Obudziłam sie około 6:15.
Wokół mnie leżały porozwalane kartki.
Wiersze, ktore czytałam wczoraj w nocy. Czytałam sie po kilka nawet nilkanascie razy poniewaz chciałam zrozumieć ich głębszy sens.Szybko zapakowałam ksiazke Rossa do plecaka zeby mu ja dzisiaj oddać.
Z domu wyszłam pięć po dziewiątej.
Wsiadłam do samochodu i wlasnie zadzwonił mój telefon.
Jude.
- no co tam? - zapytałam przekręcając kluczyki w stacyjce.
- błagam powiedz ze nie jestes jeszcze w szkole- powiedziała Jude.
- wlasnie wsiadłam do auta. - odparłam prostując sie.
- czy mogłabyś mnie podnieść. Błagam cie. Samochód mi sie zespół. - powiedziała zrozpaczona.
- będę za 2 minuty- powiedziałam ze smiechem do słuchawki.
- kocham cię Bianca- powiedziała z ulgą.- ratujesz mi zycie - powiedziała blondynka wsiadając do mojego samochodu kiedy zapakowałam pod jej domem.
- nie ma sprawy. - powiedziałam.Jechałyśmy w milczeniu.
- stało sie cos? - zapytałam po chwili.
Dziewczyna milczała co było do niej niepodobne. Chodzący wulkan energi zamilkł.
- ja.. Zerwałam z Sam. - powiedziała po chwili.
- co? Kurczę. Przykro mi. - powiedziałam i położyłam jej rękę na kolanie w geście pocieszenia.
- to nic... Sam znalazła sobie... Chłopaka. - powiedziała kręcoc głowa.
- nie żartuj- powiedziałam zdziwiona.
- ja ją naprawde kochałam.. A ona? Dla niej to nic nie znaczyło. - Jude spuściła wzrok.
- nie martw sie. Wiele osób w tym wieku chce po prostu spróbować czegoś nowego.. Przykro mi ze tak wyszło. - powiedziałam zmartwiona.
- ej! Co powiesz na babski wieczór? - zapytałam wesoło spoglądając katem oka na dziewczynę. - przyjdziesz do mnie. Porobimy fajne rzeczy, nażremy sie lodami, obejrzymy kiepską komedie romsntyczną i ponarzekamy na facetów. Będzie fajnie. - powiedziałam entuzjastycznie.
Jude popatrzyła na mnie.
- no.. Czemu nie. - uśmiechnęła sie lekko.
- no ! I o to chodzi- powiedziałam z uśmiechem. - to u mnie o 20?
- jasne! - powiedziała wesoła. Stara Jude wróciła. Tak jakby..Kiedy weszłyśmy do szkoły było juz po dzwonku. Jude pobiegła na biologię , a ja na angielski.
- dzien dobry, przepraszam za spóźnienie - powiedziałam wchodząc do sali.Odbijałam gumką od ołówka o ławkę odliczając sekundy do końca lekcji.
4,3,2,1..
Uczniowie wstali i pojawił sie gwar.
- przypominam o pracy domowej na poniedziałek- powiedziała nauczycielka próbując przekrzyczeć nastolatków.Wychodząc z sali zauważyłam Rossa, który przemierzał korytarz.
Wyciągnęłam jego ksiazke z plecaka i juz chciałam do niego podejść ale ktos chwycił mnie za nadgarstek. Skrzywilam sie bo osobnik pokrzyżował mi plany, a Ross zniknął z zasięgu mojego wzroku.
- jak tam piękna? - zapytał Dean. - nasza randka aktualna. - zapytał z krzywym usiechem obejmując mnie ramieniem.
Wyswobodzililam sie z uścisku chłopaka.
- no tak - powiedziałam. - ale przepraszam cie Dean muszę biec mam cos do załatwienia. - powiedziałam i szybko poszłam korytarzem do pawilonu w którym zniknął Ross.
Nawet nie czekałam na jego odpowiedz, wiec chłopak został sam na pustym korytarzu.
Weszłam przez duże przeszklone drzwi i rozejrzałam die do okoła. Nikogo nie było. Wszyscy udzieli w korytarzu głównym. Przeszłam jeszcze kilka kroków ale nie było tam żywej duszy. Jak on to zrobił? Nie można sie tak po prostu rozpłynąć w powietrzu.
Odwróciłam sie zrezygnowana zeby wrócić na korytarz i znaleść Jude.
- JEZU! - krzyknęłam i odrzuciło mnie do tylu. Blondyn stał centralnie przedemna.
- nie bój sie - zasmial sie.
Chwyciłam jego ramie zeby sie nie przewrócić i przeszedł mnie dziwny dreszcz.
- co to twoje hobby? Straszenie ludzi? - zapytałam
- poniekąd - uśmiechnął sie.
Pokręciłam tylko głowa i podałam mu ksiazke która trzymałam w dłoniach.
Chłopak zbladł.
- przeczytałam - powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- ksiazke? - zapytał niepewnie.
- no tak.. Zasmialam sie. A co innego bym miała?
Chłopak pokręcił tylko głowa i schował ksiazke do plecaka.
Zasmialam sie w duchu z jego miny.- kurwa. - przeklnelam pod nosem bo kartonowe pudełko spadło mi na głowę kiedy probowalam je sciągnąć z szafy.
Wczesniej powyciągałam moje rzeczy z kartonów i sprawiłam ze mój pokoj wyglądał jak pokoj.- Mam nadzieje ze masz cos do żarcia bo zdycham z głodu- powiedziała Jude wchodząc do mojego domu z wielką torbą.
- wprowadzasz sie do mnie? - zasmialam sie.
- nie. Wzjelam tylko kilka najpotrzebniejszych rzeczy. - odparła kładąc bagaż przy drzwiach.
Jude poszła za mna do kuchni.
Wyprzedziła mnie w przejściu i otworzyła lodówkę.
- co moge wzjąć? - zapytała spoglądając na mnie.
- zostało jeszcze troche objadu. Zaraz ci odgrzeje. - powiedziałam i wyjęłam miskę z lodówki.- co to jest? - zapytała Jude patrząc na talerz.
- kuskus z warzywami - Zasmialam sie.
Jude zaczęła jeśc a ja wyciągnęłam sok z lodówki.
- ja nie wiem... - zaczęła mowić z pełnymi ustami.
- czego ? - zapytałam siadając na blacie.
- czy ty to robiłaś sama?
- no tak. Zawsze to ja gotuje. - odparłam.
- to jest.. Niesamowite. - powiedziała wznosząc oczy ku niebu. - od dzisiaj bedziesz mi gotować. Mowie serio- powiedziała widząc moja mine.
- cieszę sie ze ci smakuje - uśmiechnęłam sie.
- powinnas być szefem kuchni- dodała Przeżuwajac jedzenie.Tak. Jest to miom marzeniem..
- on nie moze zginąć! - krzyknęła Jude ze łzami w oczach kiedy oglądałyśmy film w salonie.
- nie zginie. Inaczej nie było by fabuły - zasmialam sie wpychając dobie garść popcornu do ust.
Nagle ktos zapukał do drzwi.
Otrzepalam rece z soli i powiedziałam :
- zaraz wracam.Otworzyłam drzwi i moje serce zamarło. Na dworze bylo juz zupełnie ciemno a w moich drzwiach stał blondyn.
- Ross.. - powiedziałam prawie szeptem. - co ty tutaj robisz?
- chciałem po prostu.. - powiedział ale po chwili jego wzrok skupił sie na jakimś punkcie za mną.
Chłopak wyraźnie sie spiął i zacisnął pieści.
- co on tu robi?! - usłyszałam głos Jude z sobą. Blondynka szybko podeszła do drzwi i wypchnęła blondyna na zewnątrz.
- zaraz wracam Bianca. - powiedziała kipiąc złością i zamknęła za sobą drzwi.Zostałam sama pod dużymi brązowymi drzwiami.
Ross POV
Kurwa. Dlaczego skurat ona? Dlaczego musiała tu być? Akurat dzisiaj? A no tak.. Bo jest " przyjaciółka " Bianki.
To juz sie kurwa nazywa pech.
- ale z ciebie sukinsyn. - wycedziła popychając mnie słabymi rekami.
Oczywiscie nie drgnąlem.
- jaki jest twój problem? - zapytałem poirytowany.
- czego ty chcesz od Bianki?!
- chyba nie powinno cie to interesować. - powiedziałem dobitnie.
- chyba jednak powinno. Nie dam ci jej skrzywdzić, rozumiesz? Nie dam! Nie jej! Nie wystarczy ci to co było 2 lata temu?! Naprawde chcesz tym razem zniszczyć jej zycie?- zapytała wbijając we mnie wzrok.
Milczałem.
- trzymaj sie od niej z daleka - pogroziła mi palcem.
- ktos taki jak ty nie będzie mi rozkazywał. - powiedziałem wściekły.
- znam cie Ross.. Lepiej niż ty znasz siebie. Wiem ze ci na niej zależy...
- gowno o mnie wiesz! - obruszyłem sie chociaż było w tym ziarno prawdy.
- jeśli ci na niej zależy zostaw ja w spokoju... Tacy jak ty nigdy sie nie zmieniają. - powiedziała dobitnie i weszła do domu zamykając za sobą drzwi.Zostałem sam pod dużymi brązowymi drzwiami.
Mam nadzieje ze sie spodoba. Wkoncu jestem zadowolona z rozdziału. Powoli sie rozkręca. Hahaha. Wiec bądźcie czujni.
Dziękuje za czytanie xx
CZYTASZ
Bad Boys Never Change | Ross Lynch |
Fiksi Penggemar" Zapamiętaj sobie raz na całe swoje pieprzone zycie. Źli chłopcy nie zmieniają sie bo ktos tak chce. Ktos zmienia sie bo oni tego chcą- powiedział mi blondyn do ucha opierając rece o szkolną ścianę"