Część 11

9K 643 7
                                    


Obudziłam się w środku nocy dysząc. Znów ten sam koszmar. Już dłużej nie mogłam wytrzymać.

Siedzę sama w ciemnym i cichym pokoju. Słysze śmiechy i szepty. Próbuje wstać lecz na moich rękach są sznury. Z ręki sączy się stróżka krwi plamiąc moją białą sukienkę. Moje łzy nie leczą ran. Przeciwnie one je poszerzają. Szarpię się ale to nie pomaga. W ciemnym koncie pokoju widzę parę oczu. Piękne szare oczy patrzą na mnie. Po chwili słyszę głośny śmiech. Jest bliżej... bliżej niż powinien. Czuję zimny oddech na swoim karku na co się wzdrygam. Osoba siedząca za mną wypowiada jedno słowo przez które się budzę. Mówi... "uciekaj".

Postanowiłam, że nie będę już próbowała zasnąć lecz zejdę do kuchni by się czegoś napić.

Wygramoliłam się z pościeli która była lepka od mojego potu. Położyłam moje ciepłe stopy na puszystym dywanie i przeciągnęłam się by rozbudzić mięśnie. Dłoniom starłam pot z czoła i powoli otworzyłam drewniane drzwi które głośno skrzypnęło przez co lekko się wzdrygnęłam.

Idąc po schodach myślę o ostatnim czasie z mojego życia. Wszystko tak bardzo się zmieniło. Otwieram lodówkę i wyjmuję sok pomarańczowy. Po chwili siadam przy stole lecz zamiast pić, w zamyśleniu bawię się szklanką.

Gdy decyduję się na wzięcie napoju do ust słyszę odgłos podobny do pisku. Biorę go jednak za wytwór wyobraźni i kontynuuję czynność. Jednak dźwięk powtarza się.

Nie wytrzymuje i wychodzę sprawdzić co się dzieje.

Idę długim i krętym korytarzem. Odgłos się nasila więc wiem, że jestem blisko. Widzę drzwi na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Naciskam na klamkę a zamek ustępuje.

Moim oczom ukazują się schody więc powoli schodzę w dół. Każdy krok stawiam niepewnie jakbym wiedziała, że zdarzy się coś złego. Po jakimś czasie domyśliłam się, że to piwnica.

Było chłodno i odruchowo skrzyżowałam swoje ręce na piersiach. Nie zawróciłam jednak, szłam jakby ktoś pchał mnie do przodu.

Po jakimś czasie zobaczyłam kraty. To było dziwne, dlaczego w willi jest coś podobnego do więzienia?

-Halo. Czy ktoś tu jest?!-Krzyknęłam nie chcąc iść dalej bez potrzeby.

-Sonia! To ja Bruno! Choć tu i mi pomóż błagam!-Krzyczał chłopak.

Stanęłam jak wryta. Nie miałam pojęcia co robić. Czy potrafiłam mu pomóc? Czy potrafiłabym pomóc osobie która nie okazała litości kiedy ja jej potrzebowałam? Nie... Jestem zbyt słaba.

-N...Nienawidzę cię!-Krzyknęłam-skąd w ogule pomysł, że mogła bym ci pomóc?-Krzyczałam w ciemność

-Ty nie jesteś taka! Ty masz serce i nie zostawisz potrzebującego na pastwę losu. Jesteś inna-Mówił lecz ja zaśmiałam się pogardliwie.

-Skąd ty to możesz wiedzieć co? Nikt mnie nie zna na tyle by wiedzieć co zrobię! Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz!-Zawarczałam i pobiegłam na górę z prędkością błyskawicy.

Zaczęłam płakać... Co w ostatnim czasie zdarzało mi się dość często.

Wybiegłam z willi i skierowałam się do lasu po drodze przechodząc przemianę. Wyłam do księżyca z tęsknotą. Chciałam znaleźć zrozumienie i współczucie. Jednak po dobrej godzinie biegu, położyłam się wycieńczona i zasnęłam.


Taaa wiem że bez sensu i rozdział jakiś takiś ciapowaty xd ale jeszcze się poprawię (ps dzięki za 3000 wejść!!! Koffam was!!! Jesteście najlepsi <3)

Zagubiona AlfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz