Na zewnątrz było już ciemno i zimniej niż rano. Nawet z nieba padał śnieg, osiadając na moich długich włosach. Pamiętam jak w domu dziecka lubiłam wychodzić na balkon i oglądać te spadające, białe płatki oraz łapać je na opuszki moich palców i patrzeć, jak szybko się roztapiają, pozostawiając po sobie jedynie niewielką kropelkę wody. Zawsze wydawało mi się, że płatki śniegu są metaforą dla ludzi. Każdy na początku jest kimś wyjątkowym, każdy jest inny, ale przy tym samotny, a jego żywot jest krótki, w końcu już po kilku sekundach staje się nikim, staje się kropelką wody, która spływa do ziemi z tysiącami innych, takich samych kropel, znikając na zawsze i nie pozostawiając pamięci po sobie na tym ogromnym świecie.
Wyciągnęłam dłoń z przydługiego rękawa i złapałam jeden śnieżny płatek na palec wskazujący. Patrzyłam jak momentalnie się roztapia i spływa w postaci wody po mojej skórze, a następnie skapuje na żwirową drogę. Ironiczne było, jak bardzo byłam podobna do tej żałosnej kropli wody, a jak niewiele miałam wspólnego z delikatnym i pięknym, śnieżnobiałym płatkiem, który z gracją wirował po niebie. Mimo, że nie chciałam o tym myśleć, do mojej głowy wdarła się Samantha. Ona była takim płatkiem - zawsze prześliczna, kochana przez wszystkich i dobra.
Zamknęłam oczy i wytarłam spod nich łzy, starając się jednocześnie pozbyć zazdrości, która rosła w moim żołądku, jednak nie mogłam nic poradzić na to, że chciałam być chociażby w połowie tak idealna, jak Samantha była.
Jak tylko przypomniałam sobie o tej ładnej blondyneczce, od razu powiodłam palcami do mojej szyi i nacisnęłam mojego bolącego siniaka. Byłam pewna, że Sam nigdy by nie zrobiła czegoś takiego z chłopakiem swojej przyjaciółki. Byłam pewna, że nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego ze swoim... bratem. Na tą myśl głośno przełknęłam ślinę i odwróciłam się w stronę cukierni. Przez szybę widziałam jak Harry i ten blondyn się kłócą oraz jak zmartwiona staruszka kręci głową na boki. Westchnęłam cicho i poszłam na tył piekarni, gdzie zauważyłam przy ścianie małą ławkę, na której po chwili usiadłam. Po raz kolejny osuszyłam policzki za pomocą rękawa i pociągnęłam nosem. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak to wszystko się potoczyło. Myślałam, że ten kemping będzie miłą wycieczką, a nie czymś tak nieprzyjemnym.
- Tutaj jesteś - usłyszałam głos Harrego, jednak nie odpowiedziałam mu. - Ja... - zaczął, ale po chwili zamilkł i po prostu usiadł koło mnie.
- Nie musiałeś tego robić - szepnęłam po dłuższej chwili ciszy.
- Czego? - jego wzrok wlepiony był w dal, a ręce schowane do ciasnych kiszeni w jego obcisłych spodniach.
- Tego wszystkiego, Harry - westchnęłam. - Chciałam się tylko przywitać.
- Jak już mówiłem, to frajerzy, Gemma, serio - oparł głowę o ścianę i przymknął powieki.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Znam ich ze szkoły - odparł krótko.
- No i co z tego? Dla ciebie wszyscy są frajerami poza tobą, oczywiście - przewróciłam oczami. - Sama mogę sobie dobierać towarzystwo.
- Nie ich. I przestań mnie denerwować - chociaż oczy nadal miał zamknięte i wyglądał całkiem spokojnie, słowa te wycedził przez zęby.
- Widzisz?! Znowu zaczynasz! - nie wytrzymałam i podniosłam się z ławki. - Zimno mi jest. Wracam do środka. - burknęłam i skierowałam się do drzwi frontowych.
- Poczekaj - powiedział i po chwili znalazł się przy mnie. Położył delikatnie dłoń na moim biodrze, przez co moje całe ciało się spięło, a siniak, który pozostawił na mojej szyi, zaczął dziwnie pulsować. - Ja... powiedziałam dzisiaj kilka słów za dużo i rozumiem, że możesz być zła, ale oni na prawdę nie są dla ciebie dobrym towarzystwem, Gemma. - zamilkł na chwilę, chwycił moją brodę i zmusił do spojrzenia w swoje oczy. - Proszę cię.
Jego tęczówka miała przepiękny kolor głębokiej zieleni ze złotymi cętkami wokół źrenicy, a mnie ponownie dopadły przypuszczenia, że może to być jedynie zasługa soczewek kontaktowych.
- No dobrze - szepnęłam w odpowiedzi i odsunęłam się od niego. - W porządku. - dodałam jeszcze raz, aby zapewnić chłopaka.
- Okej - uśmiechnął się delikatnie. - Idę się odlać, a ty wracaj do środka. Ich już nie ma, zadbałem o to.
Przewróciłam oczami na jego zarozumiały i stanowczy ton, po czym weszłam do środka piekarni. Rzeczywiście chłopaki zniknęli, z resztą tak samo jak starsza kobieta. Będąc tutaj sama, czułam się trochę nieswojo. Zajęłam miejsce przy stoliku, gdzie stała moja niedopita herbata i wzięłam jej łyka. Do spodu kubka przyczepiła się serwetka, którą sprawnie oderwałam i odłożyłam obok. Dopiero po chwili zobaczyłam, że jest zakreślona zielonym tuszem, tym samym kolorem, którego używał blondyn.
Z zainteresowaniem podniosłam ją i odwróciłam na drugą stronę. Przez trochę napoju, który musiał wycieknąć z kubka, tekst był niezbyt wyraźny, ale szczęśliwie dało się go odczytać. Wytężyłam mocniej wzrok i śledząc paznokciem litery, odczytałam:
„Zadzwoń do mnie dzisiaj wieczorem, kiedy będziesz sama."
Na dole znajdywał się jego numer telefonu. Moje serce od razu przyśpieszyło, a po nosie pociekła kropelka potu. Nagle trzasnęły drzwi wejściowe, a do stolika zbliżał się Harry. Obiecałam mu, że nie będę się z nimi zadawać, ale zanim zdałam sobie z tego sprawę, serwetka powędrowała do kieszeni moich spodni.
- Wszystko dobrze? Wyglądasz na zdenerwowaną - zapytał się, siadając na krześle obok.
- Tak, po prostu jest tu strasznie ciepło w porównaniu z tym, jak było na zewnątrz - odparłam szybko i wcisnęłam zbłąkanego loka za moje ucho.
- Wydaję mi się, że Anne i Robin już idą. Chyba ich słyszałem w oddali - oznajmił, wiercąc się na swoim siedzeniu. Pokiwałam mu w odpowiedzi głową. Kiedy brunet patrzył się na mnie, miałam wrażenie, że serwetka, którą upchnęłam do kieszeni, mnie parzy. Wydawało mi się, że chłopak wie, że go oszukuję i zaraz zacznie na mnie krzyczeć. - Na pewno wszystko w porządku?
- Tak - uśmiechnęłam się słabo, po czym wlepiłam wzrok w kawałek pomarańczy, która znajdowała się na dnie mojego kubka. - Na pewno.
hej wszystkim! jak się podobał rozdział? napiszcie w komentarzu, co o nim sądzicie, proszę :) a kolejny będzie niebawem, bo już go prawie skończyłam :)
ah no i nie zapomnijcie o daniu gwiazdki!
CZYTASZ
Orphanage ◆ h.s
FanfictionOpowieść o zamkniętej w sobie dziewczynie, która od najmłodszych lat mieszka w sierocińcu. Dopiero kilka miesięcy przed ukończeniem pełnoletności zostaje adoptowana przez małżeństwo o nazwisku Styles. Gemma myśli, że los się w końcu do niej uśmiechn...