Ciała dwa - XXVIII

630 34 15
                                    

*Cole*

Zostałem całkowicie sam, lecz nie do końca... Cały czas czuję jej obecność, czuję jakby stała tuż za ścianą. Wszystkie myśli ciągle sprowadzają mnie do Riley, nie mogę o niej zapomnieć. Każde słowo, którym mnie oczarowała, stale je sobie przypominam... "Bałam się o ciebie, o was...", "Cole, ty mnie nie zraniłeś, tylko uratowałeś! Dziękuję..." - wszystkie uczucia, emocje, przeżycia w jej otoczeniu, przyprawiały mnie o uśmiech na twarzy. Wtedy na plaży, za szybko zareagowałem, nie powinienem tego uczynić, a jednak... Zrobiłem to, licząc, że odda pocałunek. Tylko mnie zraniła, chciałem inaczej, jak zwykle wyszło nie po mojej myśli! Być samotnym, źle, być zakochanym nie dobrze, co mam zrobić? Nie raz myślałem, że to wspaniałe uczucie i nigdy go nie zaznam. Przechodziłem w dzieciństwie po parkach i miastach, patrząc na tych wszystkich zakochanych ludzi, z myślą, że mnie to nie spotka... Myśląc o przyszłości martwiłem się o siebie z tego powodu, zostałbym... sam. Bez nikogo, samotny, niekochany i niechciany. Lekko przymknąłem oczy siadając na łóżku, nie zacznę od nowa, dziewczyna mi nie wybaczy. Zbyt boleśnie ją zraniłem, jaki ja byłem głupi! Czasu nie cofnę i blizn wraz z nim także! Z oczu wypłynęła pierwsza łza, czekałem na kolejne wspomnienie... "Cole, co prawda nie znałam cię prawie w ogóle, ale bardzo się do ciebie przywiązałam... Gdy patrzyłeś na mnie czekoladowymi oczami ze smutkiem, czułam to co ty... Zawsze byłam samotna, opuszczona, nielubiana i niekochana... Odkąd wujek przygarnął mnie do siebie, moje życie się zmieniło... Wtedy pojawiłeś się ty i twoi zwariowani przyjaciele... Nigdy nie zapomnę co dla mnie zrobiłeś i ile dla mnie znaczysz... W moim sercu pozostanie dla ciebie miejsce, pamiętaj..." - wszystko słyszałem, jej pożegnanie ze mną... Po drugiej stronie świata, czułem tą więź, nie mogłem tam zostać, po prostu wróciłem do nich, do niej. Kolejne krople słonej wody spływały po policzkach, nie mogłem się uspokoić. Chwyciłem za rand koszulki i uniosłem ją szybko, bandaż nadal zdobiła mocno czerwona krew. Nie bałem się obrażeń fizycznych, ze spokojem dotykałem opatrunku lepiącego się do rany. Każdy dotyk, najmniejsze muśnięcie, powodowało pieczenie, silny ból. Zakryłem brzuch materiałem i spojrzałem na drzwi, są otwarte... nie mogę pozwolić sobie na jakikolwiek kontakt z jej osobą. Wstałem zbyt szybko z łóżka, zacisnąłem wargę z bólu. Podszedłem wolniejszym tempem do wyjścia, skoro nie mogę tak żyć... lepiej by było gdybym ją za wszystko przeprosił... Inaczej nie okażę jej poczucia winy, za późno na jakiekolwiek uczucia, muszę powiedzieć jej to prosto w oczy! Wyszedłem za próg mojego pokoju, rozejrzałem się dookoła... pusto, nikogo nie ma. Wszystko wydaje mi się jak sen, a całe życie przeleciało mi przez palce. Nie wiedziałem jak mam ją przeprosić, przecież na pewno nie obędzie się bez rękoczynów z jej strony, a ja nie śmiem nawet uderzyć kobiety! Schyliłem się z bólu, znowu ta rana daje o sobie znać. Syknąłem w miarę cicho, nie chcę aby tu przyszła z ciekawości... Na dodatek obawiam się, że odpłaci mi się za ten pocałunek czymś innym, bardziej zdradliwym. Wyprostowałem się i powędrowałem w stronę wyjścia, zatrzymując się nagle. Z obawą spoglądałem w określony punkt, boję się tego spotkania. Ale wiecznie nie mogę jej unikać, muszę zapłacić za swoje grzechy. Ze strachem trzeba się zmierzyć! Nawet jeśli jest on silniejszy ode mnie, dam mu radę! Napalony odwagą wyskoczyłem zza progu. Spoglądałem dookoła, łagodny szloch dziewczyny uwiódł moją uwagę. Siedziała tam, zapłakana, cała we łzach. Nie widziała mojego spojrzenia, zakrywała twarz dłoniami. Poczucie winy dobijało mnie coraz bardziej, a serce łamało się na ten widok. Miałem ogromną ochotę podejść do niej i ją... pocałować. Wstrzymałem się, nie zrobię jej tego! "Cole! Mało ją zraniłeś? Pomyśl zanim coś zrobisz!" - głos w mojej głowie skierował mnie na dobrą drogę. Otrząsnąłem się z transu, lecz nadal nie wiedziałem co zrobić. Przeprosić ją i liczyć na wybaczenie, czy nadal patrzeć jak cierpi? Przez ten natłok myśli nie kontaktuję! Trzepnąłem się w głowę pięścią, zacisnąłem wargi w cienką linkę. Sumienie miało racje, muszę myśleć... Jednak spróbuję odezwać się do Riley, nie mogę stać jak kołek! Cichymi krokami zbliżałem się do niej, siedziała na narożniku kanapy. Nie mogłem patrzeć na jej cierpienie, ten widok bolał mnie bardziej niż cokolwiek innego. Przystanąłem przed ukochaną, powoli zaczynałem się rozklejać. Starałem się powstrzymywać łzy, dałem sobie z tym radę. Chciałem nie okazywać tylu emocji, ale... jak to zrobić skoro one są tak silne? Patrzyłem na nią z góry, na jej krótkie włosy... zaraz, zaraz... przecież miała dłuższe! Nagle poczułem jakby ktoś mnie spoliczkował w myślach. "Nie zajmuj się jej wyglądem, Cole!" - postanowiłem sobie. Przykucnąłem przy dziewczynie ukrywając każdy ból, ten fizyczny jak i psychiczny. Moja dłoń spoczęła na jej kolanie, uniosła pośpiesznie głowę wlepiając we mnie szaroniebieskie tęczówki. Miała zapłakane oczy, były wręcz czerwone, a policzki zalane łzami. Czułem jak coś we mnie pękło, całe moje... serce, rozkruszyło się na kawałki. Patrzyła nieobecnym wzrokiem, nie poznała mnie. Nagle podniosła się odtrącając moją dłoń, wbiegła z głośnym płaczem na schody. W ciągu kilku straconych chwil ogarnąłem się i ruszyłem za nią. Zatrzymało mnie strasznie rażące słońce, zakryłem twarz dłonią. Oczy nie przyzwyczaiły się do takiego światła, gdyż dawno nie byłem na powietrzu. Znikąd zawiał silny wiatr, poczułem chłodne powietrze. Rozejrzałem się ignorując wszystko, nic mnie teraz nie obchodzi oprócz Riley! Zerwałem bieg za nią, pędziła w stronę urwiska. Byłem szybszy, chwyciłem mocno nadgarstek brunetki, tym razem była sprytniejsza ode mnie... wyrwała się prędko. Nim skierowałem spojrzenie na dziewczynę, stała już przy zboczu. Przerażony błagałem wzrokiem aby nie skoczyła, wiedziała, że nie ma już drogi ucieczki. Zrezygnowanie, widziałem w jej oczach bezsilność, spojrzała obracając się na dno urwiska. Serce podskoczyło mi do gardła, muszę przezwyciężyć strach! Zaczęła przechylać się do przodu, nie wytrzymałem i podleciałem do niej oplatając ją ramionami. Prowadziliśmy szarpaninę, nie pozwolę jej na samobójstwo! Odciągnąłem ją od krawędzi, zaczęła piorunować mnie spojrzeniem. Nadal trzymałem jej talię, na krótko... wyślizgnęła mi się z uścisku. Podleciała pewna siebie do urwiska odrywając jedną z nóg, strach wziął nad nią górę.

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz