Odsłona - X

610 47 15
                                    

W końcu wyszliśmy z tego lasu, od razu ujrzałam naszych przyjaciół. Po chwili z daleka podbiegł do mnie Kai.

- Gdzie wy byliście i... - spojrzałam w jego brązowe oczy pełne strachu.

Zauważył Jay'a po czym zawołał do nas Zane'a.

- Przyprowadziłeś... Cole'a! - uradowany spojrzał na chłopaka.

- On mnie trochę... przygniata, pomożecie? - szatyn powoli opadał na kolana pod ciężarem Cole'a.

Chłopcy wzięli przyjaciela i przenieśli go bliżej ogniska. Razem z Riley ruszyłam za nimi.

- Riley, to ty go znalazłaś? - zerknęłam na Kai'a, który odkładał wilkołaka na piasek.

Wściekły Marcel przyglądając się całej sytuacji przybiegł do nas rozwścieczony.

- Czy wy żeście powariowali? Przyprowadzać go tutaj! - Marcel wydarł się na Riley, Jay ponownie stanął w jej obronie, nie była to za przyjemna rozmowa...

- Tak, znalazła go razem z Kiarrą, a tobie nic do tego, młody! - szturchnął czarnowłosego.

- Uwierz, że mam wiele powodów, aby pozbyć się was wszystkich i zabić go raz, na zawsze! - Jay z nienawiścią rzucił się na chłopaka.

Zaczęli okładać się pięściami po twarzach, przyglądaliśmy się bezradni bójce. Co chwilę Marcel wykonywał ciosy w Jay'a, nie unikał ich, przyjmował wszystkie nadal trzymając się na nogach. Ostatecznie Marcel uderzył Jay'a poniżej pasa, ryknął z bólu. Zacisnął wargę i złapał za nogi Marcela przewalając go. Kai za wszelką cenę próbował uspokoić chłopaków, niestety oberwał dodatkowo od czarnowłosego. Jay trzymał nogi Marcela przy swoich biodrach, zaczął nim kręcić po czym miotnął chłopakiem o piach. Marcel jęknął z bólu, Jay stał wściekły i wzdychał z nerwów.

- Jeszcze ci mało! - uniósł ręce tworząc pioruny, pogoda ducha Jay'a zmieniła oblicze...

Nigdy nie widziałam złej strony Jay'a, na prawdę wściekł się na niego...

Marcel nadal leżał podpierając się, zaczął się z niego śmiać... Z czego on się śmieje?

- Tak, zapraszam do dalszej części walki! - zaśmiał się, jego oczy nabrały fioletu...

Wokół niego pojawił się czarny dym, wszyscy przyglądaliśmy się temu z przerażeniem.

*Riley*

To sprawka Qsariusa! Marcel zaczął krzyczeć o pomoc, chwilę później zamilkł, jego oczy zmieniały co chwilę barwy... z czekoladowego brązu na ciemny fiolet. Dym zniknął, nad leżącym Marcelem wisiała w powietrzu dziewczyna... Identyczna jak ja! Uśmiechała się do nas szyderczo. Gdy dym opadł całkowicie, zaczęłam przyglądać się jej uważnie...

Dziewczyna miała czarny, połyskujący się kombinezon na ramiączka zdobiony szerokim, metalowym pasem z kolcami. Jej ramiona były ochraniane przez spore ochraniacze także zrobione z metalu. Nosiła czarne, długie rękawice kończące się na środkowych palcach rąk, pozostałe palce były odkryte. Nogi brunetki przysłaniały ciężkie, czarne glany również z kolcami. Dosięgały kolan dziewczyny. Ostatnim elementem przebrania była czarna, długa peleryna z kapturem, wyszarpana na końcu materiału.

Nie ukrywam, zachwycałam się jej strojem, był śliczny! Spuściłam wzrok ze stroju dziewczyny i spojrzałam na jej twarz... na szczęście tęczówki miałyśmy inne.

Oczy dziewczyny były karmazynowe, wręcz purpurowe. Kątem oka zauważyłam paznokcie tego samego koloru.

Każdy z nas stał i obserwował ją, spoglądała na nas z uśmiechem. Zdumieni chłopcy patrzyli raz na mnie, raz na nią, podobieństwo uderzające, prawda? Miałyśmy takie same włosy, sylwetkę i wygląd, nawet miała te kilka piegów na nosie co ja!

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz