Rozdział 3

1.7K 126 6
                                    

Przez kilka godzin siedziałyśmy jeszcze w łazience, rozmawiając ze sobą. Nawet Adrienne z czasem zaczęła się odzywać bez rzucania w moją stronę co chwilę wrednych komentarzy. Dowiedziałam się, że wczoraj właściwie rodzina nic o sobie nie powiedziała. Wiadome jest jedynie, że na nazwisko mają Styles.

Gemma Styles, podoba mi się.

Kilka minut przed jedenastą dziewczyny zeszły już na dół, a ja wróciłam jeszcze na chwilę do swojego pokoju, żeby włożyć do kieszeni moich spodni mały srebrny łańcuszek z kwadratową zawieszką i jakimiś literami oraz cyframi wygrawerowanymi na nim. Moją jedyną pamiątkę po rodzicach.

Usiadłam na materacu i obróciłam w palcach malutki przedmiot, a potem zacisnęłam mocno go w dłoni, czując jak kanciasty metal wbija mi się w skórę. Wzięłam jeden głęboki oddech, po czym wsunęłam medalik do spodni i opuściłam pokój, jak zwykle kilka minut spóźniona.

Gdy weszłam do sali, w której wczoraj poznałam Stylesów, krzesła były uprzątnięte i poustawiane w rogu pokoju, a na środku zamiast ich postawili duże, zielone kanapy. Na jednej z nich siedziała Natalie i Adrienne, a na drugiej małżeństwo Styles. Nigdzie nie widziałam chłopaka z wczoraj, co nie powiem, nawet mnie ucieszyło.

Wykorzystując to, że wślizgnęłam się do pokoju niezauważalnie, stanęłam w rogu sali i przysłuchiwałam się, jak małżonkowie rozmawiają z dziewczynami, nadal starając się więcej dowiedzieć o nich niż powiedzieć o sobie. Po kilku minutach takiego stania, poczułam czyjąś obecność obok siebie. Przestraszona, że może być to pani Isabelle, odwróciłam się z przygotowanymi przeprosinami, jednak zamiast zobaczyć moją opiekunkę, moja twarz spotkała się z czyjąś klatką piersiową. Szybko odepchnęłam się od niej rękami i próbowałam się odsunąć, jednak potknęłam się o dywan i zanim runęłam na ziemie, poczułam, jak silne ramiona łapią mnie w pasie i unoszą do pionu. Czułam jak wstyd oblewa moje ciało i kiedy w końcu odważyłam się spojrzeć do góry, ujrzałam zielone tęczówki.

- Wszystko dobrze? - usłyszałam, jednak nie mogłam się na niczym skupić przez dwie duże dłonie nadal tkwiące na moich biodrach.

- Ta... Tak - odpowiedziałam cicho i zrobiłam krok do tyłu, przez co musiał zabrać swoje ręce od mojego ciała. - Łapska trzymaj przy sobie. - Cicho warknęłam i rozbawiłam tym samym chłopaka. Kiedy w końcu przestał się śmiać, poprawił ręką swoje loki i uśmiechnął się do mnie.

- Jestem Harry.

- Gemma - odszepnęłam.

Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie, po czym ruszyłam pewnym siebie krokiem w stronę kanap. Szczęśliwie nikt nie dostrzegł mojego krótkiego i trochę niezręcznego spotkania z Harrym, za co byłam naprawdę wdzięczna. Usiadłam obok Natalie i wpuściłam z ust ciche „dzień dobry".

- Cześć, Gemma - uśmiechnęła się do mnie ciepło kobieta siedząca dokładnie na przeciwko mnie. Dzisiaj miała na sobie białą koszulę, ciemnobrązowe spodnie i włosy upięte w koński ogon. Pomiędzy jej obojczykami znajdował się dosyć dużych rozmiarów naszyjnik zakończony ciemnozielonym kamieniem. Wyglądała olśniewająco, a duży uśmiech na ustach jedynie dodawał jej uroku. - Miło cię znowu widzieć. Wczoraj nie zdążyłyśmy się sobie przedstawiać. Jestem Anne, a to mój mąż - Robin.

Przeniosłam wzrok na wysokiego i dobrze zbudowanego mężczyznę. Siedział dość sztywno i wpatrywał się we mnie surowym spojrzeniem. Poczułam się przez to od razu bardziej niekomfortowo i niezręcznie niż dotychczas przez co zaczęłam się wiercić na siedzeniu.

- Miło pana poznać - burknęłam i spuściłam wzrok. Nie otrzymałam do niego odpowiedzi, co jakoś specjalnie mnie nie zaskoczyło. Dokładnie w tym samym momencie na kanapie obok rodziców usiadł Harry i przeprosił za spóźnienie.

- No dobrze - Anne wypuściła powietrze z ust ze świstem, po czym posłała wszystkim jeszcze jeden ciepły uśmiech. - Chcielibyśmy teraz porozmawiać z każdą z was z osobna. Adrienne, Gemma, mogłybyście być tak miłe i poczekać kilka minut na zewnątrz?

Pokiwałyśmy twierdząco głową i wyszłyśmy z pomieszczenia. Czarnowłosa dziewczyna westchnęła, zamknęła oczy i osunęła się po ścianie.

- Wszystko dobrze? - szepnęłam i usiadłam obok niej.

- Tak - mruknęła. - Chyba po prostu się denerwuję. Ten facet...

- Robin? - podsunęłam.

- Tak. Jest strasznie sztywny i...

- Onieśmielający? - znowu dodałam, na co zmierzyła mnie ostrym spojrzeniem.

- Dokładnie - jęknęła. - Jak można być takim gburem?

- Ty akurat nie jesteś dobra osobą, żeby się o to pytać - parsknęłam, podnosząc się. Myślałam, że dziewczyna odpowie mi równie wrednym komentarzem, jednak ona, ku mojemu zaskoczeniu, zaśmiała się i wyciągnęła rękę, żebym pomogła jej wstać.

- Fakt - odpowiedziała, jak była już na nogach. - Masz szklankę? - spojrzałam na nią jak na idiotkę.

- Nie - zmarszczyłam brwi. - Po co ci ona?

Adrienne jedynie przewróciła oczami i przyłożyła ucho do drzwi.

- Co ty robisz? - zadałam kolejne pytanie, nie mogąc powstrzymać ciekawości.

- Jak to „co"? - warknęła. - Eliminuje konkurencję. Dowiem się, jakie zadają pytania, więc przygotuję sobie odpowiedzi. Muszą być lepsze od tych, co powie Natalie.

Westchnęłam na jej poczynania i ponownie usiadłam na ziemi, chowając głowę w kolanach. Ta dziewczyna mnie przerażała.

Po kilku minutach wyszła Natalie i Adrienne weszła do środka. Blondynka od razu poszła do biblioteki, mówiąc, że musi zrobić jakiś zaległy projekt na historię, przez co zostałam sama w tym pustym, zimnym holu. Nie wiedziałam ile minut minęło zanim drzwi ponownie się otworzyły i Adrienne poinformowała mnie, że chcą teraz rozmawiać ze mną.

Niepewnie przekroczyłam próg i usiadłam na sofie przed rodziną. Czułam się jakbym zdawała egzamin ustny, a miałam po prostu opowiedzieć kilka słów o sobie. Uspokoiłam swój oddech i starałam się przestać skubać skórki wokół moich paznokci. Robin otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak szybko weszłam mu w zdanie.

- Czemu chcecie adoptować którąś z nas? - zadałam pytanie, które dręczyło mnie już od jakiegoś czasu. - Mamy już po siedemnaście lat, za kilka miesięcy będziemy się mogły po prostu wynieść z tego sierocińca. Nie lepiej zaadoptować dziecko w młodszym wieku i je wychować? - powiedziałam na wydechu, zaskakując tym całą trójkę siedzącą przede mną.

- Nie możemy mieć dzieci - przyznała cicho Anne. - Harry jest moim synem z poprzedniego małżeństwa. - wyjaśniła, kładąc uspokajająco dłoń na ręce Robina. - Mam czterdzieści osiem lat, Robin jest pięć lat starszy ode mnie. Jakbyśmy wzięli młodsze dziecko bylibyśmy dla niego bardziej dziadkami niż rodzicami. - zaśmiała się cicho. - A ja zawsze chciałam mieć córkę. - szepnęła i posłała mi jeden ze swoich cudownych uśmiechów. Prawdę mówiąc mogłabym uwierzyć w tą wersję, jednak coś mi w tym wszystkim nie pasowało. Miałam wrażenie jakby prawdziwa odpowiedź została przede mną utajona.


Mam nadzieję, że rozdział się spodobał :)

Bardzo przepraszam za tak długą przerwę, ale miałam naprawdę... intensywny tydzień

Nie zapomnijcie o daniu gwiazdki kochani!

Orphanage ◆ h.s Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz