0.5 - windows

4.5K 426 29
                                    

luke mruknął ze złością, gdy dostrzegł czas jego zmiany i rzucił swój fartuch przez głowę.

"oh, dobrze, że jesteś w fantastycznym nastroju." lex skomentowała, zawiązując blond włosy do góry.

"nawet nie zaczynaj lex lub przygięgam na boga."

lex westchnęła i zawiązała fartuch wokół nadgarstka wcześniej wygładzając go i raz mając nadzieję, że wyglądała reprezentująco, wychodząc z zaplecza.

kiedy odeszła, luke wziął to jako okazję do spojrzenia na siebie w lustrze, wzdychając głośno. nie spał zbyt dużo poprzedniej nocy, może 2-3 godziny najwięcej, jego oczy były ciemne, a na jego włosach znajdowała się mała warstwa tłuszczu pokrywająca kosmyki, które próbował podnieść do góry, jednak roztrzepane włosy nie wyglądały, aby chciały współpracować. jego odbicie popatrzyło na niego, a on skulił się lekko. nigdy nie był fanem samego siebie lub tego jak wyglądał, ale nauczył się z tym radzić, przynajmniej tak myślał. 

"luke, zmiana zaczęła się pięć minut temu." lex obwieściła, wysuwając głowę zza drzwi.

luke przytaknął nieznacznie i westchnął przed podążaniem za przyjaciółką do środka kawiarni, poszedł za ladę, chwycił ubranie i środek dezynfekujący i czyścił jako ostatni po lex, która pracowała do końca dnia. 

luke podniósł miseczki z cukrem i mlekiem z pustego stołu i czyści je niechlujnie, nie całkiem będąc dziś w nastroju, żeby być pokojówką. "luke, wszystko w porządku?" lex spytała cicho za nim, czwórka ludzi w kawiarni była zbyt zajęta zaangażowaniem w ich własne rozmowy, żeby zwrócić uwagę na na luke'a i lex.

"nie. wcale nie lex-"

"wziąłeś swoje lekarstwa rano?" przerwała mu, bardziej srogim głosem.

luke milczał przez sekundę, przed odłożeniem starannie dzbanków i cukru z powrotem na środek stołu. "nie."

"luke-"

"wiem lex! nie dawaj mi wykładu, to moje leki, mój problem, dlatego wybieram kiedy je wziąć lub ich nie brać." warknął, będąc jeszcze bardziej sfrustrowanym. 

"chcę tylko, żebyś czuł się dobrze." odpowiedziała delikatnie, smutne wyrażenie pojawiło się na jej twarzy.

"czuję."

"okay."

luke uznał to jako koniec rozmowy i przeniósł się, aby wyczyścić okno kawiarni. jego emocje były wszędzie wokół i wiedział, że to było z powodu, że nie wziął swoich leków, ale on po prostu nie chciał. 

pukanie do okna spowodowało odciągnięcie luke'a od myśli, a także prawie jego upadek ze stołka, na którym klęczał. łapacz snów nad drzwiami zadzwonił i michael wpadł, "och mój boże, nie miałem na myśli cię wystraszyć."

luke zaśmiał się lekko -pierwszy raz tego dnia- i zsunął ciało ze stołka, "co dokładnie chciałeś zrobić?"

michael wzruszył niedbale ramionami, "wyglądałeś na smutnego, więc chciałem cię pocieszyć." odpowiedział na pytanie luke'a.

"dobrze, poprawiłeś."

michael uśmiechnął się do niego w odpowiedzi, a jego policzki zarumieniły się nieznacznie i po nieco niezręcznej ciszy luke odezwał się, "kawy?"

"tak, proszę, cza-"

"czarna. czarna kawa." luke przytaknął przed pośpieszeniem za ladę.

-

"czekaj, czekaj, czekaj, ty zrobiłeś co?" luke zaśmiał się, jego dłonie starannie owinięte wokół ceramicznego kubka.

"dobra, więc." michael zaczął, wcześniej delikatny chichot wymknął się z jego ust, "próbowałem zagadać dziewczynę, ale jakoś skończyłem przewracając ją, a ona wylądowała na dupie w kałuży."

"och mój boże, rozumiem, że nie poszła z tobą na randkę?"

michael postawił kawę na spodku, wcześniej odchylając się do tyłu na krześle i krzyżując nogi, które mieściły się między nogami luke'a w przeciwległym końcu, "na szczęście nie."

"na szczęście?" luke spytał, przejechanie nogi michaela po jego kostce wprawiło go nieco w lepszy nastrój.

"no, wtedy byłem trzynastolatkiem i myślałem, że dziewczyny były najlepszą rzeczą na świecie, kiedy przynajmniej ona definitywnie nie była."

luke zaśmiał się z jego komentarza, który spowodowało, że kąciki ust michaela uniosły się do góry, "więc, dawaj luke." zaczął. "powiedz mi historie ze związku z twojego życia."

luke przełknął swoją kawę i zakaszlał niezręcznie, "więc, pewnego razu ja i mój uh- ex chłopak byli-"

"och, jesteś..?" michael przerwał.

"tak." luke zatwierdził, "czy to problem?" 

"nie, w żadnym razie." michael uśmiechnął się.

"tak czy siak, poszliśmy zobaczyć musical -ponieważ on naprawdę się tym interesował- i w pewnym momencie w tłumie on złapał moją rękę, ponieważ tam było całkiem tłoczno i w pewnym momencie starsza pani uderzyła nasze złączone dłonie swoją portmonetką, a jej wnuczek zrobił to samo, ale torbą haribo."

"och mój boże, torbą haribo?"

"tangfastics*, będąc dokładnym." luke przytaknął.

"nigdy nie myślałem, że dożyłbym dnia, gdzie ktoś był uderzony torbą haribo za trzymanie ręki swojego chłopaka. co za kutas." michael powiedział cicho.

"miał jakoś siedem lat, michael, co on może wiedzieć?"

"wiem, ale wciąż, jego babcia powinna bardziej wiedzieć."

"michael, jest dobrze, okay?"

"okay." michael przytaknął, zamykając wzrok na luke'u.

"uh, ludzie." lex przerwała, "jest pora lunchu i nie mogę prowadzić tego miejsca sama."

"oh!" luke przypomniał sobie "powinienem pracować." powiedział, wstając.

"tak, powinieneś, robi się tłoczno tutaj-"

"mógłbym pomóc?" michael dołączył.

"um-"

"dawaj" błagał "nie mam nic innego do zrobienia dzisiaj, możesz zrobić to z pomocą." 

gdy mówił, chłopakowi udało się skoczyć na zaplecze i wziąć dodatkowy fartuch, który miał tabliczkę, rzucając go w michaela.

"więc, patrice," odwołał się do tabliczki z imieniem, "witam w świecie najnudniejszej pracy."

-

*- jest to jakiś rodzaj tych żelek. 



caffeine • muke PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz