Rozdział 4

1.6K 118 8
                                    

Przez chwilę w pokoju panowała całkowita cisza, po czym Robin postukał palcami o swoje kolano i z uwagą przesunął wzrokiem po mojej twarzy.

- Mówiłaś, że interesujesz się sztuką? - zapytał się mnie, marszcząc przy tym brwi. - Może chcesz pokazać nam swoje prace?

- Wolałabym nie - odparłam szybko. - Traktuję to bardzo prywatnie.

Kiedy tylko udzieliłam odpowiedzi z ust mężczyzny wydobyło się długie westchnięcie. Widziałam jak Anne mocniej ściska jego dłoń, żeby zapewne uspokoić jego nerwy. Harry za to wydawał się być bardzo rozbawiony tą całą sytuacją, co tylko podsycało niezręczność panującą między nami.

- W takim razie, Gemma - mężczyzna wziął głęboki wdech i delikatnie się do mnie uśmiechnął. - Co mogłabyś nam o sobie powiedzieć? Chcielibyśmy cię lepiej poznać.

- Nie jestem zbyt interesującą osobą - wyrzuciłam z siebie, a chwilę później miałam ochotę uderzyć się w swoją własną głowę. Zdałam sobie sprawę, że właśnie rujnowałam prawdopodobnie moją jedyną szansę na zdobycie rodziny. - Chociaż... - zmarszczyłam brwi, próbując szybko coś wymyślić i nie wyjść na kompletną idiotkę, jednak nic nie chciało mi przyjść do głowy. Westchnęłam głośno. - Właściwie to nie mam pojęcia, co mogłabym powiedzieć. - wyznałam. - Każdy dzień tutaj odbywa się tak samo. Wstaję, idę na apel, potem na śniadanie, na lekcje... - zacisnęłam wargi, przerywając mój bezsensowny tok słów. Przymknęłam oczy i ponowie otworzyłam buzię. - W wolnych chwilach czas spędzam w pracowni artystycznej malując coś albo w bibliotece, gdzie czytam książki. - ze stresu zaczęłam skubać nitki, które wystawały z moich podartych na kolanach spodni. - Tak na prawdę to nawet nie lubię czytać. - zaśmiałam się trochę żałośnie. - Raz w tygodniu pozwalają nam skorzystać z komputera. Oglądam w tedy na nim zazwyczaj krajobrazy, pejzaże miast, które chciałabym odwiedzić. - przeniosłam wzrok
na moje stopy odziane jedynie w skarpetki, żeby ponownie umieścić spojrzenie na moich kolanach. Ostatnie co chciałam zrobić to spojrzeć w oczy komukolwiek z trójki siedzącej przede mną. - Nie cierpię koloru pomarańczowego, moim ulubionym filmem jest „Pamiętnik" i bardzo mnie inspiruje twórczość Edgara Allana Poe'a. Nawet jeśli nie lubię czytać. - parsknęłam i w końcu uniosłam wzrok, patrząc się jedynie na Robina. - To chyba wszystko. - szepnęłam.

- Cóż... - odchrząknął głośno mężczyzna. - Miło cię poznać, Gemma.

Po tych słowach podniosłam się z kanapy i wybiegłam na korytarz, chociaż spotkanie nie dobiegło jeszcze końca. Nie wiedziałam, co się ze mną stało, jednak jednego byłam pewna już w tedy - nie lubiłam się otwierać przed ludźmi. Było to dla mnie zbyt stresujące i kłopotliwe, a w dodatku miałam cały czas wrażenie, że ktoś z nich zacznie się ze mnie śmiać. Nie jestem interesującym człowiekiem, który jest warty poznania. Jestem jedynie zwyczajną dziewczyną, która nie ma pojęcia o świecie i rzeczach, które ją otaczają. Od zawsze byłam ograniczana, hańbiona i wyśmiewana, co nauczyło mnie, że dopóki trzymam się na uboczu, nikt nie ma do mnie o nic pretensji. Mogę sobie spokojnie przeżywać każdy dzień z kolei, nie narażając się na problemy i przykrości. Bycie w centrum uwagi było kompletnym przeciwieństwem tego, co lubiłam robić. Ja wolałam siedzieć skulona gdzieś w rogu mojego małego pokoiku ze szkicownikiem i ołówkiem w ręce. I to wcale nie chodziło o to, że byłam nieśmiałą, wystraszoną dziewczynką, bo wcale tak nie było. Nie dawałam sobą rozporządzać, miotać, czy siebie obrażać, a do tego umiałam postawić na swoim. Jednak w głębi byłam niezwykle wrażliwa i za bardzo wszystko brałam do siebie.

Westchnęłam, zamykając drzwi od swojego pokoju. Wiedziałam, że przez moje zachowanie ta rodzina mnie nie wybierze i  w pewnym sensie czułam przez to ulgę - nie będę miała czym się stresować. Oni powinni wybrać kogoś takiego jak Natalie, wiecznie radosną osóbkę, przepełnioną wigorem i z głową pełną pomysłów. Ja się po prostu nie nadawałam do stworzenia rodziny.

Wieczorem zajrzała do mnie pani Isabelle, informując, że powinnam zejść na kolację. W jękiem wstałam z łóżka i opuściłam pokój, idąc samotnie przez korytarz i plaskając gołymi stopami o posadzkę. Kiedy przechodziłam koło pokoju, w którym do tej pory nigdy nie byłam, usłyszałam donośny głoś Harrego.

- Nie ma mowy - warknął. Ciekawość zawładnęła mną i nie mogąc się powstrzymać, przycisnęłam ucho do drewnianej powierzchni drzwi. - Już ci powiedziałem, ojcze, że tylko jedna dziewczyna wchodzi w grę. Ona albo żadna. Tylko ją... polubiłem.

- Harry, mów ciszej - powiedziała wyczerpanym głosem Anne. - Ja też ją polubiłam, Robin. Wydaje się być grzeczna i spokojna.

Mogłam sobie wyobrazić, jak Anne właśnie podchodzi do męża, łapie jego dłoń i masuje kciukiem jego kłykcie, jak to miała w zwyczaju.

- Daj jej szansę, Robin - zniżyła swój głos, przez co ledwo ją słyszałam. Przez dłuższą chwilę panowała całkowita cisza, po czym słychać było westchnięcie i jedno słowo, które, jak się potem okazało, zmieniło całe moje życie.

- Dobrze.


No i mamy 4 rozdział

Trochę krótszy niż zazwyczaj, ale dodaję z dnia na dzień, więc mam nadzieję, że tym to rekompensuję :)

Dajcie gwiazdkę, jeśli się spodobał!

Orphanage ◆ h.s Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz