Drogę pokonaliśmy idąc w ciszy. Kiedy dotarliśmy pod odpowiednie drzwi, Robin i Anne czekali na nas przed nimi.
- Dałaś radę wszystko spakować? - zapytała się mnie kobieta. Pokiwałam twierdząco głową. - Okej, w takim razie możemy już iść do samochodu.
Przeszliśmy przed długi korytarz, który prowadził do głównego wejścia do budynku. Zacisnęłam dłoń na żelaznej klamce i z całej siły popchnęłam ogromne drzwi. Ustąpiły one z głośnym skrzypnięciem. Wzięłam głęboki wdech. Zdawałam sobie sprawę, że to będzie dopiero drugi raz w całym moim życiu, kiedy wyjdę na dwór. Co prawda mieliśmy tutaj balkony, jednak oglądanie drzew i innych cudów natury z drugiego piętra to nie to samo, co możliwość dotknięcia i zbadania ich struktury.
Starałam się powstrzymywać moją ekscytację, kiedy szliśmy po wąskim chodniku w stronę parkingu, na którym stał jedynie czarny mercedes. Kiedy doszliśmy do samochodu, Robin otworzył mi tylne drzwi i wpuścił do środka. Miejsce koło mnie zajął Harry. Za poleceniem Anne chwyciłam pas i wpięłam go w małe pudełeczko przy moim prawym boku. Chłopak cały czas mi się przypatrywał, co tylko jeszcze bardziej mnie onieśmielało i krępowało moje ruchy.
Robin odpalił silnik i ruszył z piskiem opon. Przez chwilę w aucie panowała całkowita cisza, jednak po pewnym czasie przerwała ją Anne.
- Mieszkamy w Holmes Chapel - odwróciła się do mnie przodem i posłała uśmiech. - To około trzy godziny drogi od Londynu. Jest to piękne miasteczko, spodoba ci się.
Otworzyłam buzię, żeby udzielić odpowiedzi, ale nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Szczęśliwie głos Robina wybawił mnie.
- Przygotowaliśmy ci pokój - oznajmił. - I kupiliśmy podstawowe rzeczy, ale wydaję mi się, że i tak będziesz musiała pojechać na zakupy z Anne.
- Zdecydowanie! - kobieta klasnęła w ręce, jednocześnie podskakując na siedzeniu przez co wygladała jakby miała najwyżej dwadzieścia lat, nie prawie pięćdziesiąt. - Teraz są ferie, a szkoła zaczyna się dopiero za dwa tygodnie, więc mamy sporo czasu! Do tego myślałam, że możemy gdzieś pojechać. Robin?
- Tak, to dobry pomysł - uśmiechnął się do żony, kładąc dłoń na jej kolanie. Ten mężczyzna z pozoru wydawał się być surowy i bezuczuciowy, jednak widać było, że bardzo kochał Anne, co potwierdzały te wszystkie drobne gesty.
- Ja nie mam czasu - burknął od razu Harry, pierwszy raz odzywając się odkąd wsiedliśmy do samochodu.
- Harry - głos Robina był poważny i zdecydowany. - Bez dyskusji. Nie chcę nawet słyszeć o twoich planach z tym plebsem.
- To są moi znajomi i wolę ich towarzystwo od was - warknął, przez co moje całe ciało się spięło.
- Porozmawiamy o tym pózniej - odparła cicho Anne.
Przylepiłam opuszki placów do szyby i oparłam o nią czoło. Wokół drogi rozciągało się pasmo bezlistnych drzew, a żwir po którym jechaliśmy trzeszczał pod kołami auta. Na dworze było zimno i gdyby nie ogrzewanie w samochodzie, na pewno bym zamarzła ubrana tylko w podkoszulek.
Oderwałam się od szyby i spojrzałam na Harrego, nadal nie mogąc uwierzyć, że jesteśmy teraz tak jakby rodzeństwem. Chłopak oparł łokieć o okno, a na dłoni ułożył swoją głowę i przymknął oczy. Jego brązowe loki opadły mu na czoło, a z kącika ust wyciekało trochę śliny i wyglądał przez to nie jak siedemnastoletni, zbuntowany nastolatek, tylko jak mały chłopczyk. I było to całkiem urocze.
- Możesz się przestać na mnie gapić? - wymamrotał, ocierając buzię. Szybko odwróciłam wzrok, jednak on samoistnie na niego powrócił, kiedy zauważyłam, że ściąga z siebie bluzę. Kiedy już to zrobił, mogłam dostrzec na jego rękach kilka tatuaży, których nie zauważyłam pierwszego dnia, gdy się poznaliśmy. Odpięłam pas i przesunęłam się na środkowe siedzenie, po czym chwyciłam jego dłoń w swoją i przejechałam powoli palcem po małym obrazku przedstawiającym kłódkę, znajdującym się zaraz pod nadgarstkiem. - Co ty robisz? - wyrwał swoją rękę.
CZYTASZ
Orphanage ◆ h.s
FanfictionOpowieść o zamkniętej w sobie dziewczynie, która od najmłodszych lat mieszka w sierocińcu. Dopiero kilka miesięcy przed ukończeniem pełnoletności zostaje adoptowana przez małżeństwo o nazwisku Styles. Gemma myśli, że los się w końcu do niej uśmiechn...