Odcięli ucho mojemu kotkowi!

533 67 5
                                    


TAK! Mam już 1K odsłon! ^^ Baardzo dziękuję :***

___________

 

  Co ja zrobiłem. Muszę wam opowiedzieć, jak to się stało, że w moim domu znów zagościł Deadpool. Więc zaczęło się od tego, że zastanawiałem się na głos dlaczego to zawsze ja mam najwięcej kłopotów i z mojej szafy wyleciał nie kto inny jak ten facet w czerwonym kostiumie. Prawie zawału dostałem, gdy wyskoczył z krzykiem i zaczął skakać po pokoju. Głosik w mojej głowie krzyczał: NIEEEE, ZABIJ GO! ZABIJ! I chętnie bym się go posłuchał. Na szczęście Deadpool nie był ubrany w strój wielkiej chimichangi.

  - Loki wiesz, że w twojej szafie jest przejście do Narnii? – Spytał, trzymając w dłoni bazookę.

 - Ach tak? Po co ci w Narnii ta broń? Zgaduję, że już w tej krainie żadnej istoty żyjącej nie ma.

  Deadpool uśmiechnął się pod nosem (znaczy nie wiem czy to zrobił, ale tak wyglądało) i położył się na moim łóżku. Usłyszałem dzwonek do drzwi i nie był to na pewno Thor, bo mówił, iż wróci z randki dopiero po dziesiątej. A jak już miałby szybciej wrócić to pewnie zrobił coś dziwnego i babka z nim zerwała, jednak to jest i tak mało prawdopodobne, bo poszedłby się wypłakać przy piwie. Mężczyzna w stroju zerwał się z łóżka i podbiegł do drzwi.

  - Ile można czekać? W końcu przyszło!

  Wszedł ponownie do mojego pokoju, lecz miał przy sobie wielką pizzę. Czyżby chimichangi mu się znudziły? Podwinął trochę maskę, by dało się zjeść kawałek, ale bez pokazywania twarzy. Podsunął mi pod nos karton z jedzeniem, jednak nie miałem ochoty jeść.

  - Znudziły ci się te twoje burrito? – Warknąłem na niego, gdy moja wściekłość sięgała zenitu.

  - No coś ty! To jest specjalna pizza na zamówienie z chimichangami! Mój boże jakie to pyszne, musisz spróbować!

  Westchnąłem i wyrzuciłem pudełko do kosza. Deadpool spojrzał na mnie z wściekłością i wydał z siebie coś podobnego do ryku. Wywróciłem oczami i oparłem się o ścianę, z daleka od tego faceta, który powoli wyciągał z kosza na śmieci pizzę.

  - Najpierw chimichangi, potem mandarynki, a teraz pizza? Co jeszcze przyniesiecie do mojego domu?

  Ten nie odpowiedział, wyciągnął karton i dalej jadł. Czułem się jak zwykle strasznie niekomfortowo. Niech on mnie w końcu zostawi mnie w spokoju!

  - To jak jest z tą waszą maszyną do zniszczenia Gotham i tak dalej? – Zagaił.

  - Skąd ty to wiesz?

 Nastała chwilowa cisza, bo facet zastanawiał się jak mi to wszystko wyjaśnić. Patrzył na mnie dziwnie i w końcu nie myśląc palnął jakąś bzdurę:

  - Ponieważ jestem Deadpoolem. Mogę wszystko – Spojrzałem na niego głupio, a on zaczął opowiadać. – Po prostu chciałem dowiedzieć się więcej o klejnocie nieskończoności i siedziałem w Narnii. Tak, do teraz. Byłem tam aż dwa dni.

  - Jak załatwiałeś swoje potrzeby w szafie? – No co? Naprawdę mnie to obchodziło! A jeśli nasikał mi do szczęśliwego płaszcza?

  - Eee... Będziesz musiał tam posprzątać. Powiem tak – miałem biegunkę po tortilli.

  Zrobiło mi się nie dobrze, ale się powstrzymałem. Biedny mój Lögnaren właśnie wszedł do pokoju. Nie zdążyłem zareagować, Deadpool krzyknął coś w stylu „Och, jaki słodki koteczek!" i pchlarz już nie miał jednego ucha. Nie zapomnę mu tego. Może nienawidzę tej kupy futra, ale bardzo się polubiliśmy! Umówiliśmy się, że on nie będzie mi wchodził do pokoju, a ja za godzinę będę mu dawał puszkę tuńczyka. Sądzę, że to dobry układ.

  Nie musiałem rzucać się na Deadpoola z moją laską, bo Lögnaren zrobił to za mnie i podrapał go swoimi pazurami (wiedziałem, że dobrze zrobiłem nie obcinając mu pazurków!) aż do krwi. Ten się jakoś tym nie przejął i pokazał biednemu kiciusiowi środkowy palec. Maluszek krwawił i słychać było to okropne miauczenie oznaczające ból ucha. Przytuliłem go i nie wytrzymałem, gdy ten potwór zaczął się śmiać. Wziąłem nóż, który zostawił na podłodze Deadpool. Broń była jeszcze od krwi Lögnarena. Wycelowałem w niego i rzuciłem prosto w krtań. Nie znam się na tym i nie wiem czy mu się coś przez to stanie, ale chociaż coś. Słyszałem, że ten najemnik jest nieśmiertelny i nie da się go zabić, bo ciągle się będzie regenerować. Znaczy nie wiem o nim wszystkiego jak jakaś napalona fanka One Direction, ja tylko czytałem to na jakiejś stronie o super bohaterach!

  - O cholera! Co ty robisz?- Krzyczał na kota rozdrażniony.

  Warknąłem, aby stąd wyszedł tylko, że trochę wulgarniej skonstruowałem tą wypowiedź. Sam wziąłem kota do klatki i poszedłem do weterynarza nie czekając aż ten wyskoczy przez okno piszcząc jak dziewczynka. Nie mam za daleko do kliniki i doszedłem po pięciu minutach. Wszyscy mówili, że jakie to słodkie i co mogło się stać temu kiciusiowi. Lögnaren patrzył na nich spode łba i próbował powstrzymywać się od syczenia na klientów siedzących ze swoimi pupilami w kolejce. Usłyszałem, jak ktoś mówi, że to na pewno ja odciąłem mu ucho, bo podejrzanie wyglądam i widział podobnie wyglądającego faceta, który był mordercą swoich zwierzątek. Jak ja nie lubię tych głupich, śmiertelnych pomiotów.

  Nic ciekawego się tu nie działo dopóki nie wszedłem do weterynarza. Mężczyzna spojrzał na Lögnarena i zaczął go badać. Wpierw nic nie mówił, ale potem nie udało mu ukryć się zdziwienia. Coś się stało i nie sądzę, aby była to dobra wiadomość. Pewnie jest chory psychicznie, od Deadpoola się zaraził, biedaczek.

  - Powiadasz, że kiedy urwał sobie ucho? Dzisiaj?

  Potaknąłem z dziwnym uczuciem niepewności. Ej, przecież Loki nie może być niepewny! Uspokój się! Przejmujesz się małym kotem, którego dostałeś od znienawidzonego wroga?!

  - Widzi pan? – Wskazał dziurę, która nie wyglądała najładniej. Dziwne, bo minęło tylko kilka minut, a już pojawiła się ropa. – Rana nie wygląda na zrobioną kilka godzin temu. Najwyżej ucho został odcięte tydzień temu.

  Pierwsze co mi przyszło do głowy? Czyżby kot Freji był magiczny? A miałem nadzieję, że jest najnormalniejszym w świecie kotem. Tylko, że to kot tej wiedźmy, on nie może być normalny. Czyli co, teraz jest nieśmiertelny? Nie wiem czy się śmiać, czy płakać. Po dokładnym obejrzeniu zwierzaka facet wyleciał z pokoju i zaczął krzyczeć, że mam magicznego kotka. Już nigdy więcej nie przyjdę do tego gościa, który nawet nie powiedział mi jakich lekarstw użyć na uchu.

  I od tego feralnego dnia ludzie zaczęli czcić Lögnarena. Na serio, tworzyli dla niego świątynie i nazwali go bogiem-kotem, który kłamie, bo sprawdzili w tłumacz Google co oznacza jego imię. Wymyślali o nim rozmaite legendy. Niektóre mi się podobały, na przykład, że to jest potomek Lokiego, czyli mnie, jednak kto wierzy w kota, który ratuje świat przed wielkim psem z laserami w oczach? Na serio, straciłem wiarę w ludzkość.



LokkerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz