogło.

- Wręcz najwyraźniej zaszkodziło – powiedziała Anna – Zamknął się w sobie i starał się udawać, że wszystko jest w porządku. Że jest dawnym Gabrysiem sprzed napadu, ale nie da się tak na dłuższą metę. Sama przeszłam przez piekło ze Stanisławem. Może będę mogła z nim porozmawiać?

- Właśnie o tym myślałem w bazie, ale Piotr zaoponował.– zastanawiał się Wiktor – Najwyraźniej potrzeba nam wszystkim terapii, by to wyprostować.

- O, widzicie problem – zaznaczył Szymon – To już coś. Od zobaczenia problemu do przejścia do chęci jego rozwiązania jest kolejny krok. Ja zaś będę pracował nad Gabrielem. Postarajcie się na razie go nie odwiedzać.

- To jak jest w końcu? – zapytał się Wiktor.

- Na razie miał pierwszą rozmowę ze mną, ale w obecności ojca. Instynktownie lgnie do niego i czuje zaufanie. Jego ojciec też stara się mu pomóc z tego, co widzę. Ma pewien patent na to aby Gabriel
w ogóle komunikował się z otoczeniem, i to działa. Trudno będzie jednak powiedzieć, jak się będzie komunikował, jeśli całkowicie go odetnę od niego. Chodzi o to, że w pewnym momencie będzie musiał sam stanąć na nogi, by na nowo się odbudować. Dlatego powiedziałem, że musi mieć spokój i pewnie dojście do całkowitej formy zajmie mu pół roku. Co najmniej. Może by to było krócej, gdyby po tamtym zdarzeniu z listopada posiedział jeszcze w domu. – Wiktor westchnął a Szymon kontynuował. - Biorąc pod uwagę, że teraz więcej leży, niż się rusza, trzeba mu zapewnić ruch, spacery. Pionizować go.

- A co z nerką? – zastanawiał się Artur – Na razie też nie usuną mu cewnika. I mam wrażenie,
że wpadamy w błędne koło...

- Powoli, Artur – powiedział Wiktor – Szymon ma rację. Powiemy w bazie, że na razie nie można go odwiedzać. W sumie nie wiadomo, jak zareaguje na obecność konkretnych osób, choć z tego, co słyszałem od Janka, to Alkowi ufa. Może to też dlatego, że to Aleksander był przy nim podczas tej pierwszej śpiączki i próbował go ściągnąć z powrotem.

- To jest dobry trop – zauważył Szymon uniósł palec i przeszedł wokół biurka i oparł się o nie. Lubił dyskusje panelowe i burze mózgów. I nie żałował, że podzielił się informacjami, co do stanu zdrowia chłopaka. Razem będzie łatwiej znaleźć wyjście z tej sytuacji. – Powiem tak. Jeśli Alek będzie chciał dalej wspierać kolegę, to przyślijcie go do mnie. Musimy ustalić, kiedy będzie mógł go odwiedzać a kiedy będę zalecał separację i wyciszenie. To nie jest łatwe zadanie, by postawić chłopaka do pionu w obu aspektach, ale nie niemożliwe.

- Da radę – powiedział Artur – Wierzę w to. Pomożemy mu i stanie na nogi. I jeszcze będziemy na jego ślubie.

- Z kim? – zapytał się Benio. Chyba nie łapał toku postępowania starszego kolegi.

- A chodzi po stacji jedna taka, co usycha z tęsknoty – mruknął Artur – Ślepy by zauważył, że tych dwoje czuje do siebie miętę. Nie zapomnijcie, że najczęściej to ja z nimi jeżdżę. Tylko Nowak chyba został wpuszczony w strefę Friednzone – Wiktor z Anną wymienili rozbawione spojrzenia. Artur znał już nowe sformułowania, bo stara się być na czasie z młodymi - przez Bronkę. I wolał uczepić się myśli, że Zosia to ta jedyna. Choć wie, że to nie jest prawda.

- Faktycznie – powiedział Wiktor z uśmiechem. - Widziałem jak się kłócili wspominając Teneryfę. Jak małżeństwo z długoletnim stażem. Albo gdy ją poprosił, by potrzymała go za rękę przed przeszczepem. Czułem, że cos między nimi iskrzy.

- Chłopaki, czy Wy aby nie chcecie ich zeswatać? – zapytała się Anna. Na chwilę zapomnieli o trudnej sytuacji młodego ratownika i wymieniali się pomysłami na takie zwyczajne intrygi...

- Nieeee... - powiedzieli Wiktor, Benio i Artur z niewinnymi minami – To zostawiamy Wam. Ty, Wanda
i Beata na pewno coś wymyślicie. Poza tym mam wrażenie, że chociaż na chwilę zapomniałaś o...sobie. – zakończył niezręcznie najstarszy wiekiem lekarz w tym pokoju. Ania podeszła i go przytuliła mówiąc, że jest szczęśliwa mając takiego męża jak on. I na pewno wspólnie coś z dziewczynami wymyślą.

- Ehm – mruknął Szymon rozbawiony planami lekarzy – Ja tylko przypomnę, że Gabriel musi wrócić do formy, a to trochę potrwa i nie jest powiedziane, że on lub Britney będą chcieli być ze sobą.

- To racja, ale właśnie dlatego chcemy aby ona była wprowadzona do jego terapii. Wiadomo, że będą gorsze chwile, ale skoro są przyjaciółmi, to ona mu pomoże. – zaznaczył Benio.

- Dobrze, to zobaczymy jak na nią reaguje. Jeśli dobrze, to pomyślę o tym, aby była częścią tej terapii. Zobaczymy. TO i tak będzie metoda prób i błędów – westchnął Szymon.

Po zakończonej rozmowie Szymon usiadł i westchnął. Marzył aby zapalić papierosa, ale w sumie nigdy tak prawdziwie nie palił. Popalanie z doskoku to jedyny luksus na jaki sobie czasem pozwalał. Ułożenie terapii dla tego chłopaka będzie wymagające, ale nie będzie niemożliwe. I najważniejsze...Młody ratownik nie wiedział jak duże miał wsparcie. Tylko czemu tyle czasu był pozostawiony sam sobie?

Razem trochę raźniej, co nie? czyli Przyjaźń.... w wersji na 1, 2 odcinkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz