Właśnie wracaliśmy z mojego domu, ja z Kiarrą na rolkach, a Marcel na deskorolce. Przejeżdżaliśmy obok domu Marcela, nie mieliśmy już daleko do skateparku. Było to nasze ulubione spotkań. Razem pędziliśmy przez drogę robiąc przeróżne tricki przy krawężnikach. Po krótkiej przejażdżce byliśmy na miejscu, ruszyliśmy do naszej rampy. Każdy w tym skateparku miał swoją rampę, my akurat mieliśmy tą największą, bo nas jest trójka. Właściciel zrobił na niej graffiti z naszymi imionami, które – nie ukrywajmy — było wspaniałe. Idealnie dobrane kolory komponowały się z czarną powierzchnią.
Staliśmy przed rampą, Marcel wskoczył jako pierwszy. Wykonał idealnego back-flipa'a z uśmiechem na twarzy. Następnie dołączyłam do niego, robiąc 360° w powietrzu i wylądowałam na jednej nodze. Kiarra weszła za nami na rampę, nabrała tempa i zrobiła 180°. Kilka razy wspólnie wyskakiwaliśmy w powietrze tworząc przeróżne kombinacje. Marcel świetnie sobie radził mimo zniszczonego sprzętu, Kiarra robiła istne tornado wirując na jednej nodze dookoła nas. Stałam i podziwiałam umiejętności przyjaciół, po dłuższej chwili postanowiłam wykonać mój główny i nowy trick z Marcelem. Nabrałam prędkości jeżdżąc od jednego końca rampy do drugiego. Zatrzymałam się na skrawku gumy, kiwnęłam głową na Marcela, po chwili chłopak wystartował. Ja zaraz za nim, rozpędziłam się i przejeżdżając obok niego przybiłam z nim piątkę. To był dopiero początek, zawróciłam w jego stronę robiąc trzy salta. Stanęłam na rękach spoglądając za siebie, stał za mną na końcu rampy. Kiarra trzymała jego deskę niedaleko mnie. Marcel gotowy podbiegł i zrobił trzy idealne gwiazdy lądując przy tym na rękach na deskorolce. Kiarra popchnęła lekko deskę w moją stronę. Zabawnie to wyglądało, Marcel jechał na rękach, ja natomiast wciąż stałam i czekałam. W krótkiej odległości pomiędzy nami zdążyliśmy zrobić "żółwika". Następnie złapałam go za dłoń i skoczyliśmy na równe nogi. Podjechała do nas zdumiona.
— Opłacały się tygodnie ciężkich ćwiczeń — blondynka poprawiła "koński ogon" na czubku głowy.
— Zawsze można ten trick jeszcze jakoś podrasować — zgarnął swój sprzęt zerkając na nas.
Roześmialiśmy się nagle widząc jak Kiarra ląduje ma rampie z hukiem. Po udzielonej pomocy staliśmy i rozmawialiśmy dobrą godzinę, gdy zaczęło się ściemniać. Niechętnie każde z nas po pożegnaniu ruszyło w swoją stronę. Teraz ja miałam najdalej do posiadłości wujka. Jechałam przy krawężniku nucąc pod nosem, wskoczyłam na chodnik i zwolniłam tempo. Wsadziłam ręce do kieszeni jeansów zawile rozmyślając o moim ojcu. Ciekawi mnie jaki był z charakteru, dlaczego to właśnie on poświęcił swoje życie za mnie? Niezbyt pamiętam jego zachowanie i relacje między nami...
Nagle poczułam mocne zderzenie, z hukiem wylądowałam na chodniku. Włosy na twarzy uniemożliwiały mi dostrzeżenia przezkody stojącej na mojej drodze. Delikatnie odgarnęłam włosy i dostrzegłam wysokiego chłopaka z czarnymi włosami. Brunet był w podobnej sytuacji, odgarnął włosy i spojrzał mi w oczy. Zapatrzyłam się w ciemne oczy które z ciekawością lustrowały moją sylwetkę.
Powrócił do mnie rozsądek. —Przepraszam, wybacz! Zagapiłam się! — zaśmiałam się, chłopak wstał i poprawił czarną bluzę.
— Nic nie szkodzi... może pomogę? — łagodnie spojrzał na mnie i podał mi swoją dłoń, myślałam, że będzie zdenerwowany. Chętnie przyjęłam pomoc chłopaka, chwytając jego dłoń poczułam lekką falę zimna, rozchodzącą się po moim ciele.
— Dziękuję, jestem Riley — w pewnym momencie chciałam skarcić swoją otwartość.
— Cole, miło mi cię poznać — spokojnie spoglądał na mnie czekoladowymi oczami. Szybko puściłam jego chłodną dłoń i natychmiast spojrzałam na podłoże, licząc, że niezręczna chwila szybko dobiegnie końca.
— Jeszcze raz cię przepraszam, ja nie mam pojęcia, jak to się stało — tłumaczyłam lekko skrępowana jego wzrokiem.
— Spokojnie to przecież nie koniec świata... nie pierwszy raz na kogoś wpadam — zaśmiał się drapiąc po karku nerwowo — Może to zabrzmi trochę dziwnie, ale czy chciałabyś wyskoczyć ze mną i moimi braćmi na miasto? — podnosząc głowę, na jego twarzy zauważyłam mały rumieniec.
— W sumie czemu nie, a kiedy? — zapytałam z uśmiechem.
— Jutro? Może w centrum miasta, wtedy zadecydujemy gdzie pójdziemy, zgoda? — znów zapatrzyłam się w jego oczy.
— Zgoda, jakbym się spóźniła, bo przeważnie się spóźniam, dam ci mój numer — wyjęłam czarny marker, spojrzał na mnie i wyciągnął z kieszeni szarych spodni kartkę. Podał mi ją z łagodnym uśmiechem, napisałam numer i oddałam karteczkę.
— To do zobaczenia, Riley! — odwrócił się i pomachał mi na pożegnanie. Uniosłam dłoń i łagodnie pomachałam chłopakowi.
Wow, jadę sobie do domu i spotykam chłopaka z pięknymi, czekoladowymi oczami, a w dodatku umawiam się z nim jutro na spotkanie.
Stałam chwilę na chodniku z rumieńcami na twarzy po czym pojechałam do domu. Przejeżdżając bramę posiadłości ciągle myślałam o tym tajemniczym brązowookim. Zdjęłam rolki przed schodami i weszłam z nimi do willi. Rzuciłam sprzęt od szafki na buty i ruszyłam w stronę schodów. Liczyłam, że zastanę wujka w jego pracowni, myliłam się. Byłam na pierwszym piętrze, zajrzałam przez drzwi pracowni, pusto. Zrezygnowana wróciłam do wieczorowych zajęć, wzięłam prysznic i przebrałam się. Weszłam do pokoju i wskoczyłam pod pościel. Leżałam oglądając czarny sufit, dopóki nie zasnęłam.
CZYTASZ
❝Meadow❞
Fanfiction"Cała łąka obsypana jest kwiatami, wszystko kwitnie, a jedynie kilka kwiatów obumiera. Pytanie, dlaczego?". Bohaterka nie ma niczego szczególnego czym mogłaby wyróżnić się z tłumu. Prowadzi zwykły tryb życia, podobnie jak wszyscy. Od pewnego czasu c...