Pokrętny los - XXII

413 39 15
                                    

Samotnie spoglądałem na biały sufit salonu willi. Jako, że majątek wujka Riley jest dalej od miasta, ocalał. Zastanawiam się nad naszą przyszłością, wspomnienia z przeszłości powróciły... Cała kraina, grupka starszych chłopaków, zazdrość i inne uczucia. Czekałem na przybycie Kiarry, postanowiła poszukać czegoś w mieście. Nie liczę, że coś z niego zostało... Minęły zaledwie dwa dni odkąd wróciliśmy do naszego wymiaru. Kolejną zagadką dręczącą mnie z samego rana to powrót Riley... Głośny trzask drzwiami wybudził mnie z rozmyśleń. Spuściłem wzrok na wejście, dziewczyna wskoczyła na kanapę obok mnie. Mimo jej codziennej radości dziś była przygnębiona. Cisza panująca w pokoju została przerwana...

- I co z miastem? - odważyłem się zapytać.

- Doszczętnie zniszczone, na dodatek nikogo tam nie ma, ani żywej duszy... - spoglądała na blat stolika.

- Nic już nie będzie tak samo... - pogrążyłem się we własnych myślach.

- Marcel, czy oni... Zobaczymy ich kiedyś? - przygnębiona spojrzała na mnie.

- Na to pytanie nie znam odpowiedzi i nigdy jej nie poznamy... - posmutniałem.

Kiarra zaczęła ronić łzy, podsunąłem się do dziewczyny obejmując ją. Ciągle rozmyślałem jak musi być to dla niej trudne, w końcu kocha Kai'a, a miłość na odległość jest ciężka... Nie chodzi o jakieś tam tysiąc kilometrów, pomiędzy nimi jest różnica kilkuset wymiarów. Nie mogę pogodzić się z ucieczką Riley, została tam sama. Każdego dnia w myślach modlę się żeby chłopcy ją znaleźli. Nie dopuszczam nawet takiej myśli, że zawiodą mnie i Kiarrę. Musi im się udać, wierzę w nich. W międzyczasie głaskałem Kiarrę po włosach, nie mogła się uspokoić. Musimy być cierpliwi, Riley jest dzielna, musi dać sobie radę, chłopcy ją odnajdą... Tylko najpierw musi pokazać im jakikolwiek znak życia, wierzę w to...

*Jay*

Cisza... W całej bazie panował smutek i cierpienie. Siedziałem rozmyślając w samotności. Wydarzenia sprzed kilku dni wywołały u wszystkich przygnębienie. Najbardziej odczuwał je Kai, od czasu do czasu wychodzi na wyspę odetchnąć świeżym powietrzem. Nie mogę się pogodzić z decyzją bruneta, dlaczego rozkazał przenieść ich na Ziemię? Mimo wcześniejszych tłumaczeń nadal nie pojmowałem jego decyzji. Jedyna osoba, która stara się zachować zimną krew jest Zane, owszem, odczuwa stratę przyjaciół, ale stara się na czymś innym. Próbuje odnaleźć Riley, nie wiem czy to odpowiedni moment na główkowanie, gdyż siedzą ze mną moi przyjaciele. Nikt z nas nie zamienił żadnego słowa, jedynie spojrzenie ukazywało nasze emocje. Przyjaciele byli nam bliscy, bardzo, jednak nie wszyscy. Nie utrzymywałem zbytnio kontaktu z Marcelem, a tym bardziej byłem zdziwiony jego reakcją. Kto by przypuszczał, że to ja pierwszy dowiem się o jego mocy. Postanowiłem przełamać ciszę, już czas.

- I... - chrząknąłem zwracając ich uwagę - ... jak się trzymacie?

- Nawet... źle? - odpowiedź należała do Kai'a.

- Nie znam odpowiedniego słowa na zadane pytanie... - spojrzałem na Zane'a.

Kilka słów, cisza. Nie mogę tak wiecznie milczeć, trzeba im powiedzieć.

- Muszę wam coś wyznać, to była prośba Marcela...

Oboje jakby ożywili się na jego imię, uśmiechnąłem się słabo spoglądając na nich.

- On... dowiedziałem się... wiem jaką mocą dysponuje - mówiłem z przerwami.

- Teraz to nie istotne, już za późno na jakiekolwiek wyjaśnienia... - brunet machnął dłonią podnosząc się z miejsca.

- Chciałbyś żeby Kiarra dowiedziała się jak podchodzisz teraz do życia? - spytałem pośpiesznie, chciałem go zatrzymać.

Umilkł, ostatni raz spojrzał na mnie i wszedł na schody skierowane ku wyjściu. Zostałem sam z Zane'm, może on będzie chciał mnie wysłuchać.

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz