Królowa Hadesu - XXX

431 28 13
                                    

Tuliłem dziewczynę coraz mocniej, lekko zdziwiłem się na jej słowa... Przecież kilka chwil temu żywiliśmy do siebie urazę, a nagle wszystko minęło? Spodziewałem się gorszego efektu, a tu taka miła niespodzianka... Uśmiechnąłem się mimowolnie pocierając dłonią plecy dziewczyny, gdybym wcześniej mógł powiedzieć, nie byłbym teraz tak zakłopotany. Przymknąłem oczy, zdziwiłem się lekko gdy straciłem bliski kontakt z jej osobą. Uniosłem szybko powieki rozglądając się dookoła, gdzie ona się podziała? Milczałem, podszedłem do wyjścia z pomieszczenia, czyżby uciekła? Korytarz jest pusty, a odgłosu żadnego nie słyszałem przecież. Odwróciłem się z zasmuceniem, po co miałaby to robić, nie chciałem źle! Schyliłem się do pasa patrząc nawet pod stół, czy ona... bawi się ze mną w chowanego? Tego nie spodziewałbym się po niej... Ruszyłem powolnym krokiem do korytarza, z lewej strony. Przeszedłem szybko chowając głowę za ścianą, lekko wyglądając zza rogu. Na pewno tutaj jest... nie ma mowy żeby uciekła! Przypatrywałem się każdemu szczegółowi, na razie działa pod przykrywką. Zrezygnowałem szybko, nie opłaca mi się jej szukać, w końcu niedługo wróci! Cichy szept... stłumiony głos w mojej głowie, zaciekawiony próbowałem wsłuchać się w szeptane słowa. "Ktoś rzucił na ciebie klątwę, mianowicie ja... teraz zdejmę ją z ciebie, kradnąc twój wizerunek!". Niekontrolowanie zacząłem wybuchać śmiechem. Nagle nie wytrzymałem, roześmiany upadłem na płytki. Brzmiałem niczym psychopata... nie mogłem się nie śmiać, coś mi kazało zabijać wszystko morderczym uśmiechem. Uniosłem głowę do góry, ręce zwisały bezwładnie dotykając chłodnej powierzchni. Oczy rozbłysły radością... nagle od środka poczułem ból, ukłucie silnego... jakby sztyletu. Niespodziewanie chwyciłem się za kołnierz koszuli, nie panowałem nad swoimi gestami. Byłem marionetką. Przycisnąłem dłoń do swojej szyi, zaciskając silnie uścisk na przeponie. Utrudnione wydechy poprzedzone były seriami szaleńczego śmiechu. Nagle do moich uszu doszły ciche odgłosy postukiwania za plecami...

- Cole? Czy to ty... się śmiejesz? - to było ona, dziewczyna.

Nie odpowiedziałem śmiałem się dalej, czując coraz większy ból rozchodzący się po ciele. Postukiwanie obcasów nasiliło się, słyszałem je niemal tuż za sobą. Delikatna dłoń wylądowała na moim ramieniu, przestałem reagować, ukróciłem śmiech... Spuściłem głowę w ciszy, oczekując zupełnie niczego, nadal pozostając w niewoli. Czułem jakby duch mnie opętał, co jest zupełną niemożliwością. Mocniejszy zacisk na ramieniu wybił mnie z transu.

- Wszystko gra? - spytała, nagle zwróciłem się ku osobie.

Patrzyłem na nią z dołu, jej oczy były przepełnione zmartwieniem, coś zdołało mnie wypuścić. Szybko podniosłem się na nogi. Potrząsnąłem głową zdumiony, odzyskałem ciało. Zaniepokojony zerknąłem na dłonie wystawiając je przed sobą, czyżbym zaczął wariować? Może mam zwidy? Poczułem silne pieczenie pod powiekami... nie było mi dane dalej korzystać z usług ciała. Gwałtownie z moich oczy zaczęły płynąć słone łzy, rzuciłem wzrok na Riley, stała przerażona. Uniosła dłonie w geście samoobrony lekko odsuwając się do tyłu, niewielką część obrazu przysłaniały mi krople wody. Czułem każdy odgłos ze zdwojoną siłą w sobie, prędko do moich uszu doszedł mrukliwy głos... "Odebrałam ci już ciało twoje, a teraz zamierzam swą siostrzenicę skraść...!" - drygnąłem na nieprzyjemny ton. Istota ta była bez dwóch zdań kobietą. Prędko uniosłem nieświadomie dłoń zbliżając się do brunetki, zrozumiałem czyny stworzenia... Pociągnąłem ją łapiąc za nadgarstek i przyciągając, nasze twarze były bardzo blisko siebie. Coś kazało mi wystawić język na wierzch, powstrzymywałem go z całych sił. Wolę go odgryźć niż patrzeć na szok i przerażenie Riley! Ściskałem mocno zgryz obu szczęk, uniemożliwiając jej obrzydliwy widok. W ustach poczułem silne pieczenie, niesamowite gorąco. Zacisnąłem powieki mocno, łzy ponownie zaczęły napływać do oczu; co się ze mną dzieje! Wyczułem nieprzyjemny dotyk, język zaczął cofać się do gardła, przechodził aż przez przełyk. Po moim ciele przeszły lodowate dreszcze, odepchnąłem Riley. Obrzydliwy i wilgotny narząd dotykał już samego końca przepony, zapchał tym samym dopływ tlenu. Nie byłem w stanie niczemu zaradzić... Nie otwierałem oczu, nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa. Niewyobrażalne krzyki w głowie kazały mi zabić... zabić pierwszą lepszą ofiarę!

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz