Późny wieczór. Teraz księżyc zastąpił oba słońca. Mimo to było tak gorąco, że spać się nie dało. Oficer śpiący próbował ustawić się jak najwygodniej. Tylko Kai siedział po turecku i medytował. Przed nim lewitował miecz jego mistrza. Chciał go rozłożyć na części, lecz nie potrafił. Nagle usłyszał jęk jakiegoś mężczyzny. Ktoś wpadł w jego pułapkę. Miecz spadł prosto w dłoń. Wstał i się oglądał. Odczuwał że go okrążają...osiem osób. Zszedł wentylacją, a tam wisiał na odnodze wachadłowca. Wybuch..mały. Ktoś wdepnął w minę. Reszta nadal starała się być cicho. Zaskoczył na ziemię bezszelestnie, uniósł mocą jedną z pułapek i rzucił nią w dal. Krzyk i ciało w powietrzu. Ktoś padł. Jeszcze sześć osób. Dzięki mocy, przemknął za skrzynie z uzbrojeniem. Reszta wolno podchodziła do zamkniętej rampy statku. Dwóch z nich miało sonar. Problem dla padawana. Nie wielki, ale zawsze jakiś. Na kucaka przebiegł za ich plecy. Jeden hackował system, by otworzyć rampę. Ostatnia pułapka pod nimi. Kai dzięki mocy aktywował ją. Dwóch z nich padło. Jeden z karabinem i haker. Stało tylko czterech. Rozdzielili się na boki. Zaczęli bezświadomie okrążać Jedi. Ten ruszył na lewy bok i trafił na dwóch z nich. Miecz zabrzęczał, a fioletowa klinga rozcięła karabiny ich na pół. Nim krzykli, jego nadgarstek wykonał zamaszysty ruch. Miecz wydał charakterystyczny dźwięk i rozciął jednego w pasie, a drugiemu przebił szyję. Kai odwrócił głowę na pozostałych. Ci zaczęli do niego strzelać, a Jedi bez problemu odbijał pociski. Nagle użył mocy, a ci padli na ziemię. Skoczył nad nimi i rozciął ich torsy. Klinga miecz zniknęła, a dzięki mocy posprzątał zwłoki napastników. Wrócił do wachadłowca i usiadł na krześle pilota. Oficer spoglądał na niego tylko z przerażeniem...
CZYTASZ
Jedi Rebelii - Nieznany
FanficWojna pomiędzy Rebelią a Imperium. Ciemna strona zwiększa swoją moc z każdą chwilą, a Jasna zanika. Każda planeta albo ogarnięta wojną albo jest neutralna. Na Tatooine swe rządy prowadzi okrutny Jabba. Każdemu kto mu się sprzeciwi odbiera wszystko...