Błędy psychiki - XXIV

471 40 21
                                    

Zadowolona wybiegłam na powierzchnię niczym burza. Na trawie leżała jakaś kartka, zaskoczona zaczęłam się rozglądać. Nikogo w pobliżu nie było oprócz Zane'a, który przycinał krzewy przy szkielecie. Postanowiłam poradzić się przyjaciela, szybkim krokiem podbiegłam do blondyna. Nie chciałam zajść go od tyłu, w końcu trzyma nożyce ogrodowe. Stanęłam obok niego, nie zauważył, spróbuję inaczej...

- Hej, Zane! - przekrzywiłam głowę schylając ją na wysokości jego twarzy.

- O, witaj Riley! - uśmiechnął się ciepło spoglądając mi w oczy.

- Co robisz? - chciałam nieco przedłużyć naszą rozmowę - Bo chyba jesteś zajęty - dodałam.

- Nie, ja w zasadzie kończę przycinać liście, a o co chodzi? - spytał radośnie wracając do pracy.

- Czy czasem nie pałętał się tutaj Jay? Tak z ludzkiej ciekawości pytam.

- Tak, niedawno tędy przechodził... A w czym problem, potrzebujesz pomocy? - zadał kolejne pytanie.

- Nie, wszystko w porządku, chciałam tylko się spytać! - uśmiechnęłam się i odeszłam od Zane'a.

Na pewno ten liścik jest od niego, no bo kto inny zostawia wiadomość tuż przed moim spotkaniem z Jay'em? Oddalona na bezpieczną odległość od przyjaciela zaczęłam czytać kartkę...

" Znajdź miejsce, w którym spływa życie, jest doniosłe i głośne... Czekam na miejscu... "

Jay

Po przeczytaniu wskazówki zaczęłam rozmyślać nad tym miejscem. "...doniosłe i głośne... spływa życie...", już wiem! Uradowana skierowałam kroki w odratowaną część puszczy, to bez dwóch zdań chodzi o wodospad! Jednak nie o ten blisko położony bazy, lecz ten w samym sercu dzikich zarośli. Skąd o nim wiem? Cóż... po kilku dniach błąkania się po lesie znalazłam się w tamtym miejscu zupełnie przez przypadek. Zbliżałam się do wysokich roślin, przyspieszyłam tempo, po chwili zastanowienia nad drogą zaczęłam biec. Mogłam cały czas biec gdyby nie równy oddech w moich płucach, zatrzymałam się niedaleko miejsca. Przykucnęłam lekko zmordowana, ten kostium chyba jest zbyt obcisły... zaśmiałam się w duchu. Niedaleko drzew usłyszałam podrywające się do lotu ptaki, czyżby ktoś mnie śledził? Uniosłam głowę spoglądając w niebo z obawą pewnego prześladowcy, nie wiem dlaczego, ale czułam, że nie jestem tu sama. Wielobarwne ptactwo fruwało niespokojnie pośród chmur, coś tu nie gra. Poprawiłam grzywkę i wstałam ruszając dalej w pogoń za wiatrem. Dotarłam na miejsce, lecz zatrzymałam się na widok Jay'a. Ktoś trzymał go za szyję, był od niego wyższy o połowę... ramienia? Schowałam się natychmiastowo za krzakami, powoli wychylając głowę spoglądałam na nich... skądś go chyba znam...

- Mów... gdzie... on... jest! - jego głos był przepełniony grozą - Odezwij się Jay, nie zrobię ci krzywdy!

- Nie! Nie powiem ci! Liczysz tylko na moją pomoc, jeśli chcesz możesz mnie poddusić, a nawet poderżnąć gardło, nigdy nie zdradziłbym mojego brata! - wrzasnął szarpiąc się niebieskooki.

- Czyli tak to będzie wyglądało... - zaśmiał się przybliżając usta do jego ucha.

Zza czarnej peleryny wyciągnął nóż, sądząc po pozorach... jeden z dobrych sprzętów. Mimowolnie pisnęłam, nie zdążyłam zakryć ust dłonią. Zaczął rozglądać się dookoła rzucając Jay'a na ziemię.

- Kochany... piski, to ty masz jak kobietka... - zadrwił sobie - Wiem, że przyszedłeś uratować swojego przyjaciela... - uniósł się nad podłożem.

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz