Ktoś ważny - V

1K 69 23
                                    

***

Otwierałam powoli oczy i słyszę... szum morza? Podniosłam się z piasku do pozycji siedzącej i rozejrzałam się dookoła. Faktycznie, byliśmy na plaży, z daleka ujrzałam Marcela.

- Marcel! - wrzasnęłam podnosząc się ze złocistego piasku.

Milczał, wciąż leżał na plecach. Szybko podbiegłam do chłopaka. Delikatnie przejechałam dłonią po jego policzku, złapałam za jego ramiona, ruszałam nimi dość mocno.

- Nie rób sobie ze mnie żartów! - w końcu ocknął się, znów mogłam zobaczyć jego czekoladowe oczy.

- Au... Moja głowa. - złapał się za głowę, po chwili sobie o czymś przypomniał.

- Gdzie Kiarra? - wrzasnęłam.

- Miałem właśnie o to zapytać... - zaczął się rozglądać.

Dziewczyna leżała przy brzegu, była mokra od fal błękitnego morza. Pomogłam wstać Marcelowi i pobiegliśmy szybko w stronę naszej przyjaciółki.

- Kiarra! - przyklęknęłam obok niej, na szczęście nic jej nie było. Przytuliłam nieprzytomną dziewczynę po czym odgarnęłam jej włosy z twarzy.

- Gdzie my właściwie jesteśmy... - Marcel stał nad nami i podziwiał zdenerwowany widoki.

- Marcel... Chodź tutaj... - zerknęłam na niego. - Marcel!

- Hm?... - spojrzał na mnie czekoladowymi oczami.

- Weź Kiarrę na ręce i chodźmy się rozejrzeć... - chłopak podniósł dziewczynę i ruszyliśmy przez plażę.

*Kai*

Leżałem obolały pod ruinami zniszczonych budynków. Unoszące się smugi dymu przysłaniały cały teren. Oddychałem ciężko, wręcz z bólem. Nie mogłem się ruszyć, ani zsunąć z siebie gruzów. Byłem bezsilny w tej sytuacji, szamotałem się pod gruzami. Co chwilę raniły moje ciało, odpuściłem. Jednym westchnięciem zmarnowałem cały tlen w moich płucach, zacząłem się dusić. Po chwili do moich uszu dotarły wrzaski...

- Kai? Kai! - usłyszałem głos Jay'a, liczyłem, że moją ostatnią nadzieją okaże się Zane albo Cole... Ale Jay? Cóż, pomocy się nie odmawia...

- Jay... - wydusiłem resztkami sił, krzyki umilkły rozchodząc się po odludziu.

Czekałem na jedyny ratunek ze strony przyjaciela, najwidoczniej usłyszał mnie, ponieważ szybko przybiegł mi z pomocą.

- Nie ruszaj się... - nerwowo rozglądał się za czymś lub za kimś... Domyśliłem się.

- Nawet jak bym chciał to nie mogę... Jay, spokojnie, uspokój się. - okazało się, że ja byłem od niego bardziej spokojniejszy.

- Zaraz moment! Co-... - umilkł, palnął się w czoło.

- Cole by pomógł, ale nie będziesz go teraz szukał! - poirytowany przewróciłem oczami.

- Czemu jak jest potrzebny, to zawsze go nie ma! - rozłożył ręce.

- Cole nie zawsze będzie nam pomagał, wymyśl coś! - wrzasnąłem poganiając przyjaciela.

Zauważył coś, pobiegł zza zniszczony budynek. Liczę, że mi pomoże. Po chwili przybiegł z łopatą, uśmiechnąłem się pod nosem. Jay zaczął wykopywać mnie spod gruzów.

- Poważnie Jay, tylko to wymyśliłeś? - zaśmiałem się.

- Cicho... - nie przestawał kopać, po dłuższej chwili byłem wolny. Pomógł mi wstać, wreszcie mogłem swobodnie oddychać.

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz