Długo płakałam, mocząc koszulkę bruneta. Chłopak na początku próbował mnie uspokajać, szeptał kojące słowa, jednak po pewnym czasie się poddał, widząc, że muszę dać upust swoim emocjom. Jedynie głaskał moje plecy i przeczesywał włosy palcami. Nie wiedziałam dokładnie, kiedy zasnęłam, nadal leżąc na klatce Harrego, który raczej także był bardzo zmęczony, gdyż kiedy rano się obudziłam, oboje znajdowaliśmy się w tej samej pozycji.
Przetarłam palcami opuchnięte od płaczu oczy i odkleiłam włosy od policzków. Próbowałam wstać, jednak ramiona chłopaka były mocno zaciśnięte na mojej talii i uniemożliwiały mi to. Po całym wczorajszym wydarzeniu jedyne, co chciałam robić, to go unikać. Ponownie. Nie powinnam się aż tak otwierać i pokazywać innym moje uczucia, to jaka jestem słaba i wrażliwa. Po prostu nie lubiłam tego, a wczoraj straciłam kontrolę nad sobą i dałam się ponieść swoim emocjom, co było zdecydowanie błędem.
Harry poruszył się pode mną, a ja spanikowałam. Spróbowałam jeszcze raz wysunąć się z jego objęć, ale znowu mi się to nie udało.
- Chyba zdrętwiała mi ręka - usłyszałam. Głos Harrego o poranku był mocniej zachrypnięty niż zwykle, co sprawiało, że na rękach zaczynała formować mi się gęsia skórka.
Harry oparł się na łokciu, a następnie przeszedł nade mną i objął mnie drugim ramieniem, mrucząc cicho.
- Um, chyba musimy wstawać - powiedziałam niepewnie, czując się trochę niezręcznie trwając w tym uścisku.
- Jeszcze nie teraz - jęknął. - I dlaczego do cholery tu jest tak jasno?!
Wczoraj nikt nie zasłonił okiennic i teraz słońce świeciło nam prosto w oczy. Brunet chwycił poduszkę i położył ją sobie na głowie, zasłaniając się przed oślepiającym blaskiem. Zdecydowanie mogłam stwierdzić, że Harry nie był rannym ptaszkiem.
- Anne pewnie czeka już na nas ze śniadaniem - próbowałam go przekonać do zejścia z łóżka. Chłopak sięgnął po telefon, który zostawił wczoraj wieczorem na szafce nocnej i sprawdził godzinę.
- Jest ósma rano, pewnie jeszcze nie wstała - burknął, ponownie zakrywając sobie twarz poduszką.
- Harry, ja po prostu nie chce tutaj, no wiesz, tak leżeć - położyłam nacisk na przed ostatnie słowo, dają mu do zrozumienia, jak niekomfortowo się czułam w tamtym momencie.
- Wczoraj nie miałaś nic przeciwko - odpowiedział chłodno chłopak, wstając i poprawiając swoje loki, które sterczały w każdym możliwym kierunku.
- Wiem, ja po prostu...
- Nie ważne - syknął, przerywając mi. - Nie obchodzi mnie to.
Wyszedł z mojego pokoju, zatrzaskują za sobą drzwi, a ja z westchnieniem opadłam na poduszki. Harry cały czas był spięty i obrażał się o byle co, a mnie to naprawdę zaczynało wyprowadzać z równowagi. Idąc w ślady chłopaka, także wstałam z łóżka i wyciągnęłam z garderoby zwyczajne, poprzecierane dżinsy oraz kremowy sweter. Następnie udałam się do łazienki. Sprawnie się umyłam i zmieniłam ubranie, a potem wróciłam do pokoju. Usiadłam z powrotem na materacu, wyciągnęłam z szafki szkicownik i zaczęłam rysować siebie w ramionach Harrego, całą zapłakaną.
W ten sposób minęły mi kolejne cztery dni. Cały czas bazgrałam coś w moim zeszycie, unikałam Harrego oraz oglądałam wspólnie filmy z Anne. Robina prawie wcale nie widziałam, tak samo Samathy, więc z góry założyłam, że brunet jeszcze jej nie przeprosił. Pod koniec tygodnia, w sobotę, usiedliśmy wszyscy przy stole i zjedliśmy pierwszy raz wspólny, rodzinny posiłek. Anne zrobiła lasagne, która naprawdę mi bardzo smakowała. Mogłabym nawet powiedzieć, że ten wieczór był idealny, gdyby nie Harry, który nadal ze mną nie rozmawiał. Kiedy kończyliśmy jeść nasze porcje, Anne zaproponowała, żebyśmy się gdzieś wybrali na trzy dni, bo na tylko tyle urlopu Robin może sobie pozwolić. Ja oczywiście byłam bardzo podekscytowana, czego nie można było powiedzieć o brunecie.
CZYTASZ
Orphanage ◆ h.s
FanfictionOpowieść o zamkniętej w sobie dziewczynie, która od najmłodszych lat mieszka w sierocińcu. Dopiero kilka miesięcy przed ukończeniem pełnoletności zostaje adoptowana przez małżeństwo o nazwisku Styles. Gemma myśli, że los się w końcu do niej uśmiechn...