Epilog

202 12 52
                                    

Był chłodny, jesienny wieczór w Dolinie Godryka. W niewielkim domu Potterów, który teraz należał do Jamesa i Regulusa, w powietrzu unosił się zapach świeżo parzonej herbaty i delikatna woń eliksirów, która zawsze towarzyszyła Regulusowi. W salonie płonął ogień, rzucając ciepłe światło na półki wypełnione książkami, zarówno o eliksirach, jak i o magicznej historii.

Effie i Monty wyprowadzili się dwa lata wcześniej, postanawiając na starość osiedlić się w spokojnej wiosce w Szkocji, blisko jeziora Loch Ness, gdzie Monty mógł w końcu poświęcić się swojej pasji – badaniu magicznych stworzeń. Dom w Dolinie Godryka przypadł Jamesowi, który wkrótce po przeprowadzce zaproponował Regulusowi wspólne zamieszkanie.

Mimo trudnych czasów, dom tętnił życiem. Regulus, od pół roku nauczyciel eliksirów w Hogwarcie, spędzał większość tygodnia w zamku, ale dzięki kominkowi i sieci Fiuu – mógł wracać do domu każdego wieczoru. James, który pracował jako auror w Biurze Przeciwdziałania Czarnoksięstwu, rzadko miał czas na spokojne dni w domu, ale każdą wolną chwilę spędzał z narzeczonym, dzieląc się swoimi sukcesami i trudnościami w pracy.

Tego wieczoru James miał wrócić wcześniej, ale czas mijał, a drzwi wciąż pozostawały zamknięte. Regulus, który skończył poprawiać eseje uczniów, chodził nerwowo po salonie, rzucając co chwilę spojrzenia na zegar.

W końcu, późnym wieczorem, drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka wszedł James. Był blady, jego koszula była rozdarta, a ręka obwiązana bandażem, który zdawał się być przesiąknięty krwią.

– James! – Regulus zerwał się z miejsca i podbiegł do narzeczonego, chwytając go za ramiona. – Co się stało?

James próbował się uśmiechnąć, ale wyglądał na wyczerpanego.

– To nic poważnego – powiedział cicho, choć jego głos zdradzał zmęczenie. – Byłem w Świętym Mungu.

Regulus poprowadził go do kanapy, nie puszczając ani na chwilę.

– Powiedz mi wszystko.

James westchnął, siadając ciężko na kanapie.

– Mieliśmy akcję w Birmingham. Informator doniósł, że kilku Śmierciożerców spotyka się w jednym z opuszczonych magazynów. Kingsley i ja mieliśmy ich unieszkodliwić, ale okazało się, że było ich więcej, niż sądziliśmy.

Regulus zmarszczył brwi, jego oczy błyszczały gniewem i zmartwieniem.

– Ilu?

– Ośmiu. Dwóch udało nam się złapać, ale walka była... brutalna. Jeden z nich rzucił Sectumsemprę w moim kierunku, a ja nie zdążyłem w pełni się obronić. Kingsley mnie osłonił, ale... – James przerwał, wpatrując się w swoje opatrzone ramię. – To było za blisko, Reg. Za blisko.

Regulus przez chwilę milczał. Jego palce zacisnęły się na dłoni Jamesa, a w oczach pojawiło się zmartwienie, które próbował ukryć za maską opanowania.

– James, nie możesz ryzykować życia w ten sposób – powiedział w końcu, cicho, ale stanowczo.

James uniósł głowę, patrząc na niego z mieszaniną wdzięczności i zmęczenia.

– Wiem, Reg. Ale jeśli nikt nie będzie działał, kto to zrobi?

Regulus westchnął, ale nie odpowiedział. Zamiast tego sięgnął po różdżkę i wskazał na ramię Jamesa.

– Daj mi to zobaczyć.

Zaklęcie diagnostyczne ujawniło, że rana, choć głęboka, była już częściowo wyleczona, ale wymagała dalszego leczenia. Regulus zaczął przygotowywać eliksir regenerujący skórę, a James patrzył na niego z mieszaniną podziwu i wdzięczności.

Należysz do mnie || JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz