Rozdział 5

1.7K 141 5
                                    

Tego samego dnia po kolacji pani Isabelle powiedziała mi, że jutro ktoś śniadanie przyniesie mi do pokoju rano, a ja muszę wstać dopiero o dziesiątej i przyjść do jej gabinetu. Byłam z tego powodu bardzo zadowolona, choć prawdę mówiąc i tak się nie wyspałam. Całą noc męczyła mnie myśl o tym, o kim rozmawiała wczoraj wieczorem rodzina Stylesów. Rano, kiedy się obudziłam, na moim biurku leżał ku mojemu zaskoczeniu croissant podany na talerzu, a obok niego znajdowała się filiżanka z herbatą. Zjadłam śniadanie ze smakiem, to był pierwszy raz, kiedy jadłam tak pyszny rodzaj bułki.

Sprawnie się ubrałam i równo o dziesiątej zapukałam w mahoniowe, potężne drzwi do gabinetu pani Isabelle. Następnie sięgnęłam do gałki i przekręciłam nią, a drzwi ustąpiły ze skrzypnięciem. Uchyliłam je i weszłam do środka, zatrzaskując je za sobą.

- Dzień dobry, Gemma - powitał mnie ciepły uśmiech Anne, która siedziała przed biurkiem Isabelli. - Jak ci mija dzień?

- Dobrze - odpowiedziałam, robiąc niepewny krok do przodu. W pokoju znajdował się jeszcze Robin, który zajmował miejsce obok swojej żony. Próbował się chyba do mnie uśmiechnąć, jednak na jego ustach pojawił się jakiś nieokreślony grymas. Po chwili do biura wpadła pani Isabelle, starając się utrzymać cały stos papierów w jednej ręce, gdyż w drugiej miała filiżankę z kawą.

- Przepraszam za spóźnienie! - sapnęła, rzucając kartki na stół i odwracając się do mnie z uniesionymi brwiami. - Chodź, usiądź tutaj. - chwyciła małe, drewniane krzesełko i ustawiła je w połowie drogi od jej fotela, a krzeseł, na których siedzieli Anne i Robin. Starałam się rozwikłać, o co chodzi w tym wszystkim chodzi, jednak na nic się moje starania zdały. Przez chwilę nawet przez myśl przeszło mi, że wczoraj źle się zachowałam i przyszli się na mnie naskarżyć, ale to raczej nie było w stylu Anne, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Niepewnie usiadłam na wyznaczonym dla mnie miejscu i głośno przełknęłam ślinę. Pani Isabelle wypełniała kartki, które przyniosła, podtykając co jakiś czas jakąś pod nos Robina i prosząc go o złożenie podpisu. Zaczęłam wiercić się niespokojnie na siedzeniu, nie mogąc wytrzymać tej dziwnej atmosfery w pomieszczeniu.

- Okej - nie wytrzymałam. - Powie mi ktoś, co się tutaj dzieje?

- Gemma - uśmiechnęła się do mnie Anne i zrobiła dłuższą przerwę. - Chcielibyśmy żebyś dołączyła do naszej rodziny.

Kiedy wypowiedziała te słowa, czułam jak szok paraliżuje moje ciało. Zamrugałam kilkakrotnie czekając, aż jej słowa do mnie dotrą. Czując, że powinnam coś odpowiedzieć, odchrząknęłam i oblizałam wargi.

- Ja... um - chrząknęłam po raz drugi. - To takie... - wzięłam głęboki oddech. - Nie spodziewałam się tego, ale... dziękuję. Znaczy, cieszę się. O Boże. - zakrztusiłam się powietrzem i zaczęłam głośno kasłać. Anne wstała i poklepała mnie delikatnie po plecach, a kiedy przestałam wydawać z siebie dziwne odgłosy, uklęknęła przede mną i położyła swoje dłonie na moich kolanach.

- Może chcesz wyjść na korytarz i sobie to wszystko przemyśleć? Wiemy, że dla ciebie to na pewno bardzo szokująca i ważna decyzja i rozumiemy, jeśli potrzebujesz czasu, żeby to wszystko przemyśleć.

- Tak, ja może po prostu... wyjdę na korytarz... pomyśleć - uśmiechnęłam się blado, po czym gwałtownie wstałam i wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie plecami. Zamknęłam oczy, czując, że zaczyna mi się robić gorąco. Bardzo cieszyłam się z ich decyzji, ale to wszystko było dla mnie takie dziwne. Nie mogłam uwierzyć, że jutro obudzę się w innym pokoju, a rano powita mnie uśmiech Anne zamiast srogiego spojrzenia Isabelle. Jednak mimo wszystko to dla mnie i tak było... dziwne.

Orphanage ◆ h.s Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz