18

1K 48 0
                                    

Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
Wracałam do domu, idąc szerokimi uliczkami.
Rozwidniło sie juz, jednak ja czułam sie pełna energii. Pełna... Życia. Życia którego od kilku lat nieustannie we mnie brakowało.
Przekroczyłam próg domu około 4 nad ranem. Cicho weszłam do domu rzucając klucze na szafkę. Zdjęłam szpilki i trzymając je w dłoni oparłam sie o drzwi. Zaśmiałam sie sama do siebie.
Odepchnelam sie mocno od  drewna i strącaj sie nie przewrócić zaczęłam podążać w stronę schodów. Dobrze, przyznaje sie...
Kiedy szlam do domu weszłam do sklepu po alkohol.
Byłam tak bardzo skupiona na utrzymaniu równowagi ze nie zauważyłam mamy , która siedziała w salonie.
- gdzie byłaś? - usłyszałam jej głos.
- Boże mamo! Wystraszyłaś mnie- powiedziałam zataczając sie do tyłu.
- piłaś?! - zapytała szybko wstając. Podeszła so mnie i złapała ja za ramiona.
- tak -  odparłam szczerze bo jedyne o czym marzyłam to położyć sie we własnym łożku.
Rodzicielka spojrzała na mnie srogo.
- co? - zaśmiałam sie - ty nie robiłaś takich rzeczy?
Mama nie odpowiedziała tylko spuściła wzrok.
- No właśnie. - odparłam i chciałam juz iść na górę, ale kobieta pociągnęła mnie za rękę.
- co sie z tobą dzieje? Nie tak cię wychowałam! - powiedziała zła.
Wybuchnelam śmiechem.
- wychowała? Ty mnie nie wychowalas. Wychowałam sie sama! Dla ciebie zawsze liczył sie tylko  Terence! - powiedziałam ze łzami w oczach na wspomnienie o nim - a teraz szlag cię trafia ze to nie ja zginęłam!
- Bianca! - krzyknęła matka.
- Prawda boli nas wszystkich mamo! - powiedziałam wchodząc po schodach.
Weszłam do swojego pokoju i zamknęłam za sobą drzwi.
Alkohol przestał działać , a ja pogrążyłam sie w niewypowiedzianej rozpaczy.

- dlaczego tak sądzisz?
- bo taka jest prawda. - odparłam siedząc po turecku na dużym fotelu obitym skórą. - wolała jego. Wolała żeby teraz na tym fotelu siedział on i mówił ci o mnie- powiedziałam zaciskając na dłoni materiałową chusteczkę , która robiła rany na moich dłoniach.
- ona cię kocha .
- a więc to prawda... - zaśmiałam sie gorzko.
- to prawda co o was mówią. Wy psychoterapeuci jesteście niereformowalni. Dlaczego kłamiecie? - zapytałam z żalem.
Mężczyzna nic nie odpowiedział.
- dlaczego kłamiecie? - zapytałam jeszcze raz, jednak nie doczekałam sie odpowiedzi.
- dlaczego?!
- Bianca... On by tego nie chciał. Nie chce żebyś płakała.
-  może kiedyś! Ale teraz to przeszłość! On nie żyje! Wszystko sie skończyło! Nie mówcie mi ze on by tego nie chciał! On nic nie wie! On. Nie. Żyje.


Kurwa.
Głupie wspomnienia.
Usiadłam na łożku.
Ściągnęłam z siebie kołdrę, ponieważ było mi duszno.
Ucisk w klatce piersiowej towarzyszył mi od kilku godzin.
Cieżko mi sie oddychało.



Obudziłam sie w niedzielne popołudnie.
Chyba nie muszę tłumaczyć jak niechętnie wstałam z łóżka.
Weszłam do łazienki, szybko sie rozebrałam i weszłam pod prysznic. Czułam jakby moja twarz stała w płomieniach. Odkręciłam zimną wodę , która pozniej spłynęła po moim ciele.
Odgarnelam włosy z twarzy i spojrzałam w dół.
Na lewej łydce  miałam dużą bliznę.

- Terence? Co robisz? - zapytałam trzymając w ręku lalkę której chwile wcześniej obcięłam włosy.
Chłopiec nie odpowiedział tylko wstał z garażowej podłogi.
- podoba ci sie? - zapytał brunet odsłaniając coś prz czym przed chwila pracował.
- co to? - zapytałam niepewnie.
- przyczepka. - powiedział dumny z siebie. - pomalowałem ją na twój ulubiony kolor.
Spojrzałam na błękitną przyczepkę.
- po co ci ona? - zapytałam niepewnie przytulając lalkę do klatki piersiowej.
- jest dla ciebie. Tata doczepi ją do mojego roweru i teraz będziemy mogli razem jeździć!
Wypuściłam lalkę z rąk i przytuliłam Terenca.
- zrobiłeś ją dla mnie? - ucieszyłam sie.
- tak.

Uśmiechnęłam sie na przywołane wspomnienie. Był dla mnie taki dobry.
Ośmiolatek sam ( No prawie) zbudował dla mnie coś dzięki czemu będzie mógł mnie wozić.

- gotowa na jazdę próbną? - zapytał Terence siedzący na rowerze.
- tak - powiedziałam i poklepalam ręką biały kask na którym była przewiązana różowa wstążka.
Ruszył i pojechał szybko z górki. Za każdym razem kiedy skręcał zarzucało mnie na boki.
Skręcił w prawo , a ja znalazłam sie na lewej stronie przyczepki.
Krzyknęłam głośno a Terence sie zatrzymał.
Rozpłakałam sie ponieważ noga bardzo mnie bolała. Wystraszony chłopiec zsiadł z roweru i pomógł mi wyjsć. Moja noga była cała zakrwawiona. Odstający kawałek drewna wbił mi sie w łydkę.
- Bianca... Ja nie chciałem - powiedział patrząc na mnie.
Ja nic nie odpowiedziałam tylko pobiegłam do domu.

Wywołałam dużą panikę w rodzinie. Patrząc z perspektywy czasu... Niepotrzebnie.

Leżałam na kanapie z zabandażowaną nogą  jedząc czekoladowego batonika i oglądając " Ulice Sezamkową" .
Słyszalam krzyk mamy z kuchni.
Była bardzo zła na Terence' a że nie uważał na mnie. Za karę nie dostał dzisiaj wieczorem ciasta i miał iść do swojego pokoju przemyśleć wszystko. Kiedy był juz w naszym pokoju, ja kończyłam jeść obiad.
- a ja moge ciasta? - zapytałam mamy z usmiechem.
- proszę- powiedziała mamusia nakładając mi kawałek ciasta , które piekła dzisiaj rano na talerz. Kiedy nie patrzyła schowałam ciasto w serwetkę i pobiegłam do pokoju.
Terence siedział przy biurku ze schowana twarzą w dłoniach.
Podeszłam do niego i podsunęłam mu mój kawałek ciasta.
Spojrzał na mnie zapłakanych oczami a ja uśmiechnęłam sie do niego.

Wszystko robiliśmy razem. Byliśmy nie rozłączni. Mój brat i ja byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Dzieliły nas dwa lata, ale on nigdy sie mnie nie wstydził a kiedy miał wybrać mnie czy swoich kolegów..... Wybierał mnie.


Wyszłam z łazienki ubrana w czerni spodnie i bluzę Terence'a, która była na mnie sporo za duża.
Zeszłam na dół ponieważ poczułam głód.
W kuchni zastałam mamę, na która w tym momencie nie chciałam patrzeć.
- czemu nie w pracy? - zapytałam beznamiętnie wyciągając sok w lodówki.
- chyba musimy porozmawiać.
Popatrzyłam na nią.
- nie mamy o czym - powiedziałam i szybko wyszłam z domu.
Wiem ze ucieczka to nie jest rozwiazanie, ale od kilku lat robię tylko to. Uciekam.

Poszłam sprawdzić co u Jude, ale jej mama powiedziała ze lepiej żebym nie wchodziła , ponieważ moge sie zarazić.
- a wiec zostałam sama - powiedziałam do siebie. - absolutnie sama.

Wróciłam do domu z nadzieją ze nie zastane mamy w domu. Wręcz modliłam sie o to. Najwyraźniej Bóg mnie wysłuchał bo kiedy weszłam do domu jej juz nie było. Chwyciłam tylko kluczyki od swojego auta i znów wyszłam z domu.
Po kilku minutach wjechałam na parking wielkiego sklepu budowlanego.
Wysiadałam z auta, i udałam sie w stronę wejścia.
Zanim jeszcze weszłam wzięłam duży wózek na zakupy.
Pchałam go idąc pomiędzy regałami i rozglądając sie .
Wychodząc z jednej z alejek zauważyłam Rossa który wychodził z równoległej alejki.
- to nie jest możliwe - zaśmiałam sie a chłopak zwrócił sie w moja stronę. Chwile pozniej podszedł do mnie.
- powiedz mi jak to jest ze cały czas na ciebie wpadam? - zapytałam blondyna. 
Ross tylko wzruszył ramionami z lekkim usmiechem.
-co tu robisz? - zapytał
- będę robić remont. - powiedziała - potrzebuje wielu rzeczy. A ty?
- przyszedłem po uszczelkę.. Kran mi sie zepsuł . - powiedział trzymając w ręku małe pudełko.
Po chwili ciszy powiedziałam :
- No to... Ten, ja juz pójdę poszukać farb.
-tak.. Okej.. Ja tez juz pójdę.  - odparł drapiąc sie po głowie.

Ross POV:
Udałem sie do kasy i zapłaciłem za uszczelkę.
Jak to możliwe ze my sie cały czas spotykamy? To chore... Ale nie żebym narzekał czy coś.
Wyszedłem ze sklepu i podeszłam do swojego auta.
Wsiadłem na miejsce kierowcy i rzuciłem pudełko na tylnie siedzenie.
Coś wydarzyło sie wczoraj pomiędzy nami. Jest to nie zaprzeczalne... Ale czy to coś zmienia pomiędzy nami?
Raczej nie.

Bad Boys Never Change | Ross Lynch |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz