Rozdział 17

1.3K 90 10
                                    

- Ja... nie wiem, co powiedzieć - przyznałam, spuszczając wzrok na swoje buty. 

- Nie musisz nic mówić - westchnął chłopak. - Nie jestem dobry w tym, ale... mam wrażenie... - zamilkł na chwilę i przystanął, łapiąc mnie za ramiona i odwracając tak, że znajdywaliśmy się na przeciwko siebie. - Może ty tego nie widzisz, ale masz na mnie wpływ, Gemma. Na decyzje, które podejmuję. Spójrz tylko, gdzie jesteśmy. - parsknął, a na moich ustach pojawił się delikatny uśmiech. - Cholernie mnie denerwujesz przez większość czasu, jednak w tobie coś jest, co mnie zmienia. I nie podoba mi się to. 

- Co masz na myśli? - odsunęłam się od niego, zrzucając z ramion jego ręce. Moje wargi automatycznie powróciły do prostej linii. Nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji, a przynajmniej nie po tym, co przed chwilą mi powiedział.

- Dokładnie to, co mówię. Nie cierpię tego, jak się czuję, kiedy jestem obok ciebie. Jakby coś mnie zmuszało do mówienia, robienia czegoś innego niż chcę. Działasz na mnie jak wyrzuty sumienia, których nigdy nie miałem. I doprowadza mnie to do szału. 

- Teraz naprawdę nie mam pojęcia, co ci odpowiedzieć - parsknęłam cicho. - Przepraszam? 

- Nie bierz tego do siebie, Gemma, ale wiesz dobrze, że mam rację. Robisz to celowo? - chłopak zaczął podnosić głos, co przestało mi się podobać. Wiatr zawiał jeszcze mocniej, podrywając do góry liście i obsypując nas nimi, jednak oboje byliśmy zbyt skupieni na sobie, żeby przejmować się strząśnięciem ich z naszych ciał. 

- Harry, wyżywasz się na mnie tylko dlatego, bo sprawiłam, że przed chwilą się otworzyłeś! - krzyknęłam, nie mogąc opanować nerwów. - To nic złego powiedzieć czasami komuś coś bardziej osobistego! 

- Gem...

- Nie! - przerwałam mu, podchodząc do niego i wbijając mój palec wskazujący w jego mostek. - Mam tego dosyć! Kłócisz się ze mną zawsze o byle co i masz gorsze humorki niż niejedna kobieta w ciąży! Naprawdę ci współczuję za to, przez co musiałeś przechodzić w dzieciństwie, ale nie możesz mnie za to karać! Umiesz naprawdę perfekcyjnie zrujnować każdą miłą chwilę! - odeszłam kilka kroków od niego, kręcą z niedowierzania głową. 

- Widzisz?! - brunet również już krzyczał, nie starając się nawet o opanowanie tonu swojego głosu. - Nawet teraz starasz się na mnie wymusić przeprosiny swoimi idiotycznymi argumentami! I za nic cię nie karzę do cholery, tylko...

- Właśnie, że to robisz! Nie zmuszałam cię do niczego, a...

- Wiesz co? - podszedł do mnie bliżej i wyjął z moich włosów uschniętego liścia. 

- Nie przerywaj mi! - od razu odtrąciłam jego rękę i ponownie odsunęłam się od niego.

- To ty robisz mi to cały czas - warknął, upuszczając pomarańczowy liść na ziemię. - I cofam to. Nie jesteś i nigdy nie będziesz częścią mojego życia. Jesteś zwyczajną, obcą dziewczyną, która wtargnęła z butami do mojego domu, więc przestań się uważać za kogoś, kim nie jesteś! 

- Teraz próbujesz mnie po prostu zranić - wciągnęłam do płuc głośno powietrze, czując, jak przez nerwy zaczyna mi go ubywać. - Przestań, proszę. 

- Znowu się rozpłaczesz? - przewrócił oczami. - Masz siedemnaście lat. Nie zachowuj się jak mała dziewczynka, która beczy z byle powodu. Musimy sobie wyjaśnić kilka rzeczy, mała. 

Czułam jak wyparowują ze mnie wszystkie pozytywne emocje, które skumulowały się, kiedy chłopak zaczął się otwierać przede mną. I wiedziałam, że ta kłótnia jest po części z mojej winy. Może nie znałam Harrego bardzo dobrze, jednak zdawałam sobie sprawę, że nie lubił opowiadać o sobie, a ja na to za bardzo naciskałam, jednak nadal nie miał prawa mnie tak źle traktować.

- Zacznijmy od wyjaśnienia sobie, jakie relacje nas łączą. Moi rodzice chcieli mieć drugie, wyidealizowane dziecko, z którego będą mogli być dumni, więc teraz mają. Dzięki tobie. 

- Harry, ja nie chciałam, żebyś czuł się, jakbym próbowała zająć twoje miejsce. 

- To nie o to chodzi! Kurwa, Gemma! Mam wyjebane na Anne i Robina! Odkąd jesteś przestali się mnie tak czepiać i dziękuję ci za to! Naprawdę! Tamtym zdaniem chciałem ci wytłumaczyć, że byłaś ich marzeniem, nie moim! Dla mnie jesteś nikim, rozumiesz? Za rok się wyprowadzę i przestaniemy się nawet widywać. Nie-jesteś-moją-rodziną. - wycedził powili akcentując każde słowo. - Kiedy to w końcu do ciebie dotrze, co? 

- Nie możesz mówić, że jestem dla ciebie nikim. Nie po tym, jak mnie pocałowałeś! - krzyknęłam histerycznie, nie przemyślając dokładnie swoich słów. Harry jak tylko to usłyszał wybuchnął głośnym śmiechem. Oparł ręce na kolanach i próbował złapać powietrze, kiedy jednocześnie z jego ust wydobywał się ryk. Gdy w końcu się uspokoił, wyprostował się, uniósł wysoko głowę i pokręcił nią z politowaniem, patrząc się na mnie jak na kretynkę. 

- Naprawdę myślisz, że miało to dla mnie jakiekolwiek znaczenie? - rozciągnął swoje wargi w uśmiech. - Naprawdę wydaje ci się, że coś takiego w ogóle mnie obchodzi? Że obchodzisz mnie bardziej niż jakakolwiek inna dziwka, z którą zrobiłem o wiele więcej niż z tobą? A może wydaje ci się, że się w tobie podkochuję, Gemma? 

Powoli zbliżał się do mnie małymi krokami, a ja zaczęłam się do niego odsuwać, żeby odległość między nami się nie zmniejszyła. Jedyne czego chciałam to, żeby sobie poszedł jak najdalej ode mnie. To była jedyna rzecz, na której mi w tamtym momencie zależało. 

- Nie... oczywiście, że nie... - wymamrotałam. 

- Na pewno? Myślisz, że wybrałbym akurat ciebie ze wszystkich lasek, które umarłyby, żeby się móc ze mną spotykać? Chryste, wydawało ci się, że wolałbym być z tobą niż Samanthą? - ponownie zaczął się śmiać, a im dłużej to robił, tym bliżej byłam płaczu. Nigdy bym nie pomyślała, że Harry mógłby mnie kochać i zupełnie nie o to mi chodziło, kiedy wspomniałam o tamtym pocałunku, jednak sposób w jaki brunet ze mnie drwił, sprawiał, że czułam się jak nikt, jakbym była najgorszą osobą na świecie. 

- Możesz już przestać? - szepnęłam. Moje łydki dotknęły brzega małej, drewnianej ławki, na której szybko usiadłam, wiedząc, że w takiej pozycji będzie mi się łatwiej uspokoić. - Jedyne czego chciałam, to mieć brata. A ty... ty jesteś po prostu...

- No dalej, Gemma. Powiedz mi, jaki okropny jestem - zadrwił.

- Jesteś potworem, Harry - po raz kolejny wyszeptałam, spuszczając wzrok na swoje buty. Kiedy po krótkim czasie uniosłam go, obok mnie nie było już chłopaka. Zostawił mnie samą na nieznanej mi drodze pomiędzy ciemnym lasem i niekończącą się, dużą polaną. 


hej kochani! co sądzicie o takim rozdziale, jedynie z dialogami? napiszcie w komentarzach! 

jakbyście mieli jakieś pytania, to mój ask http://ask.fm/AsiaQc (dodałam go również w linku zewnętrznym jakby co)

nie zapomnijcie o daniu gwiazdki! 


Orphanage ◆ h.s Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz