Odcinany ból - XXVI

637 37 27
                                    

*Riley*

Siedziałam smutna rozmyślając nad swoim życiem, co teraz się stanie? Wpatrzona w lustro stojące na szafce nocnej spoglądałam na swoje usta. Dlaczego tak musiało się stać? Musiałam zachęcić go tym pocałunkiem w policzek? Nadal nie rozumiem za co to zrobiłam... Na myśli miałam zbyt dużo problemów, nie radzę sobie z nimi wszystkimi. Przypominając sobie przeszłość i nawet mało pamiętne dzieciństwo, cierpię. Jak zapomnieć o tym spotkaniu? O tym świecie zwanym Ninjago? Nie da się, zbyt wiele dla mnie znaczą, te zdarzenia burzące nudną rzeczywistość. Wszystko przyćmiło mi wspomnienie Cole'a, dlaczego znowu o nim myślę! Jestem wściekła, a ciągle przeżywam wszystko na nowo! Nikt jeszcze nie wie, może to lepiej? Ale z drugiej strony ból jest silniejszy, nie mogę udawać, że nic się nie stało. Żadne z nas, ani ja, ani Cole, nie przełamie się i powie... chociaż, dobrze by było gdybym się komuś wyżaliła. Nie ma tutaj Kiarry, ani Marcela. Kai'owi nie bardzo mogę powierzyć taką tajemnicę, zaraz powiedziałby reszcie, a Zane'owi nie będę truła procesora moimi problemami. Pozostaje Jay, jedyny z drużyny ma tak dobry kontakt z Cole'm. Tylko, jak mu to powiedzieć? Zasmuciłam się, delikatnie przecierałam kratkowane, ciemne rajstopy, nowy dodatek do stroju. Westchnęłam uwalniając samotną łzę, pozwoliłam aby spłynęła po moim policzku. Uświadomiłam sobie pewną rzecz, na samą myśl ożywiłam się podnosząc głowę. Przecież ja widziałam jak Cole całuje Marlis, a ona oddaje ten pocałunek... wyglądało to na intrygę przeciwko nam! Jak ja mogłam być zaślepiona niepotwierdzoną zdradą! Racja, jestem jeszcze zła, ale nie mogę tak myśleć! Nie wierzę, dopiero teraz zauważyłam to, co jest istotne. To nie jego powinnam obwiniać i przeklinać za wszystko, tylko ją... moje wcielenie zła! Teraz pewnie z mojej winy Cole robi sobie krzywdę! "Nie mogę tak myśleć, Riley uspokój się, on jest odpowiedzialny, nie zrobiłby sobie krzywdy!" - powtarzałam sobie w myślach, w kółko. Skąd mam taką pewność skoro nie widziałam go przez... kilka dni? Dokładnie z... pięć? Czuję jakby to był miesiąc, a nawet cały rok! Przygryzłam dolną wargę, jęknęłam z własnej głupoty. Szybko chwyciłam za chusteczkę leżącą na szafce obok łóżka, była lekko nasiąknięta krwią. Przyłożyłam ją do ust, muszę myśleć co robię. To jest trudne gdy nie ma go przy mnie! Za wszystkim stała Marlis, ona nas poróżniła... Chociaż nie potrafię wybaczyć nikomu kto za tym stał, będę musiała to zrobić... Cole zadręczył moje serce kolejny raz, powodując przyśpieszenie jego uderzeń... Ten pocałunek, delikatny, jak skrzydła motyla trzepoczące w locie, ciepły, niczym mały płomyczek ognia w prawdziwym palenisku... unoszący emocje, dający dziecięcą radość z otrzymanej zabawki... szczery, jak każde jego spojrzenie... Ja jednak nie pozwoliłam na to, na ten okazany dar miłości. Zostawiłam go samego z uczuciami, zraniłam moim strachem, brakiem odwagi. Już nigdy nie poczuję tego zadziwiającego chłodu bijącego od jego osoby, niesamowicie ciepłego dotyku, głębokich i szczerych oczu, które martwiły się każdego dnia, przypominających prawdziwą rzekę czekolady... kruczoczarnych, krótkich włosów, lekko zakręconych na końcówkach, ułożonych w artystycznym nieładzie. Nasze życie z każdym dniem traci na swej wartości, jesteśmy sobie potrzebni. Przygnębiłam się, jak nigdy dotąd, zalewając jednocześnie łzami. Opadłam ze szlochem na poduszkę, zakrywając twarz. Mogłabym zasmucać się całą wieczność gdyby nie fakt, że nie jestem sama... Ciche kroki dobiegające w pokoju zaniepokoiły mnie, ciągle stawały się co raz głośniejsze. Nie miałam zamiaru unosić głowy, wiedziałam, że czekają mnie tego konsekwencje. Wypłakiwałam się w białą poduszkę, nigdzie się stąd nie ruszę, nie ma mowy! Obok mnie delikatnie ugiął się materac, rzekoma osoba znalazła się bardzo blisko. Rozszarpane nerwy nie chciały zakończyć ciągłej rozpaczy. Muśnięcie dłonią na moim czubku głowy powoli pomagało mi odnaleźć siebie... Podniosłam się po paru minutach, aby zobaczyć kim jest pocieszający, to Jay. Zawsze był wsparciem dla wszystkich, nie miał zamiaru zdradzać sekretów, czy tajemnic. Wszystkie zachowywał w sobie, odbierając od nas tym samym cząstkę bólu. Spojrzałam mu w oczy, w których były iskierki, wstrzymywał łzy. Nie mogłam zapanować nad smutkiem, wtuliłam się w Jay'a ze szlochem. Objął mnie ramionami głaszcząc po plecach. Kilka chwil potem nucił mi coś do ucha, jakąś melodię, dotąd mi nieznaną...

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz