- wiedziałeś? - zapytałam zszokowana.
- tak. - odparł
- od kiedy? - zapytałam drżącym głosem.
- od dwóch lat.
Zamarłam. Co on do mnie w tym momencie mówi? Boże. Czy ja w ogóle chce tego słuchać?
- Jezu... - złapałam się za głowę. - dowiedziałam się wczoraj i przez cały czas obwiniałam siebie że nie zauważyłam tego wcześniej, a ty wiedziałeś od dwóch lat i nic z tym nie zrobiłeś? - tłumaczyłam to bardziej sobie niż jemu.
- Bianca. Ludzie nie lubią jak ktoś wpieprza im się w życie. Zostaw to. Ona poradzi sobie sama. Zaufaj mi. Ona napewno nie chce twojej , ani niczyjej pomocy. - powiedział spokojnie.
- o czym ty mówisz?! Takim osobą trzeba pomóc, a nie patrzeć jak cierpią! - powiedziałam zdruzgotana.
Ross pokręcił głową.
- Bianca... Wiesz o niej mniej niż ci się wydaje. - powiedział łagodnie.
- a niby ty wiesz więcej? - zapytałam ze łzami w oczach - wiec proszę. Oświeć mnie- powiedziałam patrząc na niego.
- nie mogę. To jej życie. Nie mam zamiaru się w nie wtrącać. Ty też nie powinnaś. - powiedział
Zamknęłam oczy. Cierpiałam, chociaż sprawa nie dotyczyła mnie. Po prostu bolało mnie to że dwoje bliskich mi ludzi zataja przede mną prawdę.
- wyjdź - powiedziałam.
- Bianca... - odparł blondyn podchodząc do mnie.
Podniosłam ręce do góry dając mu znak żeby się nie zbliżał.
- po prostu wyjdź. Nie chce cię widzieć - powiedziałam nie patrząc na niego.
Chłopak westchnął. Wziął kurtkę i udał sie do drzwi.
- życie się czasami komplikuje Bianca. - powiedział i wyszedł.
Tak. Wiem o tym. Nie musi mi o tym przypominać. Wiem że życie bywa okrutne i nie chce żeby ten dupek mnie pouczał.Pobiegłam do swojego pokoju i położyłam sie na łożku. Gdyby Jude nie przyszła w tej chwili uprawiałabym w nim seks z Rossem. Poczułam ścisk w żołądku. Może powinnam być jej wdzięczna że przyszła?
Położyłam głowę na poduszkę, a po policzkach spłynęły mi łzy. Potrzebuje z kimś porozmawiać. Tak strasznie tego potrzebuje.
Spojrzałam w okno, a do moich oczu napłynęło jeszcze więcej łez.
- Terence, chciałabym żebyś tu był - powiedziałam z wielką gulą w gardle.Obudziłam się rano z napuchniętą twarzą od płaczu. Była środa, a ja tak bardzo nie chciałam iść do szkoły. Wiedziałam jednak że jeśli nie wyjdę, zwariuje.
Wchodząc miałam tylko nadzieje że go nie spotkam. Jude mówiła ze w tym tygodniu nie przyjdzie do szkoły, wiec nie musiałam się na razie martwić. W duchu modliłam się żeby Rossa tu nie było. Przeszłam nie pewnie cały korytarz i nie zobaczyłam go. Pierwszą lekcją była matematyka, którą mieliśmy razem.
Po dzwonku weszłam do klasy i nie było go tam. Nie zjawił się także później. Najwyraźniej moje modlitwy zostały wysłuchane. Muszę zacząć się cześciej modlić.Przez cały dzień byłam ucieszony faktem że nie ma ani Jude, ani Rossa. Jednak w czasie lunchu zaczęła doskwierać mi samotność.
Patrzyłam na tych wszystkich ludzi. Śmiali się, rozmawiali z przyjaciółmi.... A ja siedziałam przy stoliku na końcu sali zupełnie sama.Kiedy wyszłam ze szkoły nie wytrzymałam łzy pociekły mi po policzkach. Szybko podeszłam do samochodu. Wytarłam łzy w rękaw i szukałam w torebce kluczyków.
Wsiadłam do samochodu i zupełnie nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Odpaliłam silnik, ale tak naprawdę nie miałam dokąd pojechać.
Wyjechałam ze szkolnego parkingu.
Po godzinie krążenia po mieście zdecydowałam pojechać do Jude.Otworzyła mi blondyna w piżamie w misie.
- cześć - powiedziałam smutno.
- przyszłaś żeby znowu mi wypomnieć ze jestem lesbijką i nic nie wiem o związkach? - zapytała.
- Jude.. - szepnęłam, a z moich oczu żniw zaczęły lecieć łzy. - przepraszam.
Blondynka popatrzyła na mnie i po chwili mnie przytuliła.
- to wszystko jest takie ciężkie. - powiedziałam obejmując ją.
Jude wpuściła mnie do środka.
- ja tez cię przepraszam. Nie powinnam sie wtrącać w twoje życie. Jeśli go kochasz to ja nie mam nic do gadania. Proszę cię tylko żebyś uważała. - powiedziała Jude.
- nie kocham go - powiedziałam - skąd ci to przyszło do głowy?
Wypowiadając te słowa czułam że to nie jest prawda.
Jude wzruszyła ramionami.
- Jude? - zapytałam po chwili.
- tak?
Wzięłam rękę dziewczyny do góry i podciągnęłam jej rękaw , odsłaniając blizny.
Blondynka westchnęła.
- jestem z domu dziecka. Adoptowali mnie 4 lata temu -odparła Jude.
Ross miał racje. Wiem o niej mniej niż myślałam.
CZYTASZ
Bad Boys Never Change | Ross Lynch |
Fanfiction" Zapamiętaj sobie raz na całe swoje pieprzone zycie. Źli chłopcy nie zmieniają sie bo ktos tak chce. Ktos zmienia sie bo oni tego chcą- powiedział mi blondyn do ucha opierając rece o szkolną ścianę"