21

940 38 5
                                    

- naprawdę Rydel? - zapytałem widząc blondynkę, która szła w stronę szkoły , z której ja właśnie wychodziłem. - po co przyjechałaś? - zapytałem poddenerwowany. Spojrzałem na jej okrągły brzuch i zrobiło mi się gorąco.
Dziewczyna przystanęła.
- dzwonili do mamy. - odparła patrząc mi w oczy. - nie chodzisz na lekcje, a twoje oceny są fatalne. Znowu zaczynasz, Ross? - zapytała.
- ty mnie pouczasz? - zapytałem nie patrząc na nią.
- Ross, do cholery! Przestań zachowywać się jak dziecko. Nasz wolną rękę. Mieszkasz sam, imprezujesz, sam podejmujesz decyzje. Pozwoliliśmy ci się przeprowadzić do Los Angeles i jedyne co od ciebie oczekiwaliśmy to to żebyś w końcu wydoroślał i zaczął być odpowiedzialny... Jak widać nie można ci ufać. - powiedziała smutno.
Zamknąłem oczy. Tyle razy juz ją zawiodłem. Chciałem żeby była ze mnie dumna. Jest przecież moją straszą siostrą.
Rydel stanęła przy przeszklonych drzwiach , które prowadziły do szkoły i położyła dłoń na klamce. Popatrzyła na mnie z udręczoną miną.
- Jak się nie podciągniesz wracasz do Denver. - powiedziała stanowczo i weszła do szkoły.
Że. Co. Kurwa? Krew napłynęła mi do twarzy.
Tylko nie Denver. Nie zamieszkam znowu w rodzinnym domu. Nawet nie ma mowy. Lubię Los Angeles i tu zostanę.
Wyciągnąłem kluczyki z kieszeni i szybko podeszłam do swojego auta. Nie mam zamiaru być świadkiem rozmowy Rydel i dyrektorki.
Szybko wsiadłem do samochodu i odpaliłem silnik. Zanim zadzwonił dzwonek na przerwę odjechałem z parkingu.

Bianca POV
Nie szukałam go czy coś. Po prostu zauważyłam ze go nie ma. Wyszedł ze szkoły. Zaczęłam sie trochę martwić. Napewno nie jest to korzystne na sytuacje pomiędzy nim i nauczycielami.

Jude uśmiechnęła się do mnie, kiedy w czasie lunchu podeszłam do stolika przy którym siedziała. Postawiłam tace z jedzeniem przed sobą i usiadłam. Jude nie odezwała się co było do niej nie podobne. Przecież ona gada na okrągło i o wszystkim.
- co jest? - zapytałam patrząc z troską na blondynkę.
- rozbolała mnie głowa- odparła patrząc w talerz.
Nie odezwałam się tylko dokładnie przyjrzałam się jej.
- chyba wezmę jakąś tabletkę- powiedziała i podłapała się  po głowie, a jej rękaw się podciagnął.
Zamarłam.
Na rękach miała blizny, ale także świeże rany.
W brzuchu zaczęło mi się przewracać, a w głowie wszystko układać.
Jude zawsze chodziła w długim rękawie. Nawet spała w koszulce z rękawami. Na jej nadgarstkach zawsze było przynajmniej 10 bransoletek. Jak ja mogłam tego nie zauważyć? Miałam ochotę uderzyć się w twarz z liścia.  Moja jedyna przyjaciółka cięła się i nikt tego do cholery nie widzi! Jude wyciągnęła z torebki jakieś tabletki. Nie zareagowałam. Nadal byłam w szoku. Nie mogłam pojąć jak taka osoba jak Jude, ciagle uśmiechnięta, żartobliwa i pełna energii mogła się ciąć. Jedyne co chciałam wiedzieć to dlaczego to robi. Łzy napłynęły mi do oczu. Nie mogę jej o to zapytać. Przynajmniej nie teraz.
Patrzyłam jak przepija pastylki colą.
- może powinnaś pójść do pielęgniarki? - zapytałam z trudem.
- nie. - powiedziała kładąc dłoń na czole. - wiesz co? Ja chyba urwę się z tych kilku lekcji. Muszę iść do domu. Położę się i mi przejdzie - odparła blondynka chwytając za torbę.
Pokiwałam głową.
- tak. Dobry pomysł.
Co powinnam zrobić? Czy będę umiała jej pomóc? Cholera jasna.


Cały dzisiejszy dzień myślałam o Jude. Chciałabym jej jakoś pomóc.
Lekcje dzisiaj kończyłam późno. Wyszłam ze szkoły, kiedy było jakoś przed 18.  i wsiadłam do mojego auta. Udałam się prosto do domu. Byłam zmęczona. Marzyłam żeby tylko wziąć prysznic i położyć się. Myślałam nad tym żeby pojechać do Jude, ale doszłam do wniosku , że  dam jej odpocząć. Nie chce zasypywać jej pytaniami. W ogóle nie chciałam o tym rozmawiać, jednak czuje się w obowiązku żeby chociaż spróbować ją zrozumieć, kiedy nikt inny tego nie robi. Musiałam dać sobie trochę czasu żeby wszystko sobie poukładać.

Dojechanie do domu zajęło mi 15 minut.
Dzisiaj wyjątkowo zaparkowałam na podjeździe,  a nie w garażu. Wysiadałam i zamknęłam za sobą drzwi samochodu.
Chłodny wieczorny wiatr rozwijał mi włosy. Zaciągnęłam się świeżym powietrzem którego dzisiaj bardzo mi brakowało.
Idąc w stronę drzwi wejściowych , grzebałam torbie, szukając kluczy od domu.
Podniosłam wzrok i zobaczyłam Rossa siedzącego na jednych z trzech stopni, które prowadziły do wejścia.
Zatrzymałam się. Pierwszy raz nie cieszyłam się na jego widok.
- co ty tu robisz? - zapytałam patrząc na niego.
Chłopak gwałtownie wstał.
- przyjechałem jakąś godzinę temu, ale nikogo nie zastałem, więc postanowiłem poczekać - powiedział głosem, który przysięgam, mógłby roztopić masło.
- chodziło mi bardziej o to po co przyjechałeś. - odparłam wymijając go idąc w stronę drzwi.
- chciałem pobyć z tobą. Miałem kiepski dzień. - odparł, a światło zachodzącego słońca padło na jego twarz. Gdyby moich myśli nie zajmowała Jude to przysięgam ze na jego widok roztopiłabym się i spłynęła po podjeździe.
- No widzisz. Ja tez nie miałam ciekawego dnia. - powiedziałam wsuwając klucz do zamka.
Chłopak objął mnie od tyłu.
- chcesz o tym pogadać? - szepnął mi na ucho.
-nie - westchnęłam. - słuchaj naprawdę nie mam ochoty na żadne rozmowy. Chciałabym pobyć sama.  Najpierw ona, teraz ty... - zaczęłam, ale chłopak momentalnie sie napiął.
- ona? Jude? Co ci znowu do cholery naopowiadała? - zapytał zły.
Popatrzyłam na niego.
- ona jest niestabilna emocjonalnie. W ogóle lepiej by było gdybyś przestała się z nią zadawać. - powiedział Ross ostro i złapał mnie za nadgarstki.
- puszczaj mnie. - wyrwałam ręce z jego uścisku. - nie będziesz mi mówił co mam robić i z kim się przyjaźnić. - odparłam i dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową. - ona ma problem, a ja nie zamierzam jej olać jak każdy inny - powiedziała i zamknęłam mu drzwi przed nosem. 

Bad Boys Never Change | Ross Lynch |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz