17

1K 50 1
                                    

Zdecydowanie nie miałem ochoty na pójście do szkoły. Nie teraz.. Muszę pobyć sam i wszystko przemyśleć. W jednej chwili mój świat sie zawalił. Przy mamie mogę być sobą. Kocham ją i nie mogę jej stracić.. Nie teraz.
Może nie dałem jej wielu powodów do dumy, chciałbym to naprawić jednak nie wszystkie problemy da sie rozwiązać.

Bianca POV:
- o nie.. - stuknęłam kiedy w piątkowe popołudnie weszłam do domu Jude.
- to twoja wina- powiedziała blondynka i tyknęła mnie w brzuch. - zaraziłas mnie. - dodała i wydmuchała nos w chusteczkę.
- wiec muszę sie tona zając - zaśmiałam sie.
- tak. Zdecydowanie musisz.- zaśmiała sie i rozsiadła na kanapie. Zostawiłam plecak w przedpokoju.
- ugotuje ci coś- powiedziałam wchodząc do kuchni.
Usłyszałam głośne " yaaaaaaas" z dużego pokoju. Uwielbiam dla niej gotować i patrzeć jak sie zachwyca tym co zrobiłam.


- mam nadzieje ze nie zapomniałaś. - powiedziała Jude kiedy skończyła jeść zupę.
- konkretnie to o czym? - zapytałam szybko analizując o czym może mowić.
- jutro impreza. - powiedziała wyjmując dwie wejściówki z kieszeni szlafroka.
- nosisz je przy sobie? - zdziwiłam sie a ona skinęła głowa- jesteś dziwnym człowiekiem - dodałam.
- idziesz prawda? - zapytała, ale bardziej brzmiało to jak rozkaz.
- przecież jesteś chora. - powiedziałam zbita z tropu.
- ja nie pójdę ale to nie powód ze ty masz nie iść. - powiedziała zakładając krótkie blond włosy za uszy.
- nie zostawię cię - odparłam
- a ja nie pozwolę żebyś przegapiła taką imprezę! Masz tam iść i swietnie sie bawić! - powiedziała.
Westchnęłam bo wiedziałam jaka Jude jest uparta.
-zależało ci żeby tam iść - powiedziałam do przyjaciółki.
- a teraz zależy żebyś ty tam poszła - powiedziała i wepchnęła mi wejściówki za dekolt bluzki.
Zaśmiałam sie.
- No ok. - powiedziałam teatralnie przewracając oczami.
Tak naprawdę chciałam tam iść.
Jestem straszną przyjaciółką.
Powinni mnie spalić na stosie.




- napewno nie chcesz żebym z tobą została? - zapytałam w sobotę rano kiedy wychodziłam z domu Jude, ponieważ dzisiaj zostałam u niej na noc.
- chce tylko żebyś tam poszła- powiedziała blondynka pewnie.
Uśmiechnęłam sie do niej.
- trzymaj sie - odparłam.

Może i to że moich rodziców nie ma praktycznie przez cały czas jest pewną zaletą?
Idąc przez salon w szpilkach i obcisłej sukience cieszę sie z tego ze nie muszę wymykać sie przez okno. Jednak biorąc pod uwagę ze nie chodzę na imprezy nie jest to czymś wspaniałym.
Przejrzałam sie w lustrze, westchnęłam i wyszłam z domu.
Idąc przez miasto czułam na sobie wzrok innych osób. Dziwnie sie czułam. Nie ubieram sie tak zwykle, wiec miałam wrażenie jakby wszyscy patrzyli na mnie jak na jakąś dziwaczkę... Chociaż nie wiem, może i tak jest.
Zbliżałam sie do celu. Wyciągnęłam wejściówkę  z torby i weszłam do wysokiego budynku.
Wjeżdzając winda na najwyższe piętro byłam trochę poddenerwowana i właściwie chciałam wrócić do domu.
Winda sie otworzyła a ja ujrzałam zatłoczony korytarz i kilku ochroniarzy.
Osoby były głośno, krzyczały i przepychali sie.
Tak naprawdę nie wiem co mam robić.
Mocno trzymałam w rękę wejściówkę którą dostałam od Jude, ale nawet nie drgnelam patrząc na duża grupę ludzi.
- dlaczego nie wchodzisz? - usłyszałam za sobą męski głos.
Odwróciłam sie. Stał za mną jakiś brunet i miał napewno ponad 20 lat. Położył rękę na moich plecach i delikatnie popchnął w stronę wejścia.
- ale tamta kolejka..- powiedziałam wskazując kciukiem za siebie. - nie ładnie sie tak wpychać - powiedziałam co było zdecydowanie najgłupszą rzeczą jaka dziś padła z moich ust.
Czarno włosy sie zaśmiał i podniósł moja dłoń do góry na wysokość moich oczu.
- oni nie maja tego. Nie wejdą - powiedział a ja patrzyłam na swoją wejściówkę.
Jestem idiotką...
Weszliśmy do środka. Głośna muzyka i jasne światła sprawiły ze prawie doznałam wstrząsu.
- postawić ci drinka? - zapytał nieznajomy patrząc na mój tyłek.
- nie dzięki.. - odparłam i odeszłam od niego.
To był błąd. Nie powinnam była tu przychodzić.
Podeszłam do barierki która dzieliła ludzi od przepaści.
Nie jestem pewna czy to dobre miejsce na imprezę...
Wychylając sie coraz dalej zaczęło mi sie kręcić w glowie.
Nagle poczułam na sobie czyjeś ręcę i prawie wypadłam, przynajmniej tak mi sie zdawało.
Szybko sie odwróciłam żeby sprawdzić kto wywołał mój mini zawał.
- uważaj bo wypadniesz. - powiedział Ross kiedy odwróciłam sie w jego stronę.
Odetchnęłam z ulgą ciesząc sie ze to on.
- co tu robisz? - zmieniam zdanie. To było najgłupsza rzecz jaką dzisiaj powiedzialam... Ale dzień sie jeszcze nie skończył.
Pokręciłam tylko głowa dziwiąc sie swoją głupotą.
Chłopak zaśmiał sie.
- imprezuje, a ty? - zapytał i podniósł do ust butelkę piwa która trzymał w dłoni.
- tak naprawdę to nie wiem - powiedziałam zgodnie z prawdą.
Blondyn uniósł brwi.
- okej..? To może przynieść ci z baru jakiegoś drinka? - zapytał.
- nie dzięki. Nie będę pic. Nie mam zamiaru wyładować w łożku jakiegoś obcego faceta- powiedziałam i odgarnelam włosy z twarzy.
Ross patrzyl na mnie przez chwile, a pozniej sie roześmiał. Dlaczego on zawsze sie śmieje z tego co mowię?
- ja tez nie chce - odparł i odłożył piwo na wysoki okrągły stolik niedaleko. - miłej zabawy - dodał rozbawiony i odszedł.
Nie chcialam żeby sobie poszedł, ale mu przecież tego nie powiem.
Udałam sie do baru mając nadzieje ze znajdę jakiś sok.
Był tam tylko jabłkowy i pomarańczowy. Westchnęłam i wzięłam wodę.

Stałam podparta o okrągły stolik i mieszkałam słomką wodę z lodem wpatrując sie w szklankę.
Podniosłam wzrok. Oczywiście Ross tańczył juz z jakaś dziewczyna.
Spojrzałam  na zegarek żeby mieć pretekst do odwrócenia wzroku.
00:10
Kiedy podniosłam wzrok blondyn juz stał obok mnie.
- spieszysz sie gdzieś? - zapytał patrząc mi w oczy.
- wybacz ale nie mam ochoty tu być, a tym bardziej patrzeć jak obsciskujesz inne. - czy ja naprawdę to powiedziałam? To juz napewno była najgorsza rzecz jaką palnęłam.
- i jeszcze nie maja mojego ulubionego soku - dodałam. Gorzej być juz i tak nie mogło.
- wiec chodź z tąd. - powiedział pewnie.
Chyba jednak muszę sie napić.
Szybko poszłam do baru chłopak za mną.
- wódkę z sokiem- powiedziałam szybko i spojrzałam na blondyna - ale bez soku - dodałam poddenerwowana.
Przechyliłam kieliszek , a moje gardło zalała fala gorąca. Skrzywiłem sie odstawiając kieliszek na blat.
- teraz możemy iść - odparłam i pociągnęłaby go do wyjścia. Mam nadzieje ze ten alkohol doda mi trochę pewności siebie.
- juz chciałem kupić ci sok, ale widzę ze wolisz coś mocniejszego- powiedział chłopak patrząc na mnie , kiedy wyszliśmy z budynku.
Wiał przyjemny wiatr, a ja ściągnęłam swoją kurtkę bo było mi stanowczo za gorąco. Alkohol robił swoje.
- wiec kup mi ten sok- powiedziałam odrzucając włosy do tylu i ruszyłam w stronę sklepu całodobowego.
Chłopak uśmiechnął sie i ruszył za mną.
Było kilka minut po pierwszej kiedy weszliśmy do sklepu.
Podeszłam do półki i wzięłam sok bananowy.
- bananowy? To twój ulubiony sok? - zapytał blondyn.
- tak- odparłam zwracając sie w jego stronę.
Uśmiechnął sie do mnie i wziął taki sam sok.

Jak na bad boya był naprawdę miły..

Przeszliśmy kawałek. Podeszłam do dużych betonowych schodów które znajdowały sie na jakimś miejskim placu, położyłam kurtkę na jednym stopniu i usiadłam.
Blondyn usiadł na betonowym stopniu obok mnie.
- nie siedź na zimnym - powiedziałam i wskazałam kawałek materiału mojej kurtki , który był wolny.
- mówisz jak moja mama - zaśmiał sie ale nawet nie drgnął.
- mowię poważnie- martwię sie o niego,ok? Co z tego ze to taka bzdura.
Chłopak spojrzał na mnie i usiadł tak ze stykaliśmy sie ramionami.
Odkręciłam nakrętkę mojego soku i stuknęłam swoją butelką o butelkę Rossa , wywołując brzdęk szkła.
- zdrówko- zaśmiałam sie i wzięłam  duży łyk soku.
Momentalnie zrobiło mi sie zimno, a moja kurtka znajdowała sie pod moją pupa.
Wziąłem rękę Rossa, podniosłam i przeniosłam nad swoją głowa sprawiając aby mnie objął ramieniem.
Blondyn popatrzyl na mnie, ale nic nie powiedział. Położyłam głowę na jego ramieniu i uśmiechnęłam sie pod nosem.
Milczeliśmy. Jednak czasami cisza mówi więcej niż miliony słów. Wcale nie było to niezręczne. Wręcz przeciwnie. Czułam ze jak mogę z nim pomilczeć to mogę zrobić z nim wszystko.
Trwało to długo zanim sie odezwałam.
- pójdę juz - powiedziałam wstając.
Ross wstał i podał mi moja kurtkę.
- odprowadze cię. - zaoferował sie.
- nie trzeba. - uśmiechnęłam sie - nic mi nie będzie. Złego diabli nie biorą. - powiedziałam, założyłam czarna kurtkę i pewnym krokiem poszłam przed siebie zostawiajac blondyna przy tamtych schodach.

Bad Boys Never Change | Ross Lynch |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz