Stare sny - XXXI

416 26 12
                                    

***

*Riley*

Wyszłam z toalety poprawiając dziesiąty raz z rzędu szlafrok, darowany mi przez Cole'a. Faktycznie w czarnym może i mi do twarzy, ale dosięga on do samych stóp! Wykrzywiłam zdenerwowana usta w grymasie, wiążąc i zaciskając mocno na sobie pasek od stroju. Nie dość, że musiałam wziąć prysznic to na śmierć zapomniałam o ubraniach! A niby skąd miałam je wziąć? Długie rękawy doszczętnie przysłaniały mi dłonie, zupełnie jak w stroju jakiejś kabuki. Szerokie to one też były, w końcu Cole ma mnóstwo mięśni, oczywiście nie należą one do małych, są wysportowane do granic możliwości! Wyglądam jakbym miała narodowe japońskie kimono na sobie, zdenerwowana patrzyłam na plączące mi się palce. Warknęłam puszczając cienki materiał... prędko jednak szlafrok zsunął się z przodu, speszona w porę zakryłam ciało. "Przynajmniej tyle dobrego, że nikogo tu nie ma!" - mruknęłam pod nosem. Wywróciłam oczami łapiąc za pasek ponownie, kiedyś musi mi się udać. Wpatrywałam się zacięcie w czarny materiał, z nienawiścią próbując związać oba końce przed sobą. Nagle poczułam silny ból zderzenia w ramieniu, tuż po chwili drugi... syknęłam unosząc głowę.

- Czyście do reszty powariowali! - wrzasnęłam przyglądając się obu osobom.

Dwie sylwetki chłopców biegły ku wyjściu, poczułam gotującą się we mnie krew. Już spokojnie nie można tutaj pochodzić, tak? Odkąd tutaj przylecieliśmy smokami oni się tylko ganiają i biją! Nie wytrzymałam, wiedziałam dobrze, że to ich tylko zatrzyma!

- Jay! Cole! Do mnie i to już! - krzyknęłam z całych sił ponownie machając dłońmi wściekle.

Złapałam w porę materiał okrywając się ponownie, muszę myśleć zanim coś zrobię...! Po chwili tuż za framugą wychyliła się kruczoczarna czupryna Cole'a, jego demoniczna postać nadal rozkwitała. Wzrok czarnowłosego spoczywał na mnie zaniepokojony, wywróciłam oczami czekając na drugiego przyjaciela, poszkodowanego. Niespodziewanie demoniczna postać wyszła zza ściany... ciągnąc za sobą przyjaciela. Cole trzymał silnie Jay'a za kołnierz koszuli nocnej, zmuszając go do zrobienia tych kilku kroków. Napastnik rudzielca zauważył moje zmagania z szlafrokiem, prędko puścił chłopaka dając mu znak morderstwa... jeśli się ruszy. Uniosłam zdumiona brwi, zbliżył się do mnie, momentalnie zasłoniłam ciało bardziej. Uśmiechnął się na krótko i złapał za pasek wiążąc go w małą kokardę. Odszedł pośpiesznie i doszedł do chłopaka kierując dłoń do jego szyi, zacisnął na niej pazury. Skrzyżowałam ramiona na piersi i pośpiesznie zaczęłam podrygiwać nogą o podłoże, gdybym mogła jeszcze być choć trochę spokojna...!

- Co wy wyprawiacie? - spytałam unosząc dłoń i kierując ją w niezrozumieniu do chłopców.

- Tylko goniłem Jay'a, chciał jak zwykle wiedzieć za dużo. - brunet spojrzał z mordem w ślepiach na niższego.

- Ale nie mój problem, że jestem taki ciekawy! I puść mnie wreszcie! - wyrwał się z uścisku patrząc na niego wściekle.

- Jeszcze chwila, a zaraz dostanę szału! - poczułam w sobie napływający mrok.

Spojrzeli w moją stronę pośpiesznie, Cole momentalnie podbiegł do mnie i złapał za dłonie... nadal patrzyłam na niego zdenerwowana.

- Nie wolno ci się denerwować, za dużo dzisiaj mroku zużyłaś. Nie chcesz chyba zamienić się w swojego wuja, mam rację? - spytał troskliwym głosem, zbliżając twarz do mych ust.

- Naprawdę? A myślałem, że już nigdy się nie zejdziecie! - przerwał; zaśmiał się śmieszek, odsunęłam od siebie Cole'a ręką.

Spojrzałam kierując bezpośrednio wzrok na rudzielca, uśmiechnęłam się z rządzą mordu w oczach jednocześnie podchodząc do niego... Nagle silne ramiona powstrzymały mnie odciągając od chłopaka.

❝Meadow❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz